Pochody 1 maja

i

Autor: Narodowe Archiwum Cyfrowe Pochód pierwszomajowy w Warszawie

Tak się święcił 1 Maja w PRL-u. Wspomnienia naszych czytelników [ŚWIĘTO PRACY]

2020-05-01 11:19

1 Maja, Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy, był jednym z najważniejszych świąt za czasów PRL-u. Jak naprawdę wyglądały jego obchody?

1 maja - Święto Pracy w PRL-u
Święto Pracy kojarzy się z komuną, jak mało które. No, może jeszcze oprócz 22 lipca. Czy dla Polaków jego obchodzenie było przymusem, czy przyjemnością?
Czy obecność na pierwszomajowych pochodach była obowiązkowa? Co sprzedawano na towarzyszących uroczystościom festynach? Postanowiliśmy sprawdzić, jak 1 Maja w czasach PRL-u wspominają nasi czytelnicy.

Jan (82 l.), Warszawa:

Zawsze byłem trochę przekorny. W PRL-u, mając 17 lat, zatrudniłem się w państwowej instytucji, ale komuchem nie byłem nigdy. Mieliśmy siedzibę w Alejach Jerozolimskich. Jak w okolicy zbudowali Dom Partii [oddany do użytku w 1952 r., dziś jest siedzibą Warszawskiej Giełdy Towarowej – red.] to puścili ulicą pochody, żeby można było go podziwiać. Ludzie szli pod moim biurem, ja obserwowałem wszystko z góry. Co robiłem w pracy w wolny dzień? Już tłumaczę.

ZOBACZ TEŻ: Zatonięcie Titanica. Największy przekręt ubezpieczeniowy w historii? [WIDEO]

Na pochód trzeba było iść, a ja nie miałem najmniejszego zamiaru. Na szczęście we wszystkich ważniejszych instytucjach były dyżury, żeby ktoś był na posterunku, jakby miały wybuchnąć jakieś zamieszki czy coś w podobie. Czarna reakcja - tak to wtedy nazywali! Ja zgłaszałem się na taki dyżur, bo wtedy było się zwolnionym z pochodu, a jeszcze wolne można było sobie odebrać. Siedziałem w pracy od 6.00 do 14.00, a gdyby coś się działo, miałem dzwonić do ministerstwa. Ach, raz byłem na pochodzie! Moja córka miała wtedy 6 lat i bardzo chciała iść. No to jak tu odmówić dziecku?

Maria (52 l.), córka pana Jana:

Na pochodzie byłam tylko raz w życiu, wtedy z ojcem. To był chyba 1971 r. Ludzie szli ul. Marszałkowską, żeby minąć Pałac Kultury [oddany do użytku w 1955 r. - red.]. Chciałam zobaczyć na trybunie pana Gierka. Zawsze, jak widziałam go w telewizji, to był wesoły i machał, a na żywo był jakiś taki smutny. Pamiętam też, że w Święto Pracy w telewizji zawsze pokazywali transmisję uroczystości z Moskwy, przemawiał Breżniew. A potem pokazywali pochody z Warszawy i innych miast.

U nas w domu udział w całym tym święcie odbierano jako popieranie komunizmu, dlatego na pochody nikt nie chodził. Zresztą już za moich czasów takiego przymusu nie było – brał udział, kto chciał, chyba że na kogoś wywierano nacisk w miejscu zatrudnienia. Pokazanie się w tłumie zawsze było jednak mile widziane. Mnie w latach 80-tych w pracy namawiali do pójścia na pochód, ale powiedziałam, że za Chiny Ludowe się nie wybiorę. Nigdy nie wyciągnięto wobec mnie konsekwencji.

Mam jeszcze wspomnienie, że partyjni sąsiedzi przynosili z pochodów jakieś takie kwiaty z bibuły. Pewnie kupowali je sobie na festynie. Ach, jeszcze jedno: uczyli nas w szkole o 1 Maja. Na muzyce i rosyjskim. Pamiętam nawet fragment piosenki: pachniesz, pachniesz, Pierwszy Maju, pachniesz, pach... Jak to leciało? Świtem w całym kraju? Nie, zaraz! Kwitniesz, kwiecie w cały kraju. No, coś takiego to było.

Elżbieta (61 l.), Końskie:

Chodziłam na pochody pierwszomajowe, bo był taki „prikaz”. Pamiętam dwa okresy – szkolny i z czasów, kiedy już pracowałam. W szkole naciskano na naszą obecność podczas przemarszu do tego stopnia, że listę sprawdzano przed rozpoczęciem pochodu, a potem jeszcze, kiedy się skończył! Uczniowie musieli się odpowiednio ubrać, tzn. założyć białą bluzkę i ciemny dół albo coś w tym rodzaju. Nie pamiętam, żebyśmy robili transparenty, niosło się tylko planszę z nazwą szkoły, mieliśmy też niewielkie flagi zwane szturmówkami. Transparenty niosły za to zakłady pracy. Szło się w dużych grupach. Na początku pochodu byli partyjni działacze, potem ważniejsze osobistości z Końskich a następnie szkoły, ustawione w zależności od tego, która była uważana za bardziej prestiżową. Maszerowano aż do trybuny honorowej, tam stała sama dygnitarska elita.

ZOBACZ TEŻ: Seksbiznes w Polsce ma się znakomicie. Ale czy zawsze tak było?

Ja nawet nie wiem, kto dokładnie był na tej trybunie, bo do władz partyjnych nie przywiązywałam wagi. Wśród włodarzy stali na pewno miejscowi, nazwijmy to, celebryci, którzy chcieli się ogrzać w świetle władzy ludowej. Pamiętam też festyny, ale nie z czasów szkolnych. Organizowano je koło parku, było coś na gorąco - kiełbaski, bigos. Rozstawiano stragany, puszczano jakąś muzykę. Kiedy pracowałam, obecność na pochodzie też była obowiązkowa, ale nie sprawdzano listy. Za to straszono nas konsekwencjami, jeśli ktoś nie przyjdzie, ale nie wiem, co za to groziło, bo ja byłam co roku. Uważałam, że tak trzeba, że to patriotyczny obowiązek. Tak mnie wtedy uczono. Teraz mogę sobie tłumaczyć, że pewnie chodziłam niepotrzebnie, ale wtedy obchodziłam Święto Pracy, nie jakieś komunistyczne hece.

A! Jeszcze coś! Po pochodach chodziło się na lody Bambino. Sprzedawano je, by zachęcić ludzi do przyjścia na pochód, była to swego rodzaju nagroda za uczestnictwo. Pamiętam ich smak, były pyszne!

Ewa (84 l.), Warszawa:

Tym, co pamiętam z pochodów pierwszomajowych, jest kiełbasa. Specjalnie rzucali ją przed świętem na stragany, żeby zachęcić ludzi do wyjścia z domu i udziału w pochodzie. Była też woda z saturatorów, z sokiem lub bez. Wodę sprzedawcy brali z miejskich hydrantów, wszyscy pili z jednej szklanki, tylko trochę ją przepłukiwano. Wtedy na taką wodę mówiło się gruźliczanka. Organizowano też coś takiego jak wyścig pracy, czyli w pochodach przechodzili przodownicy, którzy wyrabiali trzysta procent normy. Jakoś ich za to nagradzano. Jeśli chodzi o negatywne wspomnienia, to w latach 50-tych i 60-tych straszyli nas, że jak na pochód nie pójdziemy, to pożałujemy. Potem było już luźniej.

Alicja (41 l.), Zielona Góra:

Ludzie odbierali 1 Maja bardzo różnie. Dla jednych faktycznie było to komunistyczne święto, którego ze względów ideologicznych nie uznawali. Ale jako że Zielona Góra zawsze była raczej „czerwona”, takie podejście spotykało się rzadziej. Jeśli ktoś nie był zaangażowany w politykę, traktował 1 Maja jak imprezę pracowniczą. Myślał sobie: kazali iść na pochód, to idę, a potem po prostu napiję się z kolegami.

ZOBACZ TEŻ: QUIZ: Kultowe powiedzonka z PRL. Czy potrafisz je dokończyć?

Popularnym miejscem do picia w plenerze było Jezioro Ostrowskie. Ja kojarzę 1 Maja z takimi posiadówkami na powietrzu bardziej niż z pochodem, mimo że alkoholu nie piłam, bo byłam niepełnoletnia. Wokół pochodu też było zresztą wiele ciekawych wydarzeń. Organizowano loteryjki dla dzieci, prywaciarze sprzedawali zabawki. Pamiętam takie charakterystyczne dmuchane pająki i baloniki na druciku. Prawie jak w piosence Rodowicz, tylko koników bujanych brakowało. Ale sami ludzie po tym piciu nad jeziorem byli jak te bujane koniki (śmiech).

***
Jak widać, ilu Polaków żyjących w czasach PRL-u, tyle różnych wspomnień dotyczących Święta Pracy. Jeśli i Wy chcecie się z nami podzielić swoimi przeżyciami z tego dnia, opisujcie je w komentarzach.

Super Biznes 29 IV
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze