Spis treści
- Publiczne obnażenie
- Nasz pępek narodowy
- Szalone pantalony
- Do morza po szynach
- Napaść na majtki
- Z solidną wkładką
- Dodatek do golizny
- Pruderia PRL
Pod koniec XIX w. w Europie co sezon przeżywano plażowe rozterki. Wprawdzie woda zaczęła być rewolucyjnie odkłamywana, a zakład kąpielowy funkcjonował w Zoppot już w 1808 roku, ale było to coś w rodzaju nadmorskiego sanatorium. Mimo rewolucji dr Kneippa, sławnego propagatora wodolecznictwa, którego „wodę na migrenę”, czyli zwykłą wodę, należało (według informacji na aptecznym flakoniku) „wsiąkać nosem do skutku”, woda była nadal cieczą problematyczną.
Publiczne obnażenie
W wyzwolonej Polsce wypadało pokonać strach przed myciem, a potem zacząć zanurzać się w morzu. Zresztą sam Piłsudski był zwolennikiem wodolecznictwa, a przekonał się do niego, będąc z młodą lekarką. Pod koniec II RP wydano broszurkę traktującą o tym, jak się myć. Instrukcja zaczynała się od nalania wody do miednicy, było też coś o namydlaniu. Nic więc dziwnego, że w tym czasie podchodzono do morskich kąpieli jak pies do jeża. W rezultacie kobiety zadowalały się moczeniem nóg do kolan, a pionierskie kostiumy były bardziej przebraniami niż strojami plażowymi. Na krój i materiał, z którego szyto pierwsze stroje dla dziewcząt i kobiet korzystających z kąpieli wodnych i słonecznych w tzw. wodach, wpływały przede wszystkim uprzedzenia. „Publiczne obnażenie się do bielizny kąpielowej” coraz bardziej poczytne pisemka dewocyjne piętnowały jako obrazę boską i upadek obyczajów. Zresztą nawet poważne gazety, jak choćby krakowski „Czas”, pisząc o obyczajach plażowych w rubrykach dla pań, nadużywały takich przymiotników, jak „nieskromne” czy „frywolne”.
Nasz pępek narodowy
Rozwleczone męskie trykoty w paski były jak najbardziej na miejscu, podczas gdy spodenki damskie, kończące się na linii spódnicy mini ocierały się o skandal. Mimo odchodzenia epoki wiktoriańskiej w zapomnienie, na plaże Wielkiej Brytanii posyłano latem policjantów, mierzących długość odcinka odsłoniętych ud. U nas tego nie było, chociaż ów odcinek często przekraczał wyspiarską normę 12 cali (30 cm z hakiem). Polscy faszyści, nazywający się nacjonalistami, nie mieli nic przeciwko rozbieraniu się dziewcząt nad morzem, pod warunkiem, że będą to wysportowane Aryjki w kostiumach zasłaniających pępek. W ogóle projektanci strojów plażowych całe lata kombinowali, jak odsłaniając talię nie pokazać pępka. Pępek jeszcze na początku XX w. był kolejnym cielesnym tabu, po tym, jak przestały nim być damskie kolana. W ludnym i gwarnym Zoppot do wody wchodzili głównie mężczyźni. Panie i panienki snuły się po plaży z muślinowymi parasolkami chroniącymi cerę przed słońcem, nigdy same, w letnich sukienkach, białych bawełnianych rajstopach, bucikach i słomianych kapelusikach przepasanych satynowymi wstążkami. Pod sukienkami miały gorsety, zrobione z fiszbin odcedzającego plankton wieloryba fiszbinowca.
Szalone pantalony
W Polsce, mimo ruchu sufrażystek stojących po stronie żywych fiszbinowców, gorsety były w użytku jeszcze na początku lat 20. XX w. Żyjący w międzywojniu, noszący już normalne majtki, wkrótce mogli oglądać takie stroje tylko w fotoplastykonach. Patrzyli na nieodległy miniony świat, w którym na plaży można było paradować w bieliźnie, czyli w gorsecie i pantalonach – pochodzących z Francji „le pantalon”, co tłumaczy się jako spodnie. Słowo pantalony (po angielsku pantaloons) przyjęło się wszędzie tam, gdzie je noszono. Te klasyczne, w których pozwalano dziewczętom moczyć w morzu nogi po koronkę, sięgały do połowy łydki, były obszerne, uszyte z płótna, a ich marszczone nogawki wykańczała falbanka. Dla wygody i wentylacji nie miały zszytych górnych części nogawek.Pokazywanie się wszem wobec w mokrej bieliźnie było nie do pomyślenia. Nieznośna lekkość materii po zmoczeniu ściśle przywierała do ciała: ten widok nie był przyzwoitszy od golizny. Dlatego wymyślono wagony kąpielowe.
Do morza po szynach
Były to niewielkie drewniane konstrukcje na kółkach, które wpychano do morza po szynach. Wjeżdżały na kilkanaście metrów w głąb, tak żeby z plaży nie było widać „operacji kąpielowych”. Głębokość morza nie miała znaczenia, ponieważ na końcu wagonu była platforma i to na niej ekscytowano się wodą sięgającą nawet po szyję. Wykąpana kobieta, cała oblazła w bieliznę, przebierała się z pomocą służącej, by wjechać na plażę w suchym plażowym stroju. Po tym, jak nad morzem pokazano się w gorsetach i pantalonach, a panowie przywdziali „cyrkowy” trykot niczym z obrazów Picassa, na plażach pojawił się nagle dziwaczny, wręcz pokutny strój z czarnej przędzy. Mowa o sukni z długimi rękawami, zapiętej pod szyję, uszytej z grubej wełny. Dodatkiem do niej były czarne rajstopy, też wełniane, kryjące się w czarnych pantalonach do kostek.
Napaść na majtki
Strój był przeznaczony do tego, aby kobieta mogła wejść do morza bez korzystania z wagonu. O pływaniu nie było mowy, zresztą dół kąpielowej kiecy obciążały wszyte kulki ołowiu, żeby przypadkiem nie uległ frywolnej fali. Jeszcze w latach 30. z ambon padały ciężkie zarzuty pod adresem majtek. Ponieważ z czasem pantalony strojów kąpielowych stały się wąskie, konserwatyści piętnowali je jako spodnie, których kobieta nosić nie miała prawa. Z polskich plaż II RP znikały powoli pończochy i kąpielowe sukienki, skracały się i zwężały obszerne galoty, a dekolty ciążyły ku dołowi. Pierwszy kostium dwuczęściowy pojawił się w 1935 r. Był mało seksowny, ot gacie do pasa plus zwyczajny stanik. Strój uszyty z bawełny nie przeszedł próby wody. Mimo to odważne dziewczyny nosiły go na plażach, opuszczając gumkę majtek tak, żeby było widać pępek, co wymagało brawury.
Z solidną wkładką
Lata 50. dobrze czuły się na polskich plażach w spodenkach z mało rozciągliwego elastiku, często z paskiem w kontrastowym kolorze. Co do góry, zdradzała kunszt wykroju utrzymującego górną część ciała w ryzach. Było nie do pomyślenia, żeby chłodna bałtycka bryza ujawniła nieskromny fakt, że kobieta ma sutki. Materiał górnej części kostiumu musiał mieć w tym celu solidną wkładkę. Przeważnie z gąbki, ale niekiedy była to plastikowa sztywna siateczka. Starsze obywatelki PRL, z pewnością żałujące, że urodziły się za wcześnie, pokazywały się nad morzem w mocno zabudowanych kostiumach w wytłaczane wzory oraz czepkach w kolorowe ukwiały, bynajmniej nie służących do kąpieli, ale do utrzymywania w porządku zakręconej na papierki fryzury. Przedstawicielki ludu pracującego miast i wsi, których nie stać było ani na kostium plażowy, ani na odwagę, siedziały na kocach przyniesionych z ośrodków zakładowych wczasów pracowniczych w wielkich reformach i halkach najczęściej w kolorze beż lub blady róż. Towarzyszyli im mężowie z białymi, wkrótce czerwonymi torsami, w spodniach podwiniętych do kolan i chustkach do nosa z zawiązanymi w supełki rogami na głowie.
Dodatek do golizny
W 1946 roku trzy tygodnie po amerykańskiej próbie jądrowej na atolu Bikini w gazetach amerykańskich ukazało się zdjęcie striptizerki, panny Micheline, w stroju plażowym, który w biegu ku przyszłości odsadził pępek o dobrych kilkanaście centymetrów w dół. Kostium projektu inżyniera samochodowego, którego celem była oszczędność materiału, nazwano „bikini”. I ono zwyciężyło, mimo że piętnował je kościół i ścigała policja. Bikini stało się powszechnie noszonym na plażach dodatkiem do gołego ciała w latach 60. – czasach hipisowskiej rewolucji obyczajowej. W PRL przeważnie dziewczyny szyły je sobie same, wycinając kształt z pisma „Wykroje i wzory”. Innym sposobem na oryginalne bikini było wydzierganie go na szydełku.
Pruderia PRL
W latach 60. i później plaże PRL-u pod względem tekstylnym nie różniły się od zachodnich. Za to wcześniej, w latach 40. i 50. dziewczyny chłodziły się w morzu w bieliźnianych stanikach, zwykłych gaciach z peerelowskiego kawału o Waci i do tego w halkach. Owszem, zdarzały się elegantki bez włosów pod pachami, w jednoczęściowych kostiumach z wełnianego dżerseju. Albo w bardotkach, które filmem „I Bóg stworzył kobietę” wylansował Roger Vadim. Stopniowo zwykła bielizna znikała z polskich plaż. Królowały kostiumy jednoczęściowe, często z komisu lub Pewexu oraz bikini wiązane na troczki. W latach 80. w USA pojawiły się na wybiegach pierwsze plażowe stringi, co w Polsce modnisie od razu podchwyciły i na plażach zaroiło się od gołych pośladków, bo jeśli czegoś prawie nie ma (majtek), to może być tego jeszcze mniej... I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszą lekcję historii najnowszej. Do zobaczenia wkrótce!