[REPRYWATYZACJA] Ostatni lokator vs. miejski gołąb zagłady [GALERIA, VIDEO]

2016-10-29 20:00

Kolejna z odsłon reprywatyzacji to kamienica na warszawskim Kole, w którym pozostał jeden lokator na dziewięć mieszkań. W niejasnych okolicznościach 2/3 udziałów w kamienicy trafiło w ręce osób prywatnych, niezwiązanych z dawnymi właścicielami. A oni wprowadzają swoje porządki. Albo nieporządki.

Kamienica znajduje się na terenie warszawskiej dzielnicy Wola, w jej kameralnej części, dwa kroki od Lasku na Kole. Przedwojenni właściciele to małżeństwo, które było bezdzietne, prawdopodobnie nie pozostawili innych spadkobierców. W chwili śmierci nie mieli już kamienicy przy Dahlbergha 5, bo została znacjonalizowana. W latach 90. sąd prowadził postępowanie spadkowe, dotyczące tego adresu, jednak sędziowie uznali, że nikt nie ma podstaw do nabycia spadku i sprawę umorzył.

POJAWIAJĄ SIĘ "WŁAŚCICIELE"

Tym bardziej zdziwili się lokatorzy, kiedy pewnego styczniowego wieczoru zobaczyli na drzwiach wejściowych ogłoszenie, w którym nowi właściciele ogłaszają, że nieruchomość teraz jest ich. Podróż po urzędach – od administracji, przez urząd dzielnicy, po biuro gospodarowania nieruchomościami warszawskiego ratusza, nie dała rezultatu. Gdy w końcu mieszkańcy dotarli do decyzji zwrotowej, okazało się, że nowym właścicielem jest znany w Warszawie "kolekcjoner kamienic" Marek Mossakowski. Mossakowski kojarzony jest z przejęciem kamienicy na ul. Nabielaka, w której mieszkała Jolanta Brzeska, działaczka lokatorska, założycielka Warszawskiego Stowarzyszenie Lokatorów, spalona żywcem w Lesie Kabackim 5 lat temu.

Kamienica była komunalna, nie było ani jednego lokalu własnościowego. Nowi właściciele przejęli tylko 2/3 praw do kamienicy, podwyżki czynszu zaczęły się od razu, najpierw na 16 złotych, później na 32. Część lokatorów, w tym Janusz Baranek, postanowiła nie podporządkowywać się nowym postanowieniom, zwłaszcza, że nie był informowany dotychczasowy właściciel – miasto, które nadal zachowało 1/3 udziałów.

"ZORGANIZOWANA GRUPA PRZESTĘPCZA" W PROKURATURZE

Historia zaczyna nabierać tempa. Państwo Baranek poznają innych lokatorów, doświadczanych przez tych samych "kolekcjonerów kamienic". Wśród nich m.in. Jolę Brzeską z Nabielaka i Ewę Andriuszkiewicz z Dąbrowskiego, razem składają w 2008 roku do prokuratury zawiadomienie o zorganizowanej grupie przestępczej, wyłudzającej kamienice i nękającej lokatorów. Prokuratura Okręgowa przesyła zgłoszenie do Prokuratury Rejonowej na Mokotowie, ta do swojej odpowiedniczniczki na Woli, a ta nie ma już gdzie przesłać i sprawę umarza. Zaskoczeni lokatorzy nie poddają się i składają zażalenie do wolskiego sądu. Stamtąd sprawa jest przekazana do Sądu Okręgowego, który oczywiście ją umarza, po dwóch latach od rozpoczęcia postępowania.

CZYNSZ 16 RAZY W GÓRĘ

Nowi właściciele z przytupem zabierają się do podnoszenia czynszów. W ciągu jednego dnia kwoty skaczą z 2,39 złotego za m2 na 16 złotych, kolejny etap to 32 złote. Państwo Baranek odmawiają płacenia nowych stawek, z dwóch powodów. Po pierwsze, standard nie zmienił się wcale: kamienica nadal nie ma ani ciepłej wody, ani centralnego ogrzewania, a tym bardziej innych wygód, które by uzasadniały podwyżkę. Po drugie, małżeństwo stoi na stanowisku, że mieszka nadal w części miejskiej, a umowa zawarta z miastem w 1959 roku nie została ani wypowiedziana, ani zmieniona, więc obowiązuje.

Część lokatorów płaci przez jakiś czas podniesiony czynsz, ale druga podwyżka pokonuje wszystkich. Mieszkańcy zaczynają się wyprowadzać, jeden po drugim.

Zaczynają toczyć się dwa postępowania sądowe. Jedno dotyczy podziału domu na część prywatną i miejską. Zakończona fiaskiem, po serii sądowego ping-ponga sprawa nie znajduje szczęśliwego finału – na podział nie zgadza się "kamienicznik", brylujący ostatnio w mediach jako "Marek M.". Równocześnie zaczyna się proces eksmisyjny rodziny Baranków. Sprawę wytaczają współwłaściciele: Przemysław Jaszke i Barbara Zdrenka, matka Marka Mossakowskiego, na którą, prędzej czy później, przepisuje zdobyte przez siebie precjoza, oraz .... miasto Warszawa, które ramię w ramię z "kolekcjonerami kamienic" próbuje pozbyć się uciążliwych lokatorów.

JAK MIASTO DOŁĄCZA SIĘ DO EKSMISJI PRZECIWKO LOKATOROM


Rodzina Baranków zajmujących lokal na Woli składa się też ze starszego pana, ojca pana Janusza. Pan Czesław, schorowany podczas procesu, niedługo po nim umiera. Wymieniony na piśmie Paweł, syn Janusza i wnuk Czesława, został podany do sądu, mimo że tam od dawna już nie mieszka.

BEZ WODY I BEZ PRĄDU

W międzyczasie "kolekcjonerzy kamienic" rozpoczynają swoje harce. Nie płacą za prąd, wodę, którą dostawcy odcinają, a do jednego z pustych lokali wprowadza się znajomy nowych właścicieli, który względem lokatorów zachowywał się agresywnie, urządzał wielometrowe ogniska w ogrodzie i organizował huczne imprezy, zapraszając miejscową "śmietankę" spod sklepu monopolowego. Zaproszone do zamieszkania w kamienicy zostały także gołębie, które tak przez lata zapaskudziły cały strych, że stężenie groźnych dla życia i zdrowia pierwiastków wielokrotnie przekroczyło normy. Możliwe, że to powód kilku chorób lokatorów mieszkających poniżej. [więcej na VIDEO i w GALERII]

DEKADA WALKI

Niedługo państwo Baranek będą obchodzili okrągłą 10 rocznicę walki z miastem, sądami, osobami zachowującymi się w ich kamienicy jak właściciele i ... gołębiami. Od ponad 4 latach wisi nad nimi topór eksmisji. Podczas procesów miasto zażarcie podżegało sędziów do orzeczenia eksmisji w wersji "na bruk", prosząc wielokrotnie o pozbawienie lokatorów prawa do jakiegokolwiek lokalu mieszkalnego. Mimo to pan Janusz co miesiąc oblicza należny jego zdaniem miastu czynsz i wbrew protestom i oporowi urzędników miejskich wpłaca go co miesiąc. Jest wiceprezesem Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, organizacji założonej przez Jolę Brzeską, ofiarę brutalnego mordestwa w Lesie Kabackim, niewyjaśnionego od ponad pół dekady. Walczy o swoje prawa, prawa innych lokatorów, śledząc kolejne postępki nowych właścicieli, licząc że karta się w końcu odwróci.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze