Wszystko zaczęło się od Międzynarodowej Organizacji Pracy, która orzekła, że nie widzi podstaw, by wykluczać samozatrudnionych, zleceniobiorców i dziełobiorców z grona potencjalnych związkowców. W rezultacie OPZZ zaskarżył obowiązującą ustawę o związkach zawodowych do Trybunału Konstytucyjnego. Ten ogłosił niezgodność z Konstytucją RP i dodał, że Polska jest zobowiązana do przestrzegania postanowień Konwencji nr 87 MOP dotycząca wolności związkowej i ochrony praw związkowych, przyjętą... w lipcu 1948 roku!
Władze zasłaniały się... niewłaściwym tłumaczeniem słowa z oryginalnego tekstu konwencji. W polskim tekście był pracownik, w oryginale zatrudniony. Wedle szacunków OPZZ około 1,4 miliona pracowników w Polsce jest zatrudnionych na umowy cywilno-prawne plus drugie tyle samozatrudnionych plus ponad 700 tysięcy osób zatrudnionych przez agencje pośrednictwa pracy, które wedle wiedzy związku zazwyczaj nie pracują na etatach. Czyli liczba wykluczonych przekracza 3 miliony osób.
ZOBACZ TEŻ: Najem i zakup mieszkania w kosztach firmy
W projekcie rządu wykluczenie jednak nie znika. Dlatego, że - nie wiedzieć czemu - do związku można wstapić dopiero po pół roku pracy w formie innej niż stosunek pracy. I dodatkowo jest słowo "nieprzerwanie", co oznacza że choćby jeden dzień mniej, czyli np. 6 miesięczna umowa krótsza o dzień, pozbawia nas, wedle projektu, prawa do zrzeszania.