Znany polski youtuber usłyszał pierwsze zarzuty! Zobacz na czym zarabiał [GALERIA]

2018-03-25 1:25

Głośna sprawa polskiego youtubera (a przede wszystkim streamera) będzie miała finał w prokuraturze. Rzecznik poznańskiej policji poinformował, że Grzegorz G. został zatrzymany i usyszał pierwsze zarzuty.

- Mężczyźnie przedstawiono zarzuty nawoływania do nienawiści. Zdecydowano także o objęciu go dozorem policyjnym, oraz poręczeniem majątkowym. Dodatkowo, na mężczyznę nałożono zakaz wystąpień publicznych w Internecie – powiedział Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji. Póki co, zatrzymanemu Grzegorzowi G. grozi do 2 lat pozbawiania wolności. Rzecznik dodaje jednak, że sprawa trwa i youtuber może mieć postawione kolejne zarzuty, o które tak mocno zabiega opinia publiczna. Są to zarzuty dotyczące gróźb karalnych, namawiania do popełnienie przestępstwa oraz namawiania nieletnich dziewczynek do rozbierania się przed kamerkami internetowymi.

O sprawie Grzegorza G. mówiło się już od kilkunastu dni. Obserwowany przez ponad 250 tys. fanów youtuber i streamer na publikowanych w sieci filmach miał m.in. proponować 13-latce seks za 2000 zł. Inni internauci postawili sobie za punkt honoru, by zainteresowała się tym policja. Pomógł Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Na swoim profilu na facebook'u zamieścił materiał dowodowy.

Tyle, że takich jak zatrzymany jest dużo więcej. Możliwość publikowania „relacji na żywo" dają nam niemal wszystkie media społecznościowe. Na niektórych jednak istnieje opcja „donate", czyli dobrowolnych wpłat, które oglądający może przelać autorowi relacji. To właśnie dzięki nim „streamerzy" zarabiają. Dla niektórych to tylko niewielki dodatek, dla innych „zwykła" pensja. Jak wysokie kwoty można uzyskać na tych dobrowolnych wpłatach?

Zobacz również: Podpisałeś umowę na telefon lub internet? Sprawdź, kiedy możesz od niej odstąpić

- Od kilkuset złotych do kilku, a nawet kilkunastu tysięcy złotych – twierdzi portal streamerzy.pl - Najlepsi światowi streamerzy mogą pozwolić sobie na zarobki często kilkukrotnie przekraczające średnie płace w danym kraju.

PRZEKLEŃSTWA DŹWIGNIĄ HANDLU?

Nikogo chyba nie dziwi, że w dzisiejszych czasach ludzie zarabiają na internecie. Dziwić może kwestia za co streamerzy dokładnie otrzymują pieniądze od widzów. Swego czasu najpopularniejszą formą relacji na żywo były te, w których internetowi twórcy grali w gry wideo. Już wtedy zauważono, że niewybredny język i wyzwiska kierowane w stronę wirtualnych przeciwników podnoszą oglądalność. To doprowadziło do narodzin tzw. pato-streamerów.

Przykładowy film? Dwóch mężczyzn i ich znajoma prowadzą relację ze swojego mieszkania. Na stole nie brakuje alkoholu, co już jest nadużyciem, bowiem można stwierdzić, że to swego rodzaju reklama trunków z procentami, a dostęp do niej mają także niepełnoletni. To jednak nie wszystko – osoby na filmie wydają się same być w stanie wskazującym. Wulgaryzmy sypią się z ich ust, a oglądający co chwila wpłacają kolejne pieniądze. W końcu jeden z mężczyzn zaczyna obmacywać kobietę, której ewidentnie się to nie podoba. Drugi nieustannie ją wyzywa. W końcu ta nie wytrzymuje i uderza w twarz autora relacji, na co ten opluwa kobietę, zarzucając stekiem wyzwisk. Napis na dole filmu informuje nas, że jego „bohaterzy" zarobili ponad 4 tys. złotych.

- W Polsce internet nie ma niemal żadnych regulacji, stąd właśnie takie filmy, o takich treściach – tłumaczy dr Justyna Sarnowska, socjolog Uniwersytetu SWPS. - Przypomina mi to trochę igrzyska, gdzie ludzie domagają się krwi. W tym przypadku sprzyja im jeszcze to, że widzów otacza aura anonimowości. Kryją się bowiem pod internetowymi nickami.

