Nasze oszczędności możemy trzymać w domu – w skarbonce, skarpecie albo pod poduszką. Taka metoda przechowywania pieniędzy nazywa się tezauryzacją. Jej jedyną zaletą jest to, że mamy stały i nieograniczony dostęp do zgromadzonych przez nas dóbr. Ma za to sporo minusów – przechowywane w ten sposób pieniądze mogą zostać skradzione, zniszczone (np. w pożarze czy przez zwierzęta) albo wydane na cel nie do końca zgodny z przeznaczeniem. Jednak największą wadą jest fakt, że trzymanie pieniędzy w domu odbiera nam możliwość ich pomnażania.
Rosną jak na koncie
Zupełnie inaczej będzie, jeśli nasze oszczędności będziemy regularnie przelewać na konto bankowe. Konto oszczędnościowe to jedno z najprostszych rozwiązań. Możemy je założyć w banku, z którym jesteśmy już związani (np. mamy w nim rachunek oszczędnościowo- -rozliczeniowy), ale czasem warto prześledzić oferty. Wiele banków ma promocje dla nowych klientów – wówczas możemy liczyć na korzystniejsze oprocentowanie dla pewnego limitu pieniędzy, które trzymamy na koncie (np. 4 proc. miesięcznie do 50 tys. zł). Właśnie to oprocentowanie jest podstawowym plusem trzymania oszczędności w banku.
Na rachunek możemy od razu wpłacić większą kwotę albo zasilać go wielokrotnie (raz na kilka tygodni albo nawet codziennie) niewielkimi sumami. To dobre rozwiązanie dla tych z nas, którzy dopiero zaczynają przygodę z inwestowaniem. Pieniądze na koncie są bezpieczne (chroni nas Bankowy Fundusz Gwarancyjny), łatwo dostępne (możemy je wypłacić albo przelać na inne konto, kiedy tylko chcemy, nie tracąc zarobionych już odsetek) i cały czas są pomnażane. Na co dzień trudno zauważyć ich przyrost (comiesięczna kapitalizacja odsetek najczęściej nie jest wielka), ale im więcej będziemy mieli na koncie, tym większy będzie wzrost. Takie inwestowanie nie wymaga od nas żadnego zaangażowania ani regularności wpłat.
Lekcja cierpliwości
Jeśli na naszym koncie oszczędnościowym zgromadziliśmy już większą kwotę (np. kilka lub kilkanaście tysięcy złotych) albo dostaliśmy większy zastrzyk finansowy (np. spadek, wygrana na loterii czy pieniądze ze sprzedaży nieruchomości czy cennego przedmiotu), to warto pomyśleć nad długoterminową formą oszczędzania. Do wyboru mamy np. obligacje albo lokaty. Są znacznie korzystniej oprocentowane niż konta oszczędnościowe i tak samo jak one obarczone minimalnym ryzykiem utraty oszczędności, ale wymagają cierpliwości. Obligacje to papiery wartościowe. Emituje je np. Skarb Państwa albo jednostki samorządu terytorialnego. Wykupujemy je na jakiś czas, np. 2 lata, a po tym czasie odsprzedajemy emitentowi (czyli temu, kto je wypuścił) najczęściej ze z góry określonym w procentach zyskiem.
Z kolei lokata to powierzenie bankowi na dłuższy czas (kilka miesięcy lub lat) naszych oszczędności. Po jej zakończeniu wpłacona przez nas kwota wraz z wypracowanymi odsetkami trafia na wskazany przez nas rachunek. W obu przypadkach musimy liczyć się z tym, że w przypadku wcześniejszego wycofania się przez nas z umowy, utracimy odsetki. Dlatego nie warto lokować wszystkich oszczędności w jeden produkt bankowy. Na lokaty czy obligacje przeznaczmy np. połowę środków, a resztę trzymajmy na koncie oszczędnościowym.
Warto mieć rezerwy na czarną godzinę
Gromadzenie oszczędności to wyraz dojrzałości i odpowiedzialności. Dzięki nim wzrasta nasze poczucie bezpieczeństwa. W razie nieprzewidzianych okoliczności czy nagłej utraty źródła utrzymania pozwolą nam przetrwać nawet kilka miesięcy. Jak wynika z październikowego badania Barometr Providenta, dla statystycznego Kowalskiego oszczędności są ważne, ale nie muszą to być grube miliony, by czuł się bezpiecznie. Już 3239 zł oszczędności sprawia, ze czujemy się spokojniejsi. Utrata zdrowia lub pracy, nagłe nieprzewidziane wydatki to główne powody, dla których staramy się gromadzić zapasowe fundusze. Jak wynika z badania, 45 proc. badanych przyznaje, że środki, jakimi dysponują, są dla nich wystarczające i stwarzają im poczucie stabilizacji. Oznacza to, że co drugi Polak (czyli pozostałe 55 proc.) nie posiada oszczędności, które zapewniłyby mu spokojny sen. Dotyczy to przede wszystkim osób w wieku do 25 lat – jedynie 13 proc. z nich przyznaje, że środki, które maja obecnie na koncie, są dla nich wystarczające. Z badania wynika również, że aby zgromadzić te „minimalna kwotę", 39 proc. Polaków musiałoby oszczędzać nie więcej niż pół roku, zaś 16 proc. zajęłoby to rok. Oznacza to, że dla większości z nas oszczędzanie i budowanie sobie zaplecza finansowego nie jest czymś nieosiągalnym.