Przy rekordowo niskiej stopie bezrobocia, kiedy liczba wakatów w firmach przekroczyła już 150 tys., a dodatkowo sezonie letnim czyli urlopowym, nastaje świetny czas na podjęcie pracy sezonowej – przedsiębiorcy oferują bowiem rekordowe stawki. Dobrze dorobić w wakacje można już nie tylko w gastronomii. Niemal każdy sektor narzeka na brak pracowników, więc w ofertach można przebierać i wybrać najkorzystniejszą.
Największe zapotrzebowanie na pracowników sezonowych deklaruje branża budowlana. Z badań przeprowadzonych przez Randstad wynika, że aż 29 proc. przedsiębiorstw związanych z budownictwem deklaruje chęć zatrudnienia dodatkowych rąk do pracy na sezon letni. W handlu i naprawach taką możliwość zadeklarowało 14 proc. pracodawców, a np. w obsłudze firm i nieruchomości było to zaledwie 6 proc. Oczywiście, jak co roku, duże zapotrzebowanie na pracowników przejawiają branże hotelarskie, transportowe, gastronomiczne czy rolnicze.
Ile można więc zarobić wykorzystując wakacyjne braki na rynku pracy? Nawet 25 złotych brutto za godzinę pracy, czyli przy pełnym wymiarze godzin ok. 4200 złotych brutto za miesiąc. Tyle, w raporcie opublikowanym przez „Work Service”, maksymalnie oferują firmy poszukujące ludzi do pomocy biurowej. Niewiele mniej można otrzymać dorabiając w call center (23 złotych brutto za godzinę) czy pracując przy produkcji (22,50 złotych brutto za godzinę).
Najmniej opłacalną pracą sezonową jest kasjer. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na taką pracę, to nasze godzinowe wynagrodzenie wyniesie od 13,70 do 16,50 złotych brutto, czyli średnio ok. 15 złotych.
Choć dla wielu zainteresowanych głównym wyznacznikiem do podjęcia pracy sezonowej jest właśnie stawka, trzeba pamiętać, że pracodawcy oferujący letnie wakaty często dokładają do nich ciekawe profity. Firmy oferują częściowe bądź nawet pełne dofinansowanie za zakwaterowanie bądź dojazd do miejsca pracy, a także prowadzą rekrutacje skierowane do grup znajomych, które razem chcą podjąć pracę i pracować ze sobą np. na jednej zmianie.
Eksperci są zgodni, że praca sezonowa to nie tylko wsparcie dla gospodarki, która dzięki temu nie zatrzyma się z powodu urlopów swoich pracowników czy braku rąk do pracy gdy rośnie popyt w danej branży, ani też same zarobki. To przede wszystkim ogromna wartość edukacyjna.
- Podjęcie takiej pracy pozwala osobom uczącym się/studiującym na zweryfikowanie swoich oczekiwań względem pracodawcy czy zarobków – tłumaczy Katarzyna Lorenc, ekspert rynku pracy Business Centre Club. - Weryfikują w ten sposób, które z rzeczy, których się uczą, okazują się przydatne w pracy, w które warto inwestować, a które są po prostu zbędne. Dodatkowo nabieramy szacunku dla pracy, dla pieniądza, dla ludzi, których efekty pracy widzimy na co dzień.
Katarzyna Lorenc zaznacza, że dziś często młodzi ludzie mają nierealne oczekiwania wobec pracy. Nie tylko mowa tu o zarobkach, ale też o stanowisku – zapominają, że wyremontowane, przejezdne ulice naszych miast czy jedzenie lodów w parku z całą rodziną nie istniałyby, gdyby nie ci „szeregowi” pracownicy, których dziś wiele osób po prostu nie zauważa i nie chce podjąć takiej pracy, uznając ją za „uwłaczającą”. Przypominamy jednak, że żadna praca nie hańbi, a takie podejście może się skończyć tam, że naszych ulubionych lodów nie będzie miał kto nam sprzedawać, a truskawki będziemy mieli tylko te, które sami wyhodujemy.