Czytaj koniecznie: Cała prawda o Tinderze. Przygodny seks i chamskie oszustwa

I właśnie to ludzie, którzy płacą pato-streamerom, swoimi komentarzami na żywo zachęcają do kolejnych działań. Mamy więc nieustanną falę bójek między pijanymi bohaterami relacji, podpalanie mebli, a wyzwiska powszednieją. Dlatego niektórzy postanowili pójść o krok dalej.

PRZEKRACZANIE WSZELKICH GRANIC

Streamer zatrzymany przez policję podczas swoich relacji rozmawiał na video-chacie z przypadkowo poznanymi osobami. Wśród nich było wiele kobiet. Streamer zachęcał je, by przed internetową kamerą rozbierały się czy wręcz namawiał na seks, zapewniając że tylko on to widzi. Było to oczywiście kłamstwo, bowiem oglądały go wtedy tysiące osób. Pato-streamer nie pytał swoich rozmówczyń o wiek. Niektóre z nich były nieletnie.

- Zgodnie z konstytucją, każdy kto jest świadkiem przestępstwa nie „może" je zgłosić, ale wręcz ma obowiązek – mówi nam rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej, Ewa Bialik.

Zgłaszać było co. Wspomniany streamer dopuszczał się także nawoływania do nienawiści – wielokrotnie namawiał swoich widzów, by ci zasypywali obraźliwymi komentarzami streamy czy filmy innych osób, często zaledwie kilkuletnich. Kiedy indziej, na oczach widzów, życzył pewnej dziewczynie gwałtu przy okazji wyzywając ją od najgorszych. Jeden z portali, na których te filmy są dostępne, zaczął je powoli usuwać dopiero teraz.

ZOBACZ KONIECZNIE: Bojkot Facebooka wspiera znany bank. Jim Carrey śmieje się z Zuckerberga

JAK NIE CHODZI O PIENIĄDZE, TO CHODZI O... LAJKI

- Popularność pato-streamerów sprawiła, że algorytmy wyświetlają je coraz większej ilości młodych ludzi – wyjaśnia na swoim kanale popularny vloger, Sylwester Wardęga.

A kolejnych kanałów z relacjami na żywo wciąż przybywa. Na jednym z portali społecznościowych powstała grupa „Magic Squad", która przede wszystkim zrzesza nieletnich. Codziennie można na niej zobaczyć kilkadziesiąt „streamów". Młodzi ludzi na nich piją, palą i opowiadają intymne szczegóły ze swojego życia. Potencjalnych widzów jest ponad 650 tysięcy (tylu członków liczby grupa). Tu jednak nikt na filmowaniu swojego prywatnego życia nie zarabia. Nastoletni autorzy robią to dla lajków, wyświetleń i komentarzy.

NIE TYLKO ANONIMOWI UŻYTKOWNICY

Pato-streamingiem zajęli się też ci, którzy nie tak dawno byli na ustach całej Polski. Kandydat na prezydenta z 2006 roku, a także prokurator w jednym z filmów Patryka Vegi, Krzysztof Kononowicz swoje relacje prowadzi ze współlokatorem, niejakim „Majorem" Suchodolskim. Podczas nich niejednokrotnie między dwójką bohaterów dochodzi do przepychanek czy wyzwisk. Nie lepiej reagują internauci – choć oglądają i dobrowolnie wpłacają Kononowiczowi oraz Suchodolskiemu pieniądze, przy okazji obrażają ich w każdy możliwy sposób. W swojej nieroztropności twórcy relacji ujawnili nawet adres, pod którym mieszkają. Widzowie natychmiast to wykorzystali – na adres Krzysztofa Kononowicza zamawiali pizzę, kebaby, a nawet wysłali paczkę wypełnioną odchodami.

W końcu każdy chciałby przeżyć swoje 5 minut sławy... cena wydaje się nie mieć znaczenia.

Potencjalnych widzów jest ponad 650 tysięcy (tylu członków liczby grupa). Tu jednak nikt na filmowaniu swojego prywatnego życia nie zarabia. Nastoletni autorzy robią to dla lajków, wyświetleń i komentarzy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze