Pozwolę sobie na jeden osobisty przykład. Podpisałem umowę na dostawę prądu z firmą co się zowie RWE. Druk umowy dostałem jednak dopiero po niemal pół roku i kilku interwencjach. Ale to był dopiero początek. Prawdziwa zabawa zaczęła się, gdy dostałem rachunek. Kilkukrotnie przewyższał rzeczywiste zużycie energii. Dzwonię więc na infolinię i reklamuję. Pani grzecznie słucha, wypytuje i zapewnia, że wszystko zostanie poprawione. Mija miesiąc, dostaję kolejny rachunek z kilkukrotnie zawyżoną sumą i... upomnienie, bo nie zapłaciłem miesiąc temu.
Dzwonię więc po raz wtóry, wyjaśniam, podaję stan licznika i otrzymuję solenne zapewnienie, że wszystko zostanie poprawione. I dzwonię tak od kilku miesięcy, wyjaśniając i prosząc o właściwy rachunek. Podczas ostatniej rozmowy przesympatyczna pani już niczego solennie nie zapewniała, rzekła tylko, że oddzwoni, gdy skonsultuje się z szefem. Nie wiem, czy szef gdzieś przepadł, czy sprawa jest dla niego tak skomplikowana, bo choć upłynęło już kilka dni, to nikt nie oddzwonił. No cóż, za miesiąc pewnie znów będę musiał zadzwonić, wyjaśnić poprosić i usłyszeć obietnicę, z której nic nie wyniknie.
PS
W niedzielę wybory. Warto pójść i zagłosować. Tylko na te wszystkie obietnice przedwyborcze radzę patrzeć sceptycznie, bo z politykami jest jak ze sprzedawcami - obiecują złote góry, a jak podpiszemy umowę, czytaj: oddamy na nich swój głos, to zapominają, co obiecali i jak miało być.