Umowa TPP zagrożona? Barack Obama czeka na ratyfikację

2016-08-31 8:00

Porozumienie o Partnerstwie Transpacyficznym TPP, siostrzana umowa TTIP, to sztandarowy projekt Baracka Obamy, będący amerykańskim orężem w walce z ekspansją gospodarczą Chin. Podpisany przez 12 państw traktat handlowy ma doprowadzić do powstania jednolitego rynku, funkcjonującego na wzór Unii Europejskiej. Kłopot w tym, że coraz więcej państw ma wątpliwości w kwestii ratyfikowania TPP, włącznie z samymi Stanami Zjednoczonymi.

Złożenie podpisów przez 12 przedstawicieli państw rejonu Pacyfiku na początku tego roku symbolicznie dało początek największemu układowi gospodarczemu na świecie. Symbolicznie, bo żeby Porozumienie o Partnerstwie Transpacyficznym faktycznie zaczęło obowiązywać, każde z państw - Chile, Nowa Zelandia, Singapur, Brunei, Stany Zjednoczone, Australia, Peru, Wietnam, Kanada, Meksyk i Japonia - musi ratyfikować traktat. Okazuje się jednak, że z tym może być problem.

Czytaj też: O czym twórca Facebooka rozmawiał z papieżem? Szczegóły spotkania

Dla USA ujednolicenie gigantycznego rynku, obejmującego 40 proc. światowego handlu i blisko 800 mln potencjalnych konsumentów, to ważny krok w wale z ekspansją gospodarczą Chin. A dla prezydenta Obamy sztandarowy projekt jego doktryny reorientacji polityki zagranicznej Ameryki w kierunku Azji. Skala jest znaczna, bo łączna wielkość połączonych gospodarek TPP to aż 28,1 biliona dolarów. Jak szacuje biuro prezydenta (United States Trade Representative) dzięki TPP dochody USA w ciągu dekady wzrosną o 77 mld dolarów, a amerykański eksport - o 123,5 mld dolarów.

Umowa Transpacyficzna ma znieść docelowo 98 proc. barier celnych i gospodarczych, czyli, jak zauważa Łukasz Błoński z Nowej Konfederacji, zmienić aż 18 tys. funkcjonujących taryf, w tym te najbardziej kontrowersyjne o ochronie rynków, własności intelektualnej i kwestii sądu arbitrażowego w ramach mechanizmu ISDS.

Plany Obamy może pokrzyżować jednak Wietnam. - Chcemy mieć otwartą gospodarkę - oświadczył w poniedziałek Tran Du Lich, były doradca rządu do spraw handlu cytowany przez Aljazeerę.

Oświadczenie doradcy rządu dziwi o tyle, że Wietnam typowany był jako kraj, który może skorzystać na umowie TPP. Z analiz wynika, że może liczyć na 50 proc. wzrost przychodów po zniesieniu taryf. Już teraz ten 90 milionowy kraj imponuje silnym eksportem, prężną gospodarką i potencjałem wzrostu.

Majowa wizyta Baracka Obamy w Wietnamie i zniesienie amerykańskiego embarga na sprzedaż broni Wietnamczykom miała ugruntować współpracę między tymi krajami, a jednocześnie osłabić pozycję Chin w regionie.

Jak pisała Polska Agencja Prasowa, Obama wyraził wówczas pewność co do tego, że amerykański Kongres ratyfikuje Transpacyficzną Umowę Handlową. Wietnam, jako jedyny kraj komunistyczny wśród sygnatariuszy TTP, w którym klasa średnia między rokiem 2014 a 2020 ma zwiększyć się dwukrotnie, miałby być jednym z największych beneficjentów umowy.

- TPP może przynieść korzyść dla Wietnamu, ale to nie oznacza, że przyszłość gospodarki kraju zależy od niego - mówił Lich.

 

Źródło: Money.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze