- Ograniczenie handlu w niedziele raczej nie wejdzie w życie od stycznia 2018 roku - poinformował Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. Minister Kowalczyk, który jest zwolennikiem pełnego zakazu handlu w niedzielę, dodał, że "1 stycznia jest mało prawdopodobny".=
Opóźnienie spowodowane jest koniecznością notyfikacji ustawy w Komisji Europejskiej. MSZ przesłało do sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny opinię dotyczącą zgodności projektowanej ustawy ograniczającej handel w niedzielę z unijnymi przepisami. Szef sejmowej podkomisji ds. rynku pracy, poseł PiS Janusz Śniadek podkreślił, że w związku z wątpliwościami zawartymi w opinii MSZ konieczna będzie ingerencja w treść projektu ustawy o zakazie handlu w niedziele lub jego notyfikacja przez KE, co może potrwać do 13 miesięcy.
Opóźnienie wejścia w życie ustawy - o ile Bruksela nie uzna, że przepisy są niezgodne z unijnym prawem, może jednak ucieszyć małych handlarzy. Dlaczego? Od początku 2018 roku wzrośnie płaca minimalna z 2000 do 2100 zł miesięcznie oraz stawka godzinowa z 13 do 13,7 zł. To dobra wiadomość dla pracowników etatowych, którzy otrzymują pensję minimalną. Ale wyższa płaca to wyższe koszty pracy.
- Wyższą płacę minimalną w największym stopniu odczują najmniejsze firmy, w tym sklepy osiedlowe, gdzie średnie wynagrodzenie jest najniższe. To właśnie one, a nie rynkowi liderzy, będą zmuszone podwyższać wynagrodzenia, co w praktyce oznacza również konieczność ponoszenia wyższych kosztów pracy. Należy się więc liczyć z tym, że ich właściciele będą bronili się przed skutkami tego zjawiska, podnosząc ceny - podaje serwis e-gospodarka.
Dodatkowo wzrost cen w małych sklepach może generować również sam zakaz handlu w niedzielę. - Wyeliminowanie możliwości dokonywania zakupów w dużych sklepach w niedziele, skieruje w te dni klientów do małych placówek - prowadzonych przez właścicieli lub wyjętych spod zakazu poprzez wyjątki - które będą w stanie ich obsłużyć. Każde, nawet czasowe ograniczenie dostępności jakichkolwiek dóbr czy usług, przy jednoczesnym dużym popycie, z którym obecnie z pewnością mamy do czynienia, będzie okazją do podwyższenia cen, z której indywidualni handlowcy nie omieszkają skorzystać – mówi cytowany przez e-gosopdarka.pl, Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker.
Eksperci zaznaczają, że warto spojrzeć na przykład Węgier, który zaledwie po roku zrezygnowały z pomysłu zamykania sklepów w niedzielę. Na Węgrzech wskutek wzrostu obrotów w czwartek i piątek, wiele sieci handlowych wydłużyło godziny pracy od poniedziałku do soboty. Duże sklepy wprowadzały również liczne obniżki cen, właśnie w celu przyciągnięcia klientów w inne dni tygodnia. W efekcie Węgrzy kupowali jedzenie na zapas, a małe sklepy, które mogły być otwarte w niedziele, zaczęły plajtować na niespotykaną skalę. Ich właściciele zasilili natomiast grono osób bezrobotnych, które straciły pracę w konsekwencji wprowadzenia zakazu - podaje z kolei strefabiznesu.pl.
Dodatkowo zakaz handlu sprawił, że wzrosły czynsze w obiektach handlowych. Jak wynika z raportu PwC, możliwość prowadzenia sprzedaży w niedziele przysługiwałaby ok 10 proc. sklepów w obiektach handlowych (pozostałe to spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, spółki akcyjne oraz sklepy o powierzchni uniemożliwiającej prowadzenie sprzedaży jedynie przez właściciela). Oznacza to, że koszty eksploatacyjne będą dzielone na dziesięciokrotnie mniejszą liczbę najemców, co w konsekwencji oznacza ich 6-krotny wzrost. Nieliczne sklepy prowadzące handel w ten dzień musiały liczyć się z wyższym czynszem za wynajęte powierzchnie, niż najemcy, którzy nie prowadzili wówczas handlu.
Źródło: e-gospodarka, Superbiz.pl, strefabiznesu.pl