Kluczowym punktem programu, który przekonał Torysów do poparcia Liz Truss, jest obniżka podatków. Polityczka nie czekała na oficjalne objęcie stanowiska i już wcześniej ogłosiła swój plan złagodzenia wpływu kryzysu energetycznego na budżety domowe Brytyjczyków.
Rachunki za prąd i ogrzewanie na stałym poziomie?
Wzrost cen energii elektrycznej i gazu jest palącym problemem oraz głównym zmartwieniem mieszkańców Wysp. Przeciętne gospodarstwo domowe stoi przed perspektywą podwyżki kosztów energii o 80 proc. w porównaniu z poprzednim sezonem grzewczym.
Ze statystyk wynika, że jedna brytyjska rodzina dotychczas wydawała na ogrzewanie i prąd średnio 1971 funtów rocznie. Prognozowano, że w tym roku wydatki na ten cel przekroczą 3500 funtów. Oznacza to, że rachunki pochłonęłyby ok. 10 proc. budżetu gospodarstw domowych. Tymczasem plan trzeciej premier w historii Wielkiej Brytanii zakłada utrzymanie wysokość rachunków na dotychczasowym lub nawet niższym poziomie. Utracone przez dostawców przychody mają – wg strategii Truss – pokryć rządowe rekompensaty. Co więcej, zapowiedziany został pakiet osłonowy dla firm o wartości kolejnych 40 mld funtów.
– To gigantyczne obciążenie fiskalne i koszt dla budżetu rzędu 130 miliardów funtów. Stawka jest jednak bardzo wysoka. Brytyjska gospodarka zmierza ku recesji, a kryzys energetyczny sprawia, że może być ona szczególnie głęboka. Na szali jest też zaufanie do władz bardzo mocno nadszarpnięte przez liczne skandale, których bohaterem był poprzedni premier Boris Johnson – przypomina Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Funt w górę, ale jeszcze daleko od dawnej świetności
Plany ulżenia konsumentom to dobra wiadomość dla mocno poturbowanego funta. W tym roku obok jena i korony szwedzkiej stał się on najsłabszy wśród walut gospodarek rozwiniętych. Do dolara stracił 15 proc. i jest najtańszy od pandemicznego krachu. Jeszcze w połowie 2021 r. funt był wart ponad 1,40 USD. Dziś wyceniany jest na dolara i piętnaście centów.
Problemy wrażliwego na wahania nastrojów inwestorów i bezsilnego wobec dominacji dolara funta widać także w kursach walut w relacji do złotego. W czasie, gdy frank i dolar są praktycznie najdroższe w historii, kurs GBP/PLN w tym roku praktycznie nie wzrósł i jest poniżej 5,40.
– Wprawdzie w poniedziałek pojawiły się iskierki optymizmu. Kurs funta w relacji do dolara wyraźnie odbił z długoterminowych dołków, ale optymizm może być jednak przedwczesny. Do zmiany trendu w notowaniach brytyjskiej waluty droga jest daleka – ocenia Bartosz Sawicki.
Bank, który nie jest atutem. Konflikt, który może się zaognić
Ostrożną ocenę analityka Cinkciarz.pl uzasadniają problemy piętrzące się przed gospodarką Wielkiej Brytanii. Wprawdzie pierwsze kroki premier Liz Truss przyjmowane są optymistycznie, ale im dalej w las, tym w politycznej agendzie byłej minister spraw zagranicznych więcej powodów do niepokoju.
Na bliższy plan mogą wychodzić m.in. relacje Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Tarcia dotyczące protokołu północnoirlandzkiego (w brytyjskim parlamencie trwają prace nad wyłączeniem części jego zapisów) prowadzić mogą potencjalnie do otwartego konfliktu z Brukselą i wypowiedzenia umowy o wolnym handlu.
– Jest to niewątpliwie największe z potencjalnych ryzyk dla brytyjskiej gospodarki i funta. Wpływ brexitu w czasach wojny i pandemii był trudny do wyizolowania i oszacowania, lecz z pewnością odgrywa rolę w słabości brytyjskiej gospodarki – wskazuje Bartosz Sawicki.
Plan premier Liz Truss zwiększa szanse, że w 2023 r. konsumpcja w brytyjskiej gospodarce odnotuje jakikolwiek wzrost. Daje cień szansy na uniknięcie skurczenia się PKB o 1,5 proc., co obecnie zakładają oficjalne prognozy Banku Anglii. Wraz z luzowaniem fiskalnym pojawi się też przestrzeń do mocniejszych podwyżek stóp procentowych, zakończenia cyklu na wyższym pułapie i później niż jest to obecnie wyceniane. Przed nominacją Truss inwestorzy sądzili, że podwyżki zostaną sfinalizowane na początku 2023 r. i na poziomie poniżej 4,5 proc. Ewentualna zmiana byłaby tu o tyle istotna, że polityka monetarna Banku Anglii w zaledwie rok z atutu stała się kulą u nogi brytyjskiej waluty i sprawiła, że przeszła ona drogę od lidera do marudera w walutowej stawce.
– Brytyjska gospodarka bardzo szybko odbiła się po pandemii dzięki sprawnej kampanii szczepień przeciw COVID-19 i znoszeniu restrykcji. Bank Anglii już pod koniec ubiegłego roku, czyli na długo przed Rezerwą Federalną, nie mówiąc już o Europejskim Banku Centralnym, podniósł stopy procentowe. Obecnie jednak jako pierwszy zdążył złagodzić ton i wręcz razi pesymizmem. Żaden z głównych banków centralnych tak otwarcie nie zwiastuje w swoich prognozach dotkliwej recesji idącej w parze z uporczywym wzrostem cen, jak robi to Bank Anglii, który dopiero przy dwucyfrowej inflacji zdecydował się na podwyżkę stóp o więcej niż 25 pkt bazowych. Mimo wczesnego startu podwyżek główna stopa w Wielkiej Brytanii to obecnie 1,75 proc. Fed potrzebował zaledwie kilku miesięcy, by nie tylko dogonić brytyjskich bankierów, ale zostawić ich daleko w tyle, co sprawia, że funt także został w tyle za dolarem – komentuje analityk Cinkciarz.pl.
Źródło: Analiza Bartosza Sawickiego - analityka Cinkciarz.pl