Na początku Leszek Dulik i Waldemar Golec wydając piękne ekskluzywne albumy o przedwojennym Lublinie chcieli za pomocą unikalnych fotografii z epoki pokazać świat, który odszedł już w zapomnienie. Okazało się to komercyjnym strzałem w dziesiątkę, więc panowie poszli za ciosem...
Na początku maja świat ujrzy ich najnowsze dziecko, album "Kresy w fotografii Henryka Poddębskiego". Panowie zgodnie twierdzą, że czegoś takiego jeszcze w Polsce nie było, a rozmach i piękno albumu nie pozostawi nikogo obojętnym. Wkrótce zacznie się ogólnopolska akcja promocyjna, a o albumie w ciepłych słowach wypowiadali się Anna Seniuk, Krzesimir Dębski czy tragicznie zmarły Maciej Płażyński.
Uczciwie i godnie zarabiać
- To nasz sposób na odświeżenie pamięci Polaków zarówno o Kresach, jak i fotografii Henryka Poddębskiego, wybitnego, niestety po wojnie zapomnianego fotografika - tłumaczą.
Zanim jednak natrafili na jego zdjęcia, zajmowali się bardziej przyziemnymi rzeczami. Firmę założyli na początku lat 90. ubiegłego wieku. Dulik - nauczyciel języka polskiego - i Golec - spec od organizacji zarządzania po lubelskiej Politechnice - czuli, że mogą wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce i znaleźć sobie miejsce na ziemi.
- Mówiąc krótko, chcieliśmy uczciwie i godnie zarabiać na życie - podsumowuje Leszek Dulik, który jako były rugbista nie bał się wyzwań. A że jeden doskonale wiedział, jaki pożytek można zrobić ze słowa, a drugi umiał to wszystko zaaranżować i wprowadzić w życie, AD REM w ciągu kilku lat stało się ważnym graczem na żywiołowo rozwijającym się rynku reklamowym Lubelszczyzny.
Pomógł zwykły przypadek
W portfolio AD REM ma największe i najbardziej znane firmy z województwa. Ale kilka lat temu lubelski rynek zaczął się załamywać - wielu klientów nie wytrzymało coraz większej konkurencji, a ci którzy szli do przodu, niestety, wyprowadzali się do Warszawy. Dulik i Golec wiedzieli, że trzeba szukać czegoś innego... Pomógł jak zwykle przypadek.
W 2007 roku AD REM przygotował od strony wizualnej otwarcie lubelskiej synagogi. Jednym z elementów, o które musieli zadbać, było znalezienie i powiększenie starych, przedwojennych fotografii działającej w Lublinie w latach trzydziestych ubiegłego wieku żydowskiej uczelni. Im dłużej szperali wśród archiwaliów, tym bardziej im się to podobało. A Lublin, nie tylko ten żydowski, odkrywał przed nimi tajemnice, którymi chcieli się podzielić.
- Doświadczenie zdobyte w dotychczasowej działalności, studio fotograficzne i wiele wydawnictw reklamowych pomogły nam zmierzyć się z czymś nowym - Waldemar Golec podkreśla, że ich decyzja nie była skokiem na głęboką wodę. Po kilku broszurach opisujących zabytki Lublina przyszła pora na pierwszy album z prawdziwego zdarzenia.
Albo najlepiej, albo wcale
- Założyliśmy sobie, że nie możemy iść na żadne kompromisy. Nasz produkt musi być naprawdę najwyższej jakości. Na najlepszym papierze, z najlepszymi opisami, koniecznie w dwóch językach - dodaje Leszek Dulik.
Album "Jerozolima Królestwa Polskiego, czyli opowieść o żydowskim Lublinie" okazał się hitem. Wydawnictwo pokazujące miasto i ludzi, których już nie ma, rozeszło się jak świeże bułeczki. Po dziesiątkach godzin spędzonych w archiwach i odkrywaniu fotografii nie tylko najbardziej znanych fotografików, ale i bezimiennych często artystów obiektywu, szefowie AD REM-u wiedzieli jedno: muszą kontynuować to, co zaczęli.
- Było nam najzwyczajniej w świecie szkoda, że tyle zgromadzonego materiału miałoby się zmarnować - tłumaczą. Tak powstał album "Wędrówki po dawnym i współczesnym mieście", który pokazuje Lublin wczoraj i dziś. O tym, że jest to fascynujące nie tylko dla rodowitych lublinian świadczy fakt, że egzemplarze albumu trafiły już na inne kontynenty. W druku jest drugie wydanie.
Zadowoleni z dotychczasowej działalności mieli ochotę na więcej. Stąd wspomniane na początku Kresy...
- A to nie jest nasze ostatnie słowo - zapowiadają.
W SKOK znaleźli wsparcie i ludzką obsługę Początkowo mały biznes lubelskich wspólników szybko zaczął prężnie się
rozwijać. Leszek Dulik i Waldemar Golec, jak i inni biznesmeni musieli
gdzieś prowadzić rachunki swojej firmy. Po początkowych przygodach ze
zwykłym bankiem postawili jednak na SKOK im. Unii Lubelskiej. Oprócz plusów czysto biznesowych, jak np. łatwość w uzyskaniu kredytu lub nieprzesadne procedury przy biurku, wskazują również inny aspekt działalności, którym SKOK bije na głowę swoich konkurentów. - To mniej sformalizowana, za to bardziej spersonalizowana instytucja. W dobie komputerów i anonimowego Internetu jest u nich miejsce na ludzkie relacje. To nam się bardzo podoba - mówią zgodnie. |
www.skok.pl