Hubert Biskupski, z-ca redaktora naczelnego "Super Expressu", szef "Super Biznesu":
- Czy spółdzielcze instytucje finansowe w Polsce mają przed sobą przyszłość?
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes zarządu Związku Banków Polskich:
- W Polsce, kraju 38-milionowym, w którym mamy ponad 1 800 000 przedsiębiorców, ale i wiele milionów aktywnych osób i rodzin na dorobku, dobre perspektywy ma bardzo wiele różnych instytucji finansowych. Mowa oczywiście o instytucjach licencjonowanych, które, jak każde przedsiębiorstwo, zapewniając odpowiedni poziom usług, a z drugiej strony będąc w stanie sprostać określonym wymaganiom formalnym i profesjonalnym, pragną wykorzystać szanse rozwoju. Biorąc pod uwagę perspektywy naszej gospodarki i przewidywany wzrost zamożności obywateli, wygląda na to, że także rokowania dla spółdzielczych instytucji finansowych są niezłe.
Zobacz: Super Biznes: Upadki, czyli co komu nie wyszło w biznesie
Hubert Biskupski:
- Czy są one konkurencją dla banków zrzeszonych w Związku Banków Polskich?
Krystyna Majerczyk-Żabówka, prezes zarządu Krajowego Związku Banków Spółdzielczych:
- Pewnie są, to zresztą normalne, funkcjonują na tym samym rynku, z tym że przeważnie są bardziej aktywne lokalnie. Banki spółdzielcze są instytucjami uniwersalnymi. Oferta poszczególnych banków może także wynikać z potrzeb lokalnego środowiska, w którym bank działa. Banki spółdzielcze zazwyczaj kojarzone są jako instytucje finansowe, specjalizujące się w obsłudze małych i średnich przedsiębiorstw oraz rolników i klientów indywidualnych, można powiedzieć zwykłych ludzi. Warto też zauważyć, że funkcjonują dzisiaj także w środowiskach wielkomiejskich, np. w Warszawie, gdzie swoje placówki mają aż 23 banki spółdzielcze.
Hubert Biskupski:
- Czy w świadomości Polaków spółdzielcze instytucje finansowe mają taką samą renomę jak instytucje komercyjne?
Prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego:
- Dobre tradycje spółdzielcze poważnie ucierpiały w okresie PRL-u. Sposób funkcjonowania spółdzielczości niewiele bowiem miał wówczas wspólnego z jej istotą i ideami. Wynikało to m.in. z realizacji w początkowym okresie PRL-u niemalże na siłę programu rozwoju spółdzielczości w rolnictwie. Do idei spółdzielczości nie przekonywały też (i chyba nadal nie przekonują) zasady funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych. Transformacja ustrojowa nie przyniosła korzystnych zmian w sektorze spółdzielczym. Doszło do jego marginalizacji. Ten proces postępuje, co potwierdzają dane statystyczne, w tym malejąca liczba spółdzielni i zatrudnionych w nich osób. To jest niekorzystne dla harmonijnego rozwoju społeczno-gospodarczego. Rozwojowi takiemu dobrze służy bowiem dywersyfikacja, w tym dywersyfikacja własnościowa i dywersyfikacja rozmiarów przedsiębiorstw. Dotyczy to też bankowości. Banki spółdzielcze są niezbędne choćby jako antidotum na cechujący zglobalizowaną gospodarkę syndrom "za duży, by upaść" albo "za bardzo powiązany, żeby upaść". Bankowość spółdzielcza, co potwierdził globalny kryzys, może działać jak środek zaradczy przeciw dominacji wielkich banków, narzucających niekiedy regulacje niesłużące gospodarce. Również w Polsce miały miejsce sytuacje, kiedy banki nie pomagały należycie przedsiębiorstwom mogącym działać z korzyścią dla gospodarki. W polskiej bankowości, funkcjonującej bardzo dobrze, są to na szczęście przypadki odosobnione. Niemniej one się zdarzają, a ratunkiem może być wówczas bankowość spółdzielcza.
Krzysztof Pietraszkiewicz:
- Instytucje finansowe, w tym spółdzielcze, działają w żywym organizmie gospodarki, w którym jakaś część spośród kilku milionów podmiotów gospodarczych i 20 milionów klientów ma od czasu do czasu kłopoty. Bywa, że bank musi odmówić kredytowania przedsiębiorcy lub klientowi indywidualnemu, ponieważ nie widzi dla nich dobrych perspektyw rozwoju. Czasami musi także uczestniczyć w procesie likwidacji przedsiębiorstwa, które nie wytrzymało konkurencji lub popełniło bardzo poważne błędy. Niekiedy wiązało się to z konsekwencjami w polityce gospodarczej. Na szczęście tego typu sytuacji mieliśmy i mamy niewiele. Różnica pomiędzy dużymi instytucjami finansowymi a instytucjami małymi, lokalnymi polega na tym, że te pierwsze mają obowiązek posiadania dużych kapitałów własnych i tworzenia wielkich rezerw na wypadek zobowiązań nieregularnych (niespłacanych w terminie). Aby małe instytucje mogły prowadzić podobną działalność jak duże, w imię bezpieczeństwa depozytów musiałyby również posiadać duże fundusze własne i tworzyć istotne bufory bezpieczeństwa. To jest nie tylko kosztowne, ale wymaga ogromnego oprzyrządowania profesjonalnego, np. prawnego czy informatycznego. Ustawodawca przewidział różne reżimy prawne dla różnych instytucji, zarówno wielkich, jak i mniejszych, dając możliwość działania i jednym, i drugim. Zasadą jest jednak, że bezpieczne mają być środki obywateli, którzy powierzają takim instytucjom swoje oszczędności.
Hubert Biskupski:
- Czy pieniądze powierzone spółdzielczym instytucjom finansowym, bankom i SKOK-om są bezpieczne tak samo jak w bankach komercyjnych? Co zmieniło się od lat 90., kiedy upadło około stu banków spółdzielczych?
Przeczytaj też: Super Biznes: Chcemy nadążyć za klientem
dr Stanisław Kluza, ekonomista, były przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego:
- Regulowane instytucje sektora finansowego są gwarantowane, a przez to bezpieczne. A co do zmian, zdecydowanie zmieniły się akcenty dotyczące reguł gry. To nie perspektywy gospodarcze i kalkulacje rynkowe decydują dzisiaj o tym, że jakiś podmiot ma szansę się rozwijać, ale działania prawotwórcze i sankcyjne ze strony państwa i regulatorów. Ponadto ostatni kryzys finansowy wykazał, że w krajach, które mają lepiej zdywersyfikowany system finansowy, ryzyka systemowe są bardziej ograniczone. W nawiązaniu do wcześniejszych wypowiedzi zgadzam się z tym, że podmioty z sektora bankowego o kapitale zagranicznym miały u nas mniejszą skłonność do finansowania akcji kredytowej w okresie spowolnienia globalnego, i to nie dlatego, że perspektywy polskiej gospodarki były gorsze. Właściciel zagraniczny patrzył często przez pryzmat kondycji podmiotu macierzystego albo sytuacji makrogospodarczej kraju pochodzenia kapitału.
Krzysztof Pietraszkiewicz:
- Mówi się, że bankowy biznes jest w Polsce niezły, dochodowy. Nie powstają jednak nowe banki. Nie ma też masowego członkostwa w polskich bankach spółdzielczych...
Hubert Biskupski:
- Rzeczywiście tak jest? Dlaczego?
Krystyna Majerczyk-Żabówka:
- Istotnie, od 1990 roku nie powstał żaden nowy bank spółdzielczy, nie słychać też, aby takie inicjatywy gdzieś się rodziły. Obserwuje się rozwój organiczny tego sektora, ale brak jest zachęt do zawiązywania nowych spółdzielni bankowych. Ma to związek z prawem bankowym, które temu raczej nie sprzyja, nakładając identyczne wymogi jak w przypadku pozostałych co do formy prawnej banków. Także prawo spółdzielcze nie jest tu sprzyjające. Udziałowiec banku spółdzielczego nie ma praktycznie żadnych przywilejów z tytułu członkostwa i pozostawania jednocześnie klientem banku. Każdy udziałowiec, bez względu na liczbę udziałów, dysponuje jednym głosem. Są także pewne ograniczenia dotyczące dywidendy, podobnie jak w bankach komercyjnych, z tym że bank spółdzielczy wypracowuje zyski w oparciu o lokalnie zgromadzone środki, którymi powinien się dzielić w formie dywidendy z członkami, stanowiącymi lokalnie zamieszkałą ludność.
Ireneusz Jabłoński, ekspert Centrum im. Adama Smitha:
- Dlaczego banki nie powstają? Bo jest zbyt wysoka bariera wejścia na rynek. Zarówno finansowa, jak i regulacyjna. Rynek jest de facto zamknięty, bo trzeba mieć miliard złotych, żeby założyć bank. Myśląc o przyszłości dla banków spółdzielczych, trzeba pamiętać o deregulacji, ale także o perspektywie nowej tożsamości dla tych podmiotów, które wyrosły z sektora bankowości spółdzielczej, ale de facto istotnie się od niego oddaliły.
Krzysztof Pietraszkiewicz:
- Przeszliśmy nawałnicę regulacyjną, niezbędną w krajach, które zapłaciły setki miliardów euro na ratowanie swoich banków. Ale regulacje, które być może są lekarstwem dla systemów tamtych gospodarek, mogą być nieodpowiednio skrojone do takiego kraju, jak Polska. Tę praktykę regulacyjną należy więc nieco zmodyfikować i bardziej dopasować do potrzeb rozwojowych poszczególnych krajów.
Ireneusz Jabłoński:
- Zgadzam się, że oczekiwanie wspólnej europejskiej polityki regulacyjnej dla tych samych sektorów w różnych krajach jest założeniem fundamentalnie błędnym. Mamy odmienną sytuację i różniące się potrzeby, najpierw zatem wypracujmy politykę wewnętrzną, która formułowałaby minimum wymagań w stosunku do sektora i podmiotów o niedużej skali działania. Warto zwrócić uwagę, że z danych mówiących o zmniejszonej liczbie banków spółdzielczych, niedużym udziale spółdzielców jako kredytobiorców i wreszcie malejącej liczbie spółdzielców wynika, że sektor, który bez wątpienia ze względu na swoją skalę i lokalność jest wartością samą w sobie, musi znaleźć nową tożsamość.
Stanisław Kluza:
- Chciałbym zaakcentować kwestię źle skonstruowanego, w mojej ocenie, prawa spółdzielczego w Polsce, gdzie jedna ustawa próbuje uregulować spółdzielnię mieszkaniową, medyczną, mleczarską czy na rynku finansowym... Wydaje mi się, że w Polsce potrzeba bardzo poważnej dyskusji o czymś w charakterze "konstytucji spółdzielczości", która regulowałaby pewną ideę spółdzielczości, a następnie powiązanych z nią uszczegóławiających sektorowych ustawach dedykowanych poszczególnym formom działalności spółdzielczej. Niestety, spółdzielczość jest dzisiaj często traktowana jak jakiś atawizm, coś z czasów minionych. Tymczasem jeżeli spojrzymy na gospodarki wysoko rozwinięte, dobrze prosperujące, tam spółdzielczość jest duża, silna i ma bardzo istotne miejsce w gospodarce. Gdyby spółdzielczość w Polsce była opłacalna ekonomicznie lub efektywna zarządczo ze względu na prostotę, to stałaby się także częściej wybieraną formą prowadzenia działalności gospodarczej, potocznie mówiąc: nowoczesna i modna. Uatrakcyjnienia tej formy można byłoby dokonać np. poprzez mniejszą liczbę różnego rodzaju obowiązków sprawozdawczych, jak również poprzez lepsze rozwiązania podatkowe. Państwo ma więc duży potencjał i duży obszar do stwarzania takich reguł gry.
Hubert Biskupski:
- Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe angażują się w działalność kulturalną, społeczną. Czemu to służy?
