- Może i mniejsze opakowanie, ale za to cena taka sama - zauważył jeden z użytkowników Wykopu, który postanowił kupić dziecku popularny mus owocowy w tubce. Produkt, który jeszcze miesiąc temu zawierał 90 g, dziś ma 80 g. Oczywiście oszczędność na tym odczuwa wyłącznie producent, ponieważ cena z perspektywy konsumenta w najlepszym wypadku się nie zmienia. Już wcześniej zjawisko zauważyli Niemcy, którzy masowo wysyłali skargi do urzedu ochrony konsumentów. Mówiło się wtedy o "shrinkflacji". Pomysł na zmniejszenie "cichaczem" ilości produktu w opakowaniu nie jest nowy. W handlu nazywa się to downsizingiem. Wikipedia definiuje to jako " celowe zmniejszanie wag lub ilości produktów w opakowaniu lub zawartości głównych (droższych) składników w produkcie przy zachowaniu tej samej ceny, stosowane głównie w celu redukcji kosztów i zwiększenia zyskowności".
Strategia nabrała na sile podczas inflacji i problemów gospodarczych związanych z niesprowokowanym atakiem Rosji na Ukrainę. Podczas gdy surowce są coraz droższe, utrzymanie dotychczasowej wagi wiązałoby się z podniesieniem już i tak rosnących cen. Zmniejszenie produktu sprawia, że chociaż powierzchownie można zapewnić klientowi poczucie stałej ceny.
- Cel takiego zabiegu jest oczywisty: odrobina mniej towaru, np. 9 zamiast 10 chusteczek w paczce, to dla klienta niewielka różnica, ale w masowej produkcji daje olbrzymie oszczędności (...). Producenci, z którymi rozmawiałem, nieoficjalnie mówią, że to handlowcy zmuszają ich do zmniejszania opakowań albo stosowania niestandardowych ilości sprzedawanego produktu, bo dla nich najważniejsze jest, żeby klient na sklepowej półce zobaczył jak najniższą cenę - tłumaczyła Wyborcza.biz jeszcze w 2016 r.
Na swoim instagramie, chwyty stosowane przez sieci i producentów opisała dziennikarka Katarzyna Bosacka. Jak zwróciła uwagę, o problemie pisze do niej coraz wiecej osób. - Serek po lewej stronie waży 220 g i zawiera 11 g białka, z kolei ten po prawej z uwagi na to, że się zmniejszył do 200 g, to ilość białka pozostała w nim ta sama (5,3 g/100 g), ale w takiej objętości jest to 12 g (czym oczywiście producent chwali się na opakowaniu) - opisała.
Podobne przykłady można mnożyć: makaron spaghetti zmniejszył się z 500 g do 400 g, soki warzywne w z pozoru identycznych butelkach mają różne zawartości. - Na pierwszy rzut oka butelka po prawej stronie jest wyższa od tej po lewej, ale kiedy wczytamy się w gramaturę na „cenówkach” okazuje się, że to produkt po prawej stronie jest mniejszy – waży 300 ml, a ten po lewej 330 ml (węższa szyjka butelki sprawia wrażenie wyższego produktu), cena oczywiście ta sama - opisała Bosacka.
- Wygląda na to, że to sposób producentów żywności na inflację… bo praktyka trwa od lat, ale teraz się nasiliła… – oceniła.