- W moim kontrakcie było ściśle określone w jakich przypadkach spółka nie powinna wypłacać mi odprawy. Tryb w jakim zostałam zwolniona nie uprawniał nikogo do odmowy jej wypłacenia – mówi w rozmowie z Super Expressem, Piotrowska-Oliwa, która procesuje się z PGNiG o wypłatę odprawy. Była prezes twierdzi, że prędzej czy później sprawę wygra. Jak dużych pieniędzy domaga się od państwowej spółki? Tego nie chce zdradzić. Ale bez wątpienia w grę wchodzą setki tysięcy złotych. Tyle właśnie zarabiała na państwowej posadzie.
Prezes lubiła luksus
Grażyna Piotrowska Oliwa objęła stanowisko szefa gazowej spółki w 2012 roku. I szybko udowodniła, że lubi luksus i wygodę. To za jej kadencji wzięto w leasing BMW, warte ok. 450 tysięcy złotych. Choć w tym samym czasie do dyspozycji zarządu były nie mniej komfortowe mercedesy klasy E. A jej zarobki pozostawały poza zasięgiem przeciętnego Polaka. W pierwszym roku zarobiła 765 tys. zł . Natomiast w 2013 ponad dwa razy tyle i to mimo tego, że pracowała zaledwie przez trzy miesiące! Skąd więc tak ogromne pieniądze? - Grażyna Piotrowska-Oliwa do 29 kwietnia 2013 r. otrzymywała wynagrodzenie z tytułu kontraktu. Następnie, zgodnie z Umową o zakazie konkurencji otrzymywała 100 proc. stałego wynagrodzenia miesięcznego. Umowa o zakazie konkurencji obowiązuje przez okres 12 miesięcy – informował PGNiG. A to oznacza, że po zwolnieniu jeszcze przez cały rok pani prezes pobierała pensję z PGNiG.
Pogrążył ją Gazprom
Ze stanowiska odwołał ją premier Donald Tusk, po tym jak na jaw wyszło, że za jego plecami prowadzi negocjacje z rosyjskim Gazpromem.