Niestety, w Polsce poszkodowani w sklepach czy punktach usługowych klienci tak naprawdę od razu są na straconej pozycji. Choć zgodnie z kodeksem cywilnym, ten kto ze swojej winy wyrządził drugiemu szkodę, jest zobowiązany do jej naprawienia, to w praktyce uzyskanie odszkodowania nie jest takie proste. Dlaczego? Bo to poszkodowany musi udowodnić, że wina nie leży po jego stronie.
W tym celu klient od razu po zdarzeniu (z krwawiąca raną, złamaną ręką, obolałym bokiem itp.) powinien o wypadku poinformować kierownictwo sklepu. Następnie należy napisać protokół ze zdarzenia. Oprócz tego dobrze też mieć świadków, np. innych klientów. Zatem najlepiej zatrzymać innych klientów i wziąć od nich numery telefonów. Oprócz tego warto zrobić zdjęcie z miejsca wypadku (np. mokrej podłogi). To nie koniec. Jak już po tych wszystkich procedurach w końcu poszkodowany, poturbowany konsument będzie mógł udać się do lekarza, to powinien zachować całą dokumentację medyczną, która będzie potrzebna do walki o odszkodowanie. Jeśli się tych wszystkich procedur nie dopełni, to na odszkodowanie raczej nie ma co liczyć. Ewentualnie można liczyć jedynie na dobre praktyki sklepu, który z własnej inicjatywy będzie się starał zadośćuczynić poszkodowanemu konsumentowi.
Zatem przepisy zapewniające ochronę klienta tak naprawdę są martwe. Dlatego też wielu konsumentów, którym przydarzył się wypadek w sklepie, po prostu nie dochodzi swoich roszczeń, bo z góry są na straconej pozycji (bo. np. zamiast przez godzinę po wypadku załatwiać formalność w sklepie, po prostu szybko udali się do medyka lub w domu sami sobie udzielili pierwszej pomocy i nie mają dowodów na to, że do zdarzenia doszło właśnie w konkretnym punkcie).
Ale mimo wszystko zawsze warto walczyć o odszkodowanie i zadośćuczynienie. Jeżeli zgłoszenie poszkodowanego zostanie zlekceważone przez ubezpieczyciela sklepu, pozostaje droga sądowa. O pomoc można zgłosić się do Biura Rzecznika Ubezpieczonych.