Start-upy na start. [WYWIAD] z Maciejem Sadowskim, Startup Hub Poland

2017-07-09 19:00

Startupy – środowisko, które jeszcze kilka lat temu zdawało się nie istnieć. Powoli, od podstaw rośnie ekosystem z ogromnym potencjałem, który ma być kołem zamachowym polskiej gospodarki. To w dużej mierze dla nich powstaje Konstytucja dla Biznesu. To dla nich pojawiają się publiczne, ale i prywatne inicjatywy, które z branży z potencjałem chcą wycisnąć najlepsze projekty. Między innymi o tym, jak należy oceniać potencjał młodych przedsiębiorców, pozycji i zadaniach Polski w ich rozwoju i błędach start-upowców opowiedział Super Biznesowi Maciej Sadowski, prezes fundacji Startup Hub Poland.

Nikola Bochyńska, Super Biznes: Wydaje się, że najlepsze dopiero przed nami, jeśli chodzi o środowisko start-upowe. Niedawno jeszcze prawie nieistniejące w Polsce, obecnie zaczyna rozkwitać. Powstają programy akceleracyjne, pojawia się coraz więcej oddolnych inicjatyw, spotkań, które mają służyć nawiązywaniu relacji pomiędzy doświadczonymi przedsiębiorcami a start-upowcami. Jak przez ostatni rok zmienił się ekosytem start-upów?

Maciej Sadowski, prezes fundacji Startup Hub Poland: Rzeczywiście, ostatni rok zapamiętamy jako rok nowych funduszy i akceleratorów. Przy wsparciu np. Narodowego Centrum Badań i Rozwoju pojawiło się kilkanaście adresów, pod które należy zastukać, szukając inwestycji. Co ważne, są zarządzane przez doświadczonych specjalistów rynku innowacji i wysokiego ryzyka. Akceleratory, czyli swoiste poligony treningowe dla startupów potroiły swoją liczbę. Mamy też dwa nowe ściśle prywatne fundusze venture capital – jest to cenny sygnał, że inwestycje w startupy mogą się bardzo opłacać. W ostatnim roku wszystkich ucieszyło też osiągnięcie przez polskie cyfrowe flagowce - Allegro i CD Projekt Red - rekordowej, bo miliardowej wyceny (i to liczonej w dolarach). To właśnie dobra ilustracja udanego startupu: 15 lat temu mało kto o nich słyszał. Dziś stanowią produktową i ekonomiczną potęgę.

 

- Można chyba użyć stwierdzenia, że „Polska jest start-upem wśród krajów wspierających młodych przedsiębiorców"? Rozwijamy się, ale wciąż jest wiele do zrobienia. Nadal możemy uczyć się od Doliny Krzemowej czy Izraela.

Rozumiem powab tej metafory, sam ją czasem stosuję. Polska to jednak tysiącletni projekt doświadczony dziesiątkami strategii i setkami zarządów. Startupem czynić nas może to, że w 1989 roku z poziomu faktycznej zapaści, na skutek wyzwolenia nieprawdopodobnej inicjatywy prywatnej, wiary we własne siły i "amerykańskiej tęsknoty", trafiliśmy do grona jednego z najatrakcyjniejszych rynków Europy, a moim zdaniem jeśli chodzi o ofertę dla początkujących innowatorów - także świata. Kluczem do dogonienia Stanów i Izraela są talenty technologiczne. Kraje, na których się wzorujemy, prowadzą systematyczną i wydajną akcję przyciągania największych umysłów z zewnątrz, co nawiasem mówiąc sprzyja utrzymywaniu rodzimych liderów w granicach własnej gospodarki.

 

- Co w takim razie Polska może dać młodym biznesmanom, którzy zdecydują się założyć biznes w kraju, a nie powiedzmy - w którymś z rajów podatkowych? Póki co nie można mówić o mało skomplikowanym systemie podatkowym czy uproszczeniu przepisów. Konstytucja dla Biznesu, choć obiecana jesienią ubiegłego roku, nadal się tworzy.

Rolą Konstytucji jest wyznaczanie azymutu we wspólnym rejsie, ale żeby dopłynąć do portu potrzebna jest jeszcze synchronizacja wszystkich załóg na statku. A w szczególności załóg kluczowych dla integralności kadłuba, jak służby skarbowe i kadra urzędnicza (uśmiech). Trzymając się tego porównania, przedsiębiorcy to żagle. Trzeba dać im się rozwinąć i dbać o olinowanie. W polskim przypadku olinowanie to splot bardzo dobrej infrastruktury, doskonałej jakości specjalistów, niezłego rynku wewnętrznego (idealnego do testów produktu) i nieskrępowanego dostępu do rynku unijnego. Wszystko to wzmocnione hojną ofertą finansową. Oceniam, że z końcem roku na rynku innowacji dostępnych będzie blisko 3 mld złotych. Moja wymarzona fregata powinna mieć jeszcze jeden atut: umiejętność zaciągu do załogi także najlepszych żeglarzy z całego świata, którzy będą rywalizować o miejsce na naszym pokładzie.

 

- Kolejną, istotną kwestią jest system finansowania start-upów. Jak oceniłby Pan wsparcie pod tym względem, co w tym kontekście można jeszcze zrobić, naprawić?

Łatwo mi to powiedzieć mając na nosie okulary przedsiębiorcy - wiem, że to trudne zadanie dla urzędników. Ale konieczne jest uproszczenie procedur, obniżenie poziomu niepewności administracyjnej po stronie przedsiębiorców. Od 10 bodaj lat zachęcamy naukowców do budowania własnych startupów. Kiedy pionierzy się na to decydują, reszta obserwuje z bezpiecznego dystansu. I widzą, jak ich koledzy zamiast modlić się o dobre wyniki badań w swoim laboratorium, modlą się o korzystną decyzję urzędnika. Jesteśmy wciąż na etapie wypracowywania procedur - każda strona powinna mieć proste schematy, życzliwość do siebie i stałą orientację na wspólny dla nich cel: powołania do życia tysięcy konkurencyjnych globalnie spółek high-tech. Musimy uniknąć sytuacji, w której przewaga, którą tworzy wsparcie finansowe, wytraci się na biurokratycznych przeszkodach.

 

- Ostatnio uruchomiliście kolejną edycję Startup Hub Warsaw, warszawskiego programu akceleracyjnego. Do kogo skierowany jest program i co może zyskać młody przedsiębiorca, biorąc w nim udział?

Zeszłoroczni uczestnicy to najlepsza ilustracja, kogo i po co wspieramy. Startup Wandlee "uczy algorytmy" komunikatorów internetowych służyć pomocą nam, użytkownikom. Wandlee wygrało nagrodę główną - kilkadziesiąt tysięcy złotych na start bez oddawania udziałów w spółce. Dzięki zajęciom z inwestorami, praktykami biznesu, prawnikami i inżynierami z "dużego przemysłu" w jedno lato nastawiła się na szybki rozwój. Prezes Wandlee mówi mi dziś, że Startup Hub Warsaw był dla niego awansem do elitarnego klubu najlepszych startupów z całego regionu. Sam przyjechał do Warszawy z Ukrainy. Wytrwanie międzynarodowej konkurencji to lepszy paszport do globalnego biznesu. Od czasu Startup Hub Warsaw (wrzesień 2016) spółka zdążyła już pozyskać kilkunastu pierwszoligowych klientów.

 

- Co daje wsparcie akceleratora początkującemu biznesowi?

Startupy, które przejdą naszą selekcję, w tym roku powalczą o nagrody - aż 100 tys. złotych. Jednak wiem, że dla ambitnych młodych firm informatycznych czy przedsiębiorców z tzw. branż kreatywnych największym atutem jest kilkutygodniowa praca ręka w rękę z inwestorami i przemysłem. Ta relacja musi tworzyć się przy stole warsztatowym i po imieniu, a nie w sali konferencyjnej pod krawatem. 100 tys. złotych to świetna zaliczka na start, ale prawdziwy kapitał leży po stronie rozwoju umiejętności praktycznych i kontaktów z ludźmi, którzy decydują o warszawskim i polskim high-techu.

 

- Z którą gałęzią biznesu radzimy sobie według Pana najlepiej, w której branży jest najwięcej inicjatyw? Czy naprawdę mamy szanse być pionierem w zakresie nanotechnologii, cyberbezpieczeństwa, IT?

W tej edycji akceleratora rekrutujemy szeroko, ale koncentrujemy się na projektach cyfrowych. Stawiamy mocno na bezpieczeństwo w sieci, wirtualną rzeczywistość, sztuczną inteligencję, ale także komputerowy czy techniczny design. Zbyt rzadko się o tym mówi, ale choćby nasza branża meblarska to światowa potęga. Czy wie Pani, ile tam jest przestrzeni do innowacji cyfrowych? Polska jest też moim zdaniem "przyczajonym" wulkanem biotechnologii i nano-inżynierii. Pierwsze efekty takich projektów widoczne są po 5-7 latach, więc mało czytamy o nich w codziennej prasówce i na portalach społecznościowych. Ale to w neuro-naukach, transplantologii, diagnostyce i onkologii czai się polski potencjał miliardowych zysków, nie tylko w cyfrze i aplikacjach internetowych. Te dziedziny interesują mnie najbardziej od strony inwestycyjnej.

 

- Odnoszę wrażenie, że innowacyjność to ostatnio bardzo popularne słowo, które szczególnie często jest używane, a nawet nadużywane w kontekście start-upów. Ile ze zgłaszanych do Was pomysłów jest tak naprawdę innowacyjnych?

Co roku przez wszystkie orbity i satelity Startup Hub Poland przewija się kilka tysięcy projektów, poza Polską głównie z Ukrainy, Rosji, Białorusi, Łotwy i Stanów Zjednoczonych (szukamy talentów także wśród Polonii). Większość z nich jest interesująca i stoją za nimi poważni, zdolni ludzie. Ale ma pani rację, że tylko część z nich ma w sobie ziarna prawdziwie zyskownych przedsięwzięć. Tych jest ok. 20 proc. Przełom na skalę globalną, czyli to, co w Polsce chcę widzieć jako efekt naszej pracy, dostrzegamy w DNA kilkunastu, kilkudziesięciu technologii rocznie. Na pewno zdarzy nam się przeoczyć diament tu i ówdzie. To robota prawdziwie syzyfowa - łączyć masowość na wejściu i elitarność na wyjściu (śmiech).

 

- Zniesienie wiz dla Ukraińców czy Białorusinów różnie jest oceniane pod względem sytuacji na rynku pracy. A jak ocenia ten ruch rynek start-upów? Jaki procent stanowią pomysły przedsiębiorców z Europy Wschodniej wśród wszystkich zgłoszeń?

Jak oceniam migrację Ukraińców do Polski? Pani Redaktor: jednoznacznie pozytywnie! Postęp gospodarczy załamie się bez odpowiedniej demografii. Proszę spojrzeć na raporty - obok Włoch, Polska jest krajem unijnym o najgorszej prognozie demograficznej. Dziś wielkość narodów wyznacza nie terytorium i zasoby kopalne, ale harmonijnie pulsująca gospodarka i tzw. soft power. U nas tętno zaburzy zaraz brak rąk do pracy. Co do startupów: nasza misja to znaleźć najlepszych inżynierów i specjalistów i zadbać o to, żeby trafili na swoich odpowiedników w Polsce: inwestorów, biznesmenów, naukowców. Na podobnych przecięciach - jak uczy przykład USA - powstają przełomowe produkty i usługi. Apple, Amazon, Google, czy Ebay akcentują potencjał swojej różnorodności i rolę migrantów w ich rozwoju.

 

- Jakie błędy najczęściej popełniają organizacje, które zgłaszają się do Was z prośbą o wsparcie i mentoring w działaniu?

Błędem jest zaniedbanie researchu internernetowego. Gwarantuję każdemu, że na "nasz pomysł" ktoś już gdzieś wpadł. To nie przekreśla nas w rywalizacji, ale budowanie czegoś po ciemku, bez oświetlenia swojego warsztatu i uwidocznienia mocnych i słabszych stron, to strata czasu. Jeśli przed tym się ustrzeżemy, to kolejnym błędem jest ukrywanie nienajlepszych wyników naszych studiów nad konkurencją. Inwestor chętnie wesprze zespół, który pokaże mu, w czym ten potrzebuje wsparcia. Udawanie siły to marny kamuflaż w biznesie. Jego utrzymanie kosztuje zbyt wiele energii, która w startupie musi iść w produkt. Mówiąc krótko, chyba największym błędem jest nieporozumienie dotyczące słabości. Silny zespół się ich nie boi, tylko je nazywa.

 

- Jak scharakteryzowałby Pan przeciętnego start-upowca? Mówi się, że tzw. pokolenie „Y" nie chce już pracować w korporacji, woli zakładać własny biznes, ponieważ nie widzi się w sztywnym systemie hierarchii i zasad, które proponują „korpo".

Dobrze opisuje Pani to zjawisko. Ale zaskoczę Panią: dla mnie idealny startupowiec to osoba doświadczona, z doświadczeniami w "korpo" ale i własnymi eksperymentami na koncie, nadal posiadająca w sobie zew przygody, ale także i mądrość wędrowca. To osoba, która potrafi przedstawić własne porażki jako kapitał na dalszą drogę. To osoba, której gotowość do podejmowania ryzyka w najgorszym scenariuszu nie pozbawi jej środków do życia. To człowiek posiadający kontakty z poprzednich prac, projektów i uczelni. Pokolenie "Y" czy "Z" według mnie powinno spojrzeć z zainteresowaniem na wspólników mających 30, 40 i 50 lat. Nie rozmawiałbym dziś z Panią, gdyby nie praca w zespołach z wybitnymi starszymi ode mnie kolegami i koleżankami.

 

- W takim razie życzę dalszych sukcesów i dziękuję za rozmowę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze