Nie ma co kolorować - InPost radzi sobie beznadziejnie i spółka tonie. Sekwencja wydarzeń układa się w coraz czarniejszą serię: od wydzielenia spółki ze struktur Integera nieszcząścia nie omijają dystrybutora. Najpierw stracili kontrakt na doręczanie listów sądowych, którego wypełnianie przez 3 lata przeplatało historie straszne ze śmiesznymi. Odbieranie listów w sklepie mięsnym czy monopolowym 24 h mieszało się z doniesieniami o setkach listów z sądów w krzakach. Później nadchodziły kolejne katastrofy, m.in. wielomilionowe odszkodowanie dla Ruchu. Ostatnio też ogłosił zwolnienie blisko 1300 osób.
ZOBACZ TEŻ: Ruch dostanie od InPostu 4 mln zł
Zarząd w komunikacie ogłosił, że strata na działalności listowej byłaby wyższa niż koszty jej całkowitej likwidacji. A cały wysiłek będzie koncentrowany na usługach związanych z e-handlem. Cóż, czas pokaże, ale inwestorzy giełdowi oceniają zachowanie kierownictwa źle, a relacje inwestorskie pozostawiają dużo do życzenia. Debiut spółka zaplanowała chwilę przed ogłoszeniem przetargu na obsługę przesyłek sądowych, który przegrała. Komunikat o zaprzestaniu doręczania listów tradycyjnych ogłosili - nie wiedzieć czemu - w czwartek po zamknięciu giełdowej sesji.