Mariusz Gazda, prezes SKOK Wołomin:
- Kasy spółdzielcze, podobnie jak banki spółdzielcze, są instytucjami mocno związanymi z lokalnym środowiskiem. Nasza Kasa wybrała wspieranie produkcji filmów czy sponsorowanie starego warszawskiego klubu piłkarskiego KS Polonia. Wspieramy polskość i polskie wartości. Może we współczesnym świecie, w którym mówi się o europejskości, wręcz o globalizacji, jest to niepopularne, ale taka jest nasza polityka.
wHubert Biskupski:
- Czy państwo powinno w jakiś sposób wspomagać spółdzielcze instytucje finansowe albo przynajmniej nie ograniczać ich rozwoju?
Paweł Budrewicz, ekspert Centrum im. Adama Smitha:
- W spółdzielczych instytucjach finansowych podoba mi się ich ludzka twarz. W banku spółdzielczym łatwiej się rozmawia o wsparciu kredytowym. Niestety, prawo nie pozwala tej bankowości się rozwijać. Głównym hamulcem na drodze rozwoju takich instytucji są przepisy. I okazuje się, że to nie chęć działania w tym sektorze, nie posiadane środki i nie zaangażowanie są najistotniejsze, ale konieczność wypełnienia wymogów postawionych nie przez rynek, lecz przez państwo. Ingerencja państwa już w tej chwili jest olbrzymia, a uważam, że nie idą za nią żadne korzyści.
Mariusz Gazda:
- Aktywność naszych klientów niewiele pewnie odbiega od aktywności w bankach spółdzielczych. Może więc ta nowa tożsamość może być zdefiniowana nie tylko dla banków spółdzielczych, ale generalnie dla spółdzielczości?
Krzysztof Pietraszkiewicz:
- Redefiniowanie to nie tylko kwestia teoretycznej definicji, ale także rozpatrywanie tego w kontekście przyszłych praktycznych potrzeb społecznych i gospodarczych. Z ostatniego kryzysu można wyciągnąć wniosek, że dywersyfikacja systemu finansowego, nie tylko dominacja globalnych instytucji finansowych czy wielkich regionalnych, ale też balans w postaci lokalnych instytucji finansowych dobrze służy gospodarce.
Elżbieta Mączyńska:
- Rozwojowi spółdzielczości może sprzyjać cyfryzacja i rozwój nowych technologii informacyjnych. Ułatwia to kontakty i może też motywować do większej niż dotychczas aktywności spółdzielców, a także innych interesariuszy tego sektora własnościowego. Istotne przy tym jest, że cyfryzacja zwiększa przejrzystość transakcji i funkcjonowania biznesu.
Krystyna Majerczyk-Żabówka:
- Banki spółdzielcze są obecnie naprawdę nowoczesne. Uczestniczą w procesie zmian. Poszukują także możliwie najlepszej formuły dla bycia bankiem z misją społeczną i zarazem instytucją finansową nowocześnie wspierającą swoimi usługami coraz bardziej wymagające małe i średnie firmy i osoby fizyczne. Dzisiaj są to także instytucje nowocześnie zarządzane, legitymujące się efektywnością kosztową, w wielu przypadkach nie gorszą niż banki komercyjne. Co najważniejsze, są to instytucje bezpieczne, które dowiodły swoich kompetencji w okresie kryzysu finansowego. Prace nad ich unowocześnianiem i podnoszeniem poziomu bezpieczeństwa są stale prowadzone. Bank spółdzielczy jest wizytówką instytucji finansowej w środowisku, w którym funkcjonuje, i oby tak było nadal.
Krzysztof Pietraszkiewicz:
- W latach 2014 i 2015 trwa i trwać będzie dyskusja o nowym modelu biznesowym polskiej bankowości spółdzielczej, także obejmująca banki zrzeszające. Wierzę, że nowy model biznesowy wpłynie na umocnienie lokalnych instytucji finansowych, stabilność całego sektora bankowego i jeszcze lepszy poziom usług polskich banków.
Ireneusz Jabłoński:
- Miejmy nadzieję, że przyniesie dobry efekt. Bezkrytyczna absorpcja tego, co przysyła się nam z zamożnych krajów, może być dla nas zabójcza. Życzę zatem odwagi w poszukiwaniu i stosowaniu własnych, oryginalnych rozwiązań krajowych.
Hubert Biskupski:
- Dziękuję państwu za udział w debacie.