Zawodówki

i

Autor: Shutterstock Zawodówki

Rząd chce zlikwidować w zawodówki. Co proponuje w zamian?

2016-07-02 14:00

Lepsze dopasowanie systemu szkolnictwa zawodowego do potrzeb rynku pracy – taki cel postawiło sobie Ministerstwo Edukacji Narodowej, które „dobrą zmianę” w oświacie wprowadzać chce nie tylko likwidując gimnazja oraz wprowadzając 8-letnią szkołę podstawową i 4-letnie liceum. Reforma objąć ma również zawodówki.

Na liście zarzutów, jakie MEN stawia obecnym szkołom zawodowym znajduje się m.in. kształcenie młodzieży w zawodach, na które nie ma zapotrzebowania na rynku pracy, kiepskie wyniki uczniów na egzaminach zawodowych czy głosy pracodawców, którzy narzekają na brak odpowiednich kwalifikacji u absolwentów.

Reforma szkolnitwa zawodowego, którą chce wprowadzić rząd PiS ma być lekarstwem na te wszystkie bolączki. Jak ma to wyglądać w praktyce? Anna Zalewska, szefowa MEN zapowiedziała m.in. stopniowe wprowadzanie dualnego systemu kształcenia, włączanie pracodawców w proces kształcenia i egzaminowania, powołanie II stopniowej szkoły branżowej oraz utworzenie Korpusu Fachowców i specjalnego Funduszu Rozwoju Edukacji Zawodowej (FREZ). Co się pod tym kryje?

Czytaj również: Krótka historia kodeksu pracy

Dualny system kształcenia zakłada, że uczniowie dużą część kwalifikacji zdobywają bezpośrednio u pracodawcy, jako ich pracownicy – dzięki temu ich kontakt z zawodem, który mają wykonywać w przyszłości nie ogranicza się tylko do praktyk zawodowych.

Kolejny element, czyli dwustopniowa szkoła branżowa zastąpić ma dotychczasowe zawodówki. W szkołach I stopnia zdobyć będzie można pierwszą kwalifikację zawodową, np. mechanika pojazdów samochodowych, w II stopniu – drugą kwalifikację, czyli np. technika pojazdów samochodowych". W systemie mają pozostać 5-letnie technika.

Zobacz także: Brakuje rąk do pracy, firmy chcą zatrudniać Ukraińców

Korpus Fachowców zapowiadany przez szefową MEN ma być z kolei lekarstwem na brak systemu przygotowania nauczycieli do nauczania przedmiotów zawodowych oraz lukę pokoleniową, z która borykają się szkoły. Rząd chce ją wypełnić specjalistami pozyskanymi z przedsiębiorstw. To właśnie oni tworzyć mają Korpus Fachowców.

Zadaniem Funduszu Rozwoju Edukacji Zawodowej ma być z kolei finansowanie m.in.:  doposażania szkół i centrów kształcenia praktycznego w nowoczesną bazę techno-dydaktyczną; rozbudowa sieci Centrów Kształcenia Praktycznego; kosztów prowadzenia praktycznej nauki zawodu u pracodawcy; organizowanie staży dla nauczycieli kształcenia zawodowego; dodatków motywacyjnych dla nauczycieli kształcenia zawodowego zatrudnionych w szkołach i centrach kształcenia praktycznego; dodatkowych uprawnień branżowych dla uczniów szkół zawodowych; doradztwa zawodowego. MEN przewiduje, że źródłem finansowanie FREZ mogłoby być środki z Funduszu Pracy, Spółek Skarbu Państwa, składki od zrzeszonych przedsiębiorców.

Może Cię zainteresować: Dlaczego Polacy zakładają własne firmy? [RAPORT]

Zdaniem prof. Andrzeja Rabczenki, doradcy prezydenta Pracodawców RP, zmiany proponowane przez rząd idą w dobrym kierunku. Zwraca on jednak uwagę, że cele, które stawia sobie MEN nie są niczym nowym. O potrzebie rozwoju kształcenia dualnego mówiły już poprzednie rządy, jednak do zmiany systemu potrzeba czegoś więcej, niż przemianowanie szkół zawodowych na branżowe.

Według profesora Rabczenki znaczenie dla efektywności całego systemu może mieć na przykład metoda opracowywania zatwierdzania nowych kierunków kształcenia czy opracowywania dla nich programów nauczania, sylabusów itp. W tej chwili procedury te są skomplikowane i zbiurokratyzowane. W efekcie czas, jaki upływa od momentu, w którym pojawia się zapotrzebowanie na fachowców w danym zawodzie, do chwili, w którym uczniowie mogą rozpocząć w nim kształcenie, jest bardzo długi.

- Należałoby zderegulować ten system w taki sposób, aby to nie ministerstwo lub ten czy inny urząd miały w tym względzie głos decydujący - mówi prof. Rabczenko. - Kluczową rolę powinny tu odgrywać związki branżowe pracodawców, których wiedza zarówno na temat kwalifikacji, jakie powinni posiadać pracownicy danej branży, jak i zmian, które w niej zachodzą oraz kierunków, w jakich będzie się ona rozwijała  w przyszłości - jest największa. Mogą oni szybko reagować na zmieniającą się rzeczywistość i są najbardziej zainteresowani doborem drogi kształcenia przyszłych kandydatów do pracy. Dzięki zwiększeniu ich roli w całym systemie stałby się on zdecydowanie bardziej elastyczny.

Czytaj: Kto najdłużej szuka pracy? Nie pracownicy niższego szczebla

Z pewnością tej elastyczności nie znajdziemy w Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji, który siłą rozpędu został wprowadzony w połowie stycznia tego roku. Powstał miedzy innymi z myślą o tym, by polski system kształcenia zawodowego był bardziej kompatybilny z systemem UE. Jednym z argumentów za jego wprowadzeniem było ułatwienie absolwentom z Polski podejmowania pracy za granicą. - Pytanie tylko, czy naszemu krajowi aby na pewno opłaca się finansowanie kształcenia fachowców dla zagranicznych rynków pracy - pyta retorycznie prof. Rabczenko.

Tłumaczy on również, że na sukces naszego systemu kształcenia bardziej niż odgórne zarządzenia większy wpływ będzie miało inwestowanie w dobrych nauczycieli czy praca nad zmianą mentalności samych Polaków, którzy muszą docenić kształcenie zawodowe i kwalifikacje, które dzięki niemu się zdobywa. - Wyzwaniem jest dla nas kształcenie takich pracowników, którzy z jednej strony posiadać będą umiejętności i wiedzę, z drugiej  - chęć i zdolność do ciągłego uczenia się i zdobywania nowych kwalifikacji - mówi Rabczenko.

MK

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze