Alkohol w Polsce to trudny temat. Mam wrażenie, że nasza wódka budzi więcej pozytywnych skojarzeń za granicą, niż w Polsce. W jakiej sytuacji obecnie znajduje się polski przemysł spirytusowy?
Nasza branża mocno jest wpisana w tradycję polskiego stołu, oraz naszej kultury, stanowiąc jeden z elementów wizerunku Polski za granicą. Niestety, nie do końca to wykorzystujemy. Zwiększenie eksportu wódki to jedno z naszych najważniejszych wyzwań. Proszę wyobrazić sobie, że w przypadku produkcji francuskiego koniaku blisko 100% jego produkcji trafia na eksport. Jeśli chodzi o naszą wódkę, za granicę wyjeżdża jedynie 18 proc. tego co produkujemy, pomimo, że ta cieszy się dobrą marką i postrzegana jest jako wyrób najwyższej jakości.
A jak wygląda sytuacja w kraju?
Krajowy rynek jest stabilny i nasycony. Nie obserwujemy ani znaczących wzrostów, ani spadków. Nie spodziewamy się też, żeby ta sytuacja uległa istotnej zmianie. Pozytywnym trendem, który obserwujemy w ciągu ostatnich lat, jest wzrost zainteresowania produktami premium. Polaków stać na coraz lepsze alkohole. Coraz częściej też wyjeżdżamy za granicę i poznajemy nowe smaki. To pozwala na rozwój kategorii wódek premium i ultra premium oraz innych alkoholi, takich jak whisky. Pozostałe kategorie nie są jeszcze u nas doceniane i pozostają produktami niszowymi, ale pozycja whisky umacnia się z roku na rok i coraz częściej sięgamy po tę z wyższej półki.
Niedawno sadowników przeraziła propozycja zmian w opodatkowaniu napojów owocowych, która ich zdaniem doprowadziłaby do spadku produkcji. Podczas debaty na ten temat o dziwo nikt nie zaproponował, zacieśnienia współpracy między nimi a producentami alkoholi. Łatwo wyobrazić sobie produkcję polskiego calvadosu. Czy na naszym rynku miejsce na nowy produkt?
Myślę, że na tym etapie byłby to produkt niszowy. Problem polega na tym, że w Polsce jedynie piwo ma możliwość szerokiej promocji w mediach. W przypadku wyrobów spirytusowych nie mamy żadnej możliwości reklamy, więc wypromowanie nowego produktu lub trendu w tej branży jest niezwykle trudne. Myślę, że dużo więcej moglibyśmy zrobić wspierając polskie gorzelnie, których w tej chwili jest nie więcej niż 50. Istotnym zadaniem dla branży i polskiego rządu jest także unormowanie kwestii podatkowej. Mamy specyficzną sytuację. Z jednej strony opieramy się na bardzo prostym mechanizmie liczenia akcyzy w przypadku wyrobów spirytusowych. Obliczamy ją od zawartości czystego alkoholu w pojemności. Sprawia to, że akcyza na te produkty, choć wysoka, jest czytelna. Im mocniejszy alkohol, tym wyższy podatek. Nie ma znaczenia czy to produkt ekonomiczny, czy premium, a to faworyzuje alkohole wyższej jakości. W przypadku piwa akcyza obliczana jest na podstawie zawartości ekstraktu i nie ma zawiązku z zawartością alkoholu. To prowadzi do absurdów. Bardzo mocne piwa o niskiej jakości ekstraktu sprzedawane są bardzo tanio, a piwa kraftowe – o dużej ilości ekstraktu są drogie.
Część tych problemów wynika z ustawy z 1982 roku, która w założeniu miała chronić społeczeństwo przed alkoholizmem. Czytając zapisy można odnieść wrażenie, że źródłem patologii są mocne alkohole.
Alkohol, to alkohol. Z perspektywy zapobiegania alkoholizmowi nie ma znaczenia czy będzie to wódka, czy też piwo. Ustawa jest niezwykle archaiczna, ale kiedy powstała, miała sens. W 1982 roku za spożycie alkoholu w ponad 70 proc. odpowiadała wódka. Wynikało to jednak przede wszystkim z jej dostępności. Przeciętny Polak spożywał wtedy 14,5 l wódki, bo win w zasadzie nie było, a piwa były fatalnej jakości. Dziś pijemy 5,8 l wódki, ale średnie spożycie alkoholu pozostało na tym samym poziomie. Wzrosło za to spożycie piwa.
Przeciętny Polak wypija 99,5 l piwa. To jeden z najwyższych rezultatów na świecie, pomimo tego, że historycznie i geograficznie znajdujemy się w tzw "vodka belt". Wpływa na to uprzywilejowana pozycja piwa. Przeliczając te miary na czysty alkohol, piwo odpowiedzialne jest za spożycie ok. 60 proc. etanolu, a wódka za mniej niż 30. Chcielibyśmy, żeby akcyza liczona była tak samo, dla wszystkich alkoholi, a wspólnym mianownikiem powinien być 1 g czystego etanolu. Nawet takie reguły byłyby korzystne dla producentów piwa. Obecna sytuacja sprawia, że traci budżet państwa, a niska cena kiepskiego piwa sprawia, że to właśnie takimi produktami następuje inicjacja młodzieży alkoholem. Oddzielną kwestią jest reklama. Alkohol we wszystkich napojach jest ten sam - C2H5OH. Dlaczego więc niektóre można reklamować, a innych nie? Piwo można reklamować, wino może promować się przez sponsoring, a typowo polski przemysł spirytusowy nie może nic.
Czy branża robi coś, żeby promować bezpieczne picie?
Obszar edukacji w zakresie bezpiecznego spożywania alkoholu powinien być wydzielony z kwestii podatkowych, a cała branża powinna mieć obowiązek działania w zakresie odpowiedzialności społecznej. My robimy to od wielu lat. Prowadzimy szkolenia dla ginekologów, czy zwalczamy ten absurdalny mit, zgodnie z którym lampka czerwonego wina jest dobra dla kobiety w ciąży. Chcemy wnieść do Sejmu projekt, który spowoduje, że obligatoryjnie będzie trzeba sprawdzać dokumenty podczas zakupu alkoholu.
Niedawno pojawiły się badania, zgodnie z którymi Polacy bardzo chętnie kupują małe butelki wódki, tzw. "małpki". To właśnie ten produkt ma odpowiadać za nadmierną i nieodpowiedzialną konsumpcję wódki.
Podane w tych badanaiach wartości zawyżono co najmniej dwukrotnie. Półprawdą jest także informacja, że takie buteleczki najczęściej kupowane są rano. Sprawdziliśmy - najwięcej małego formatu sprzedaje się w piątki i soboty, między godziną 16 a 18. Nie zmienia to jednak faktu, że format małych butelek rzeczywiście jest bardzo popularny. Jedną z przyczyn jest ogromna różnorodność alkoholi na rynku, zwłaszcza wśród wódek kolorowych. "Małpki" dla klientów są często sposobem na degustację, przed ewentualnym zakupem większego formatu. Zmienia się także kultura picia wódki. Rzadko sięga się po czystą, częściej robi się drinki, a żeby zrobić mały koktajl, nie trzeba kupować pół litra alkoholu.
Przedstawiają państwo wódkę jako nasze dobro narodowe. Jakie mają państwo pomysły na podbicie zagranicznych rynków?
Z polską wódką wiąże się niewykorzystany w pełni potencjał. Sprzedajemy ją w 80 krajach świata, mimo to eksport pozostaje stosunkowo niewielki. Istnieją co najmniej dwie bariery, które sprawiają, że eksport wynosi 18 proc. a nie 90 proc. Pierwszą jest brak współpracy między reprezentacją władzy, a branżą za granicą. Brakuje dyplomacji, która mogłaby promować nasz alkohol. Francuzi robią wieczory z koniakiem. Szkoci promują swoją whisky. Są z tego dumni i uważają to za element patriotyzmu. U nas dominuje przeświadczenie, że alkoholu nie wypada promować. Potrzebna jest zmiana sposobu myślenia. Istnieją programy wsparcia lokalnej produkcji, ale nasza branża jest z nich wyłączona. Tu nie chodzi zresztą tylko o potencjał wódki. Istnieje szansa, że jeśli jakiś rynek zainteresuje się naszym alkoholem, to zwróci uwagę na inne produkty rolno-spożywcze. Wódka to lokomotywa.
Istnieje mnóstwo rynków, na których polska wódka mogłaby się przyjąć. W Azji i Afryce rynki są pojemne. Z drugiej strony, z pewnością przydałoby się przedstawienie "know how" dla małych producentów. To wszystko mogłoby uczynić nasze wyroby spirytusowe międzynarodowym hitem.