Panie prezesie, w ciągu ostatnich kilku miesięcy był pan wymieniany jako kandydat do pełnienia funkcji m.in. ministra finansów, prezesa NBP i prezesa GPW. Czy nie żałuje pan, że nie objął żadnej z tych funkcji?
Giełda nazwisk ma to do siebie, że pojawia się na niej wiele osób. I być może były to głosy z rynku. Ja natomiast nigdy nie potwierdziłem, że jestem kandydatem do tego bądź innego urzędu.
Mam rozumieć, że to rynki oczekiwały pańskiej nominacji na fotel ministra finansów?
Odpowiedź jest dokładnie taka jak na poprzednie pytanie.
Jak Pan ocenia wprowadzenie podatku bankowego?
Patrząc na wyniki sektora bankowego w pierwszych miesiącach tego roku, można mieć wrażenie, że podatek bankowy w stosunkowo niewielkim stopniu wpłynął na kondycję banków.
Czyli wprowadzenie takiego instrumentu polityki fiskalnej było dobrą decyzją?
Na ocenę tego narzędzia przyjdzie czas po roku, może dwóch latach od chwili jego uruchomienia.
Przez wiele lat wpajano nam przekonanie, że kapitał pozbawiony jest narodowości. Teraz, opinia w tej kwestii ulega zmianie. Czy zdaniem pana, kapitał ma narodowość?
Ma. Jak najbardziej. Przy podejściu „aktywnym", poprzez działanie sektora bankowego można oddziaływać na procesy gospodarcze zachodzące w kraju. Można preferować określone przedsięwzięcia, finansować wybrane przedsiębiorstwa wpływając w ten sposób na ich konkurencyjność. W kontekście „pasywnym" narodowość kapitału jest istotna głównie w chwilach zawirowań, kryzysów. Kraje macierzyste kapitału, które znalazły się w takim kryzysie, mogą wymagać od banków znajdujących się poza ich granicami np. ograniczenia ryzyka, co może przełożyć się na politykę kredytową. Określiłbym to mianem „eksportu cyklu koniunkturalnego". Jakie mogą być tego konsekwencje? Bardzo poważne. Na przykład obniżając swoją aktywność kredytową w Polsce, pomimo dobrych wskaźników koniunktury w naszym kraju, mogą finalnie wpłynąć na schłodzenie polskiej gospodarki.
Czy w kontekście tego, o czym mówi pan prezes, należy umacniać polski sektor bankowy, na przykład, poprzez repolonizację banków, której dopominają się politycy?
Pojęciu repolonizacji mogą towarzyszyć trzy różne skojarzenia. Dla jednych będzie to synonim nacjonalizacji, czyli przejęcie przez państwo banków z zagranicznym kapitałem. Drudzy będą to kojarzyli z polskim kapitałem w procesie akwizycji bez względu na to czy jest on prywatny czy państwowy. Po trzecie - poprzez repolonizację można rozumieć udomowienie banku. Polega ono na tym, że macierzystym nadzorem w stosunku do podmiotu bankowego jest polski nadzór, nawet jeśli właściciel kapitału jest zza granicy.
A wracając do pańskiego pytania, nie sztuką jest zrepolonizować banki. Sztuką jest uczynić to po dobrej cenie, a nie działać tylko dla samej idei. Przykładowo, wykorzystując do takiego procesu publiczne pieniądze, trzeba się zastanowić nad kosztami oraz nad wpływem całej operacji na procesy makroekonomiczne.
W kontekście narodowości kapitału, roli polskich banków, warto pamiętać także o potrzebach lokalnej gospodarki. Rodzimi przedsiębiorcy, szczególnie mali i średni, mają często problemy ze środkami na bieżącą działalność czy inwestycje. Polskie banki takie jak Bank Ochrony Środowiska mogą je zapewnić skuteczniej i efektywniej niż międzynarodowe instytucje. Działają lokalnie, w mniejszym stopniu są narażone na cykle koniunkturalne w innych krajach i co ważne – lepiej rozumieją potrzeby rodzimych firm. To wartość nie do przecenienia.
Jak można i czy w ogóle powinno się wykorzystywać sektor bankowy do realizacji strategicznych działań rządu, jak np. planu wicepremiera Mateusza Morawieckiego?
Mówimy o planie rozwoju gospodarki – czyli o inwestycjach. Mając na uwadze te ostatnie należy podkreślić, że niezmiernie istotna jest tutaj kwestia finansowania. W grę mogą wchodzić środki własne państwa czy przedsiębiorstw państwowych, ale w dużej mierze finansowanie odbywać się będzie dzięki wsparciu bankowemu. Zaangażowanie będzie dotyczyć szeregu instytucji, które połączą siły.
Jeżeli mówimy bowiem o dużych inwestycjach, to musimy uwzględnić ograniczenia kapitałowe pojedynczych podmiotów. Nawet największy polski bank nie będzie w stanie samodzielnie udźwignąć realizacji najkosztowniejszych inwestycji. W takich sytuacjach istnieje potrzeba stworzenia konsorcjum.
Nawiązując natomiast do wcześniejszego pytania o narodowość kapitału, warto także podkreślić, że Państwo, które ma odpowiednio rozwinięty sektor finansowy o rodzimym, czy udomowionym kapitale może znacznie swobodniej przeprowadzać wielkie, kapitałochłonne inwestycje.
Jaką rolę mają do odegrana banki w budowaniu nowoczesnego społeczeństwa cyfrowego? Pewną próbkę ich możliwości mamy przy programie 500+, gdzie to za ich pośrednictwem można składać wnioski.
Banki już uczestniczą w tym procesie. I to uczestniczą od początku transformacji ustrojowej. W poprzednim systemie sektor finansowy nie był rozwinięty. Po zmianach, jego rozwój w Polsce odbywał się poprzez wprowadzanie najnowszych technologii, a nie poprzez modernizację starych.
To jednak nie wszystko. Banki nie robią nikomu łaski, że się modernizują i cyfryzują, bo dzisiaj jednym z elementów przewag konkurencyjnych jest szybkość dotarcia do klienta i sprawność jego obsługi. Nie jest to ich społeczna misja, ale robią to we własnym interesie. A to, że źródło przewag konkurencyjnych jest zbieżne z interesem państwa, to tylko dobrze.
Przewag tych można zresztą szukać nie tylko w informatyzacji samych usług bankowych. Na przykład BOŚ, jako drugi bank w Polsce, umożliwił swoim klientem logowanie się na Platformę Usług Elektronicznych (PUE) ZUS, gdzie mogą skorzystać z szeregu usług dostępnych w e-urzędzie. W ramach tego samego narzędzia, można także złożyć wniosek o świadczenie wychowawcze z programu „Rodzina 500 plus".
Panie prezesie, mówiąc o podatku bankowym zlekceważył Pan jego wpływ na kondycję sektora. A co z tzw. ustawą frankową? Gdyby założyć, że przyjmie ona kształt zbliżony do tego, co pierwotnie wyszło z Kancelarii Prezydenta, wpłynie ona na pozycję złotego i sektor finansowy?
W debacie o kredytach frankowych niepotrzebnie został tak mocno podniesiony poziom emocji. A stało się tak, bo głównymi uczestnikami dyskusji byli interesariusze, a nie niezależni eksperci. Dziś, wypowiadając swój pogląd jako prezes banku, także byłbym postrzegany jako ten, który stoi po jednej ze stron sporu.
Rolę arbitra, a nie – co należy dobitnie podkreślić – strony konfliktu – powinno pełnić Państwo. To ono, wysłuchując uczestników sporu, powinno zaproponować rozwiązanie i to takie, do którego nie zostaną zaangażowane pieniądze podatników.
Kolejną kwestią są standardy techniczne, które wprowadzą przyjęte rozwiązanie w życie i zminimalizują koszty jego wdrożenia, w tym wpływ na gospodarkę. To jest jednak drugi etap. Najpierw Państwo, jako niezależny arbiter, musi podjąć decyzję.
Pierwszy kwartał tego roku Grupa BOŚ zakończyła stratą prawie 13 mln zł. Konsekwencją jest m.in. stworzenie programu naprawczego. Na czym on będzie polegał?
Bank Ochrony Środowiska generował straty już od pewnego czasu. W związku z tym zaistniała nie tylko potrzeba przeprowadzenia programu naprawczego, ale również przygotowania nowej strategii, która obecnie jest już wdrażana.
BOŚ, jako wyspecjalizowana instytucja, a nie mała kopia banku uniwersalnego, dostrzega swoje potencjały rozwojowe w obszarach ekologii i ochrony środowiska. Biorąc pod uwagę ogromne fundusze dedykowane temu obszarowi, w tym w ramach nowej perspektywy unijnej, uważamy, że jest to obiecujący, rozwojowy rynek.
Mając 25-letnie doświadczenie we wspieraniu przedsięwzięć proekologicznych jesteśmy w stanie dostarczyć naszym klientom większą wartość dodaną niż inne banki. Zarówno ze względu na szybkość, jak i na jakość obsługi. Poza kompetencją finansową, mamy też kompetencje prawne i merytoryczne w zakresie inwestycji eko. To pozwala być BOŚ lepszym.
Czy plan naprawczy będzie się wiązał z optymalizacją kosztów i cięciami zatrudnienia?
Zaczęliśmy od optymalizacji kosztów finansowania. Pierwszym naszym ruchem była spłata 250 mln euroobligacji, które były oprocentowane na ok. 6 proc., co przy dzisiejszych cenach pieniądza na rynku dało nam oszczędności przekraczające 30 mln zł rocznie.
Czeka nas optymalizacja funkcjonowania sieci i procesów wsparcia. Więcej rzeczy można przecież automatyzować i dygitalizować.
Będziemy również optymalizować sieć placówek, sprawdzać ich położenie, wielkość, wyposażenie i w zależności od potrzeb dokonywać zmian.
Ostatnim obszarem optymalizacji są koszty osobowe na poziomie ok. 10 proc. Odnosi się to zarówno do poziomu zatrudnienia, jak i poziomu wynagrodzeń. Problemem są zbyt rozbudowane koszty centrali banku. Oszczędności przekierujemy na rozwój sprzedaży.