rakiety i zbrojenie

i

Autor: Shutterstock rakiety i zbrojenie

Rząd kupuje superdrogie rakiety, ale nie będzie mógł ich używać

2016-05-04 21:00

Supernowoczesne rakiety JASSM to technologiczne cacka, marzenie każdej armii na świecie. Z chirurgiczną precyzją potrafią niszczyć cele odległe nawet o setki kilometrów. Resort obrony o zakupach wypowiada się w samych superlatywach. Niewiele jednak słychać o tym, że rakiety ogołocą nasz budżet z miliardów złotych i - co gorsza - że do pełnego ich wykorzystania brakuje nam odpowiednich systemów.

- Kupujemy drogą zabawkę, która niszczy odległe cele, a nie mamy urządzeń, które pozwalają je identyfikować i rozpoznawać. Czym mamy to robić? Wyczytać z brudnego palca? - kpi w money.pl Wojciech Łuczak, ekspert ds. bezpieczeństwa i obronności.

Zobacz również: Amerykańskie apache w polskie armii? Śmigłowce mają być montowane w Łodzi [ZDJĘCIA]

Rakiety JASSM nawet w podstawowej wersji to piekielnie skuteczna broń. Na 8 sekund przed uderzeniem w cel uruchamiają kamerę, która pozwala na ostatnie korekty toru lotu. Dzięki temu trafiają z dokładnością do 2,5 metra. Broń jest wszechstronna i w zależności od celu może uderzyć w niego pod różnymi kątami, co pozwala na niszczenie nawet wzmocnionych bunkrów.

Dwie ćwiczebne rakiety JASSM dotrą do Polski jeszcze w tym roku. W przyszłym dostaniemy całą partię zakontraktowanych 40 pocisków. Umowa z Amerykanami obejmuje nie tylko sprzedaż samych rakiet, ale również pakiet modernizacyjny dla będących na wyposażeniu polskiego lotnictwa samolotów F-16, z pokładu których pociski będą odpalane. Za to wszystko polscy podatnicy zapłacą pół miliarda dolarów czyli blisko 2 mld zł.

Za kosmiczne pieniądze kupujemy kosmiczną technologię, dzięki której zdolności odstraszania ewentualnych przeciwników Polski wzrosną w sposób do tej pory niespotykany. Trudny do wykrycia JASSM lecąc na małej wysokości, dostarcza półtonową bombę na odległość do 370 kilometrów. Zapewne ze względu na swoje właściwości poprzednia ekipa nie wahała się nazywać ich "odstraszającymi kłami Tuska".

Pytanie tylko, na ile te kły mogą skutecznie ranić. - Nie mamy własnego systemu identyfikacji celów, nie mamy narzędzi do tego by, tłumacząc najprościej, widzieć na takie odległości. Nie mamy też przejrzystego systemu podejmowania decyzji o użyciu takiej broni. Żeby ta droga zabawka działała, musi być do niej dedykowany cały system - mówi nam Wojciech Łuczak, ekspert ds. wojskowości.

Czytaj także: 20 tys. zł na utrzymanie państwa. Na co dokładnie poszły nasze pieniądze?

Za to "widzenie" na setki kilometrów powinien odpowiadać nasz własny system satelitarny. Obecnie w tym zakresie korzystamy z wiedzy i sprzętu naszych sojuszników, m.in. z 4 włoskich satelitów zwiadowczych. Nie jest to jednak dostęp bezpośredni. - To oznacza stratę cennego czasu na zgłoszenie takiej prośby w warunkach, kiedy decyzję trzeba podjąć natychmiast - przekonuje Łuczak.

 

Źródło: Money.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze