Zakaz reklamy aptek to ekonomiczny rasizm

2013-11-05 3:00

Potrzeba nowelizacji ustawy refundacyjnej oraz konieczność zmiany przepisów, które godzą w interesy pacjentów i są sprzeczne z prawami rządzącymi wolnym rynkiem - to najważniejsze konkluzje debaty, w której uczestniczyli eksperci oraz przedstawiciele środowiska farmaceutycznego.

W spotkaniu wzięli udział: Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska, Katarzyna Sabiłło, prezes fundacji Lege Pharmaciae, Cezary Śledziewski, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, Tomasz Szelągowski, dyrektor generalny Federacji Pacjentów Polskich, Marcin Piskorski, prezes zarządu Związku Pracodawców Aptecznych, oraz dr Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.

Hubert Biskupski, zastępca redaktora naczelnego "Super Expressu", szef "Super Biznesu":

- Czy nowelizacja ustawy, która obowiązuje niespełna dwa lata, jest w ogóle potrzebna?

Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska:

- W trakcie trwania sejmowej debaty na temat zapisów w tej ustawie, składaliśmy setki uwag. Nasze uzasadnienia nie były pobożnymi życzeniami przemysłu farmaceutycznego, były to również opinie prawne wybitnych prawników, konstytucjonalistów. Nowelizacja ustawy jest bardzo istotną sprawą dla całego środowiska. Problemy, które są przedmiotem tej nowelizacji, dotyczą nie tylko przemysłu, ale również hurtowników, aptekarzy, a przede wszystkim pacjentów. Fakt, że ministerstwo podjęło z nami rozmowy i stałe konsultacje, świadczy o tym, że po drugiej stronie jest wola wysłuchania i przyjrzenia się temu, jak problemy, o których mówimy, mogą wpłynąć na rynek leków w Polsce.

 

Katarzyna Sabiłło, prezes Fundacji Lege Pharmaciae:

- Ustawa refundacyjna w ogóle nie powinna wejść w życie w takim kształcie. Tuzy prawa konstytucyjnego wypowiadały się na temat jej zgodności z konstytucją, natomiast zarówno resort, jak i pan prezydent pozostali głusi na głosy rozsądku. Po dwóch latach funkcjonowania całe środowisko wskazało, że w wielu punktach ustawa jest zła. Chcę wyraźnie podkreślić, ta ustawa nie wymaga udoskonalenia tylko zmiany. Ponieważ w kształcie obecnej nowelizacji jest antypacjencka.

H.B.: - Użyła pani określenia "całe środowisko". Mam przed sobą list prezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej, którego, jako przedstawiciela tej instytucji, bezskutecznie zapraszałem na nasze spotkanie. Pan prezes, w imieniu kilku tysięcy farmaceutów, którzy pod listem się podpisali, przekonuje, że ustawa jest dobra i nie ma potrzeby nowelizacji.

Irena Rej: - Pan prezes Grzegorz Kucharewicz unika przychodzenia na spotkania, ponieważ, jak sądzę, nie ma nam nic do powiedzenia.

Katarzyna Sabiłło: - Jesteśmy gotowi polemizować, ale na razie dyskusja wygląda w ten sposób, że my mówimy, że ustawa jest wadliwa i wymieniamy argumenty, natomiast pan prezes mówi, że ustawa jest OK - i żadnych argumentów nie podaje.

Cezary Śledziewski, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, przedstawiciel PKPP Lewiatan:

- Reprezentuję producentów leków generycznych (będących zamiennikami leków oryginalnych) produkowanych w Polsce. Chciałbym zwrócić uwagę, że ustawa jest tylko narzędziem realizacji polityki państwa. Jak dotychczas najznaczniejszym rezultatem tej ustawy i prowadzonej polityki są ogromne oszczędności środków w Narodowym Funduszu Zdrowia: około 3 miliardów złotych w ciągu dwóch lat. Te środki na razie nikną w czarnej dziurze. Nie są kierowane na leki, nie korzysta z nich też pacjent. Natomiast są w tej ustawie również dobre rozwiązania, które wspieraliśmy jako organizacja, np. likwidacja niejawnych rabatów, które zaburzały rynek. Ustawa jest narzędziem, ale obok tego są również postanowienia, które decydują o wydatkach pacjenta, cenie producenta i wydatkach NFZ. Takim narzędziem są grupy refundacyjne. Przed ustawą mieliśmy takich grup bodajże 800, z tym że większość bazowała na określonej substancji. W tej chwili te substancje są pogrupowane, w jednej grupie mamy ich kilka albo kilkanaście, często niewymiennych terapeutycznie. Efekt? Jeżeli mamy lek tani, w cenie 2-5 złotych, i lek, który kosztuje kilkadziesiąt złotych, a limit jest stanowiony na leku tanim, to do tego drogiego dopłaci pacjent, nie mogąc wymienić go na tańszy ze względu na nierównoważność terapeutyczną. To polityka dająca oszczędności jedynie Narodowemu Funduszowi Zdrowia, prowadzona w zasadzie przeciw pacjentom.

 

Tomasz Szelągowski, dyrektor generalny Federacji Pacjentów Polskich:

- Prace nad ustawą, choćby ostatni etap prac sejmowej Komisji Zdrowia, są przykładem na to, jaka jest w Polsce jakość dialogu społecznego. Gdyby głosy wnoszące krytyczne uwagi były uwzględnione, taki akt prawny byłby dopracowany. Gdyby stanowienie prawa było efektem środowiskowego konsensu, byłoby nam bliżej do prawa lepszej jakości. Ustawa refundacyjna jest przykładem tego, że nie dążymy do konsensu środowiskowego. Nie wypracowano porozumienia pomiędzy różnymi interesariuszami: producentem leków, regulatorem, odbiorcą, tym, który dostarcza usługi (wszelkiego typu placówki, włączając apteki i szpitale). Bardziej zadbano o interes regulatora, czyli NFZ. Tymczasem to pacjent jest odbiorcą usług w systemie opieki zdrowotnej, z założenia powinien więc stanowić punkt centralny, wokół którego tworzy się i reguluje system pod kątem zwiększania jakości usług i dostępności do leków.

Pan prezes wymienił sumę 3 miliardów złotych oszczędności. Wzięły się one nie tylko z tego, że zredukowano ceny. Dużo recept na leki recepturowe lekarze wypisywali na 100 procent, w związku z czym wyciągnięto dodatkowe pieniądze z kieszeni pacjenta. To one stanowią gros tych tak zwanych oszczędności, bo de facto nie jest to oszczędność, ale tylko dodatkowy element fiskalizacji, wyciągnięcia pieniędzy z rynku.

Federacja Pacjentów Polskich jak dotąd nie uzyskała od Ministerstwa Zdrowia odpowiedzi na pytanie, czy tak wygenerowane "oszczędności" zostały przeznaczone na refundację leków.

Cezary Śledziewski:

- Wiemy, że nie zostały przeznaczone.

Tomasz Szelągowski:

- My także to wiemy, choćby z ostatnich spotkań komisji, że budżet NFZ na refundację leków jest na takim samym poziomie jak w roku poprzednim. W związku z tym efektów działania tej ustawy nie widać.

Cezary Śledziewski:

- NFZ nie jest od tego, żeby oszczędzać, ale od tego, by realizować świadczenia zdrowotne. Najtańszym takim świadczeniem jest farmakoterapia. Jeżeli pacjenci nie będą kupowali leków, szybko pojawi się konieczność hospitalizacji, co jest niezwykle drogie. Polityka robienia takich "oszczędności" jest więc szkodliwa.

 

Marcin Piskorski, prezes zarządu Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNet:

- Według najnowszych danych, w roku 2013 rynek leków OTC (kupowanych bez recepty) wzrośnie o ponad 11 procent. To także wynik działania obecnej ustawy. Z powodu trudności administracyjnych wielu producentów jest wypychanych z segmentu leków wydawanych z przepisu lekarza i refundowanych w stronę rynku wolnego. Ustawa refundacyjna na tym wolnym rynku poprzez zakaz reklamy aptek zlikwidowała konkurencję. Efektem jest wzrost cen leków OTC. Drugim skutkiem, co mogę powiedzieć jako praktyk reprezentujący osoby prowadzące apteki, są setki, jeśli nie tysiące kontroli prowadzonych w całym kraju. Administracja farmaceutyczna, sądy i różnego rodzaju instytucje są zaangażowane w ściganie aptekarzy, którzy na drzwiach umieścili naklejkę: "tu możesz zapłacić kartą Visa" bądź wywiesili w aptece plakat informujący, że w określonych godzinach emeryci dostaną leki OTC o ileś procent taniej.

Trzecim efektem jest donosicielstwo. Konkurencja, która została zlikwidowana na rynku, dalej trwa, realizowana zakulisowo, przy użyciu administracji państwowej ścigającej aptekarzy - którzy nieopacznie postanowili zrobić coś dobrego dla pacjenta.

Tomasz Szelągowski:

- Wprowadzając totalny zakaz reklamy aptek i nie definiując, na czym polega taka reklama, doprowadzono do sytuacji, w której w ogóle pacjentowi nie można przekazać informacji w aptece. Doszło do takiego absurdu, że gdyby aptekarz poinformował mnie, że w którejś z aptek dostanę konkretny lek, złamałby zakaz reklamy. Ten zakaz zupełnie zniszczył pojęcie opieki farmaceutycznej, która w innych krajach działa znakomicie.

W obecnych warunkach funkcjonowania ustawy aptekarz nie ma możliwości tworzenia więzi środowiskowej z pacjentem. Dlatego pacjent idzie po leki do kiosku czy supermarketu, zamiast udać się do najwłaściwszego miejsca, jakim jest apteka.

 

Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha:

- Rząd nie zrobił oceny skutków regulacji, natomiast Centrum zrobiło to przed wprowadzeniem ustawy refundacyjnej. Nie mieliśmy wątpliwości, że zakaz reklamy aptek doprowadzi do odcięcia pacjenta od informacji i od opieki. Rząd deklarował dwa cele ustawy: obniżenie cen leków i zwiększenie ich dostępności. Oba nie zostały zrealizowane. Przeciwnie, doszło do tego, że nawet najprostsze leki są dzisiaj trudno dostępne. Jeżeli oba wspomniane cele rząd deklarował uczciwie, powinien się z tej ustawy bezwzględnie wycofać. Chyba że głównym celem, co można znaleźć w innych dokumentach rządowych, była próba znalezienia tak zwanych oszczędności. Ale wtedy trzeba uczciwie powiedzieć: NFZ jest częścią aparatu skarbowego i nie realizuje polityki zdrowotnej ani profilaktyki.

H.B.: - Odnoszę wrażenie, że jednogłośnie jesteście państwo albo za wykreśleniem zapisu o zakazie reklamy aptek z ustawy, albo przynajmniej doprecyzowaniem, czym jest ta reklama. Pozwolę sobie jednak zacytować fragment pisma z biura prasowego Naczelnej Izby Aptekarskiej: "Uważamy, że nie istnieją żadne merytoryczne przesłanki do prowadzenia reklamy aptek i świadczonych przez nie usług". W liście otwartym aptekarzy, opracowanym przez Naczelną Izbę Aptekarską, kilka tysięcy farmaceutów zaapelowało do ministra zdrowia, by nie wprowadzać zmian w art. 94a Ustawy prawo farmaceutyczne, mających na celu tak zwane doprecyzowywanie zakazu reklamy aptek.

Marcin Piskorski: - Ale wielokrotnie więcej farmaceutów tego listu nie podpisało. Nie wszyscy farmaceuci i właściciele aptek popierają stanowisko samorządu.

H.B.: - Prezes Grzegorz Kucharewicz podaje, że pod listem otwartym aptekarzy podpisało się 4 tys. aptekarzy...

Irena Rej: - A wie pan, ile jest aptek? