Przyjęcie projektu ustawy przez gabinet Beaty Szydło nie jest zaskoczeniem, choć zwlekano z tym przez miesiące, a ostatnio pojawiły się nawet krytyczne głosy nawet wśród samych ministrów.
Zobacz koniecznie: Gigantyczne podwyżki dla polityków [INFOGRAFIKA]
Przeciwko reformie emerytalnej w powrocie do dawnego systemu, mieli opowiedzieć się trzej ważni ministrowie rządu - informowała w poniedziałek "Gazeta Wyborcza". Jej zdaniem to wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin oraz minister finansów Paweł Szałamacha. Trzej członkowie gabinetu mieli argumentować, że obecny projekt ws. emerytur jest zbyt kosztowny i proponują, aby do obniżenia wieku emerytalnego dodać obowiązkowo osiągnięcie odpowiedniego stażu pracy (dla mężczyzn 40 lat, dla kobiet 35 lat).
Gazeta przekonuje, że spełnienie warunku wiekowego i stażowego będzie trudne, dlatego niewiele osób skorzysta z tego rozwiązania. Skorzysta na tym jednak budżet państwa. "GW" pisze, że takie rozwiązanie jest o trzy czwarte tańsze niż proponowane przez PiS w kampanii.
We wtorek nie było już słychać głosów krytycznych, a decyzja rządu wydawała się niemal przesądzona.
- Do dzisiejszej decyzji rządu trzeba dodać kilka tygodni na prace parlamentarne i podpis prezydenta. Od tego momentu trzeba dodać czas na zmianę systemu informatycznego. W ZUS niestety to trwa, bo procedury przetargowe muszą być wykonane. To powiedzmy połowa 2017 roku, ale nie chciałbym podawać wskazywać miesiąca. W tym momencie – mamy już lipiec, do tego dochodzi przerwa wakacyjna w Sejmie – 1 stycznia 2017 roku jest technicznie niemożliwe - powiedział przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk w programie "Polityce przy kawie" TVP1.
Czytaj także: Pełna pensja dla chorych mundurowych
Przypomnijmy, że obniżenie wieku emerytalnego było jedną z główny obietnic wyborczych Andrzeja Dudy i później Beaty Szydło. W sejmowym expose premier przekonywała, że powrót do dawnego wieku emerytalnego (65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet), nastąpi w ciągu... pierwszych 100 dni rządu.
Projekt rządu PiS krytycznie oceniają ekonomiści. Zwracają uwagę na koszty reformy oraz dyskryminację kobiet na rynku pracy.
- To bardzo zła propozycja. Wiek emerytalny może wynosić nawet 60 lat - tylko skąd wziąć na to pieniądze? To jest cała filozofia i problem systemu emerytalnego. Albo się mówi społeczeństwu, że wiek będzie niższy, ale jednocześnie emerytury będą niższe, albo mówi się, że emerytury będą godziwe, lecz potrzebujemy do tego wyższego wieku emerytalnego - mówił niedawno w money.pl prof. Marian Noga.
- Uważam, że prezydent robi kobietom niedźwiedzią przysługę i przyczynia się do ekonomicznej dyskryminacji kobiet. To bardzo prosto udowodnić na przykładzie z życia firmy - pracodawca stoi przed wyborem: wysłać na kurs wart 20 tysięcy mężczyznę, który będzie pracował jeszcze 10 lat, czy kobietę, która popracuje tylko pięć lat. Niestety wybór będzie dla wielu prosty - twierdzi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
Rzecznik rządu Rafał Bochenek dopytywany przez dziennikarzy czy budżet będzie stać na nowe rozwiązania, odpowiedział: - Tak, oczywiście. Rząd pani premier Beaty Szydło jest gabinetem odpowiedzialnym, w związku z tym przeprowadzenie także tej reformy, do której zobowiązaliśmy się przed Polakami, będzie zagwarantowane - odpowiedział.
- Będą na to finanse, są na to pieniądze. Robimy wszystko, aby m.in. uszczelnić system podatkowy, ściąganie podatku VAT - dodał.
Prezydent składając projekt ustawy do Sejmu pod koniec zeszłego roku podkreślił, że koszt obniżenia wieku emerytalnego w latach 2016-2019 wyniesie około 40 mld zł.
Źródło: PAP, Money.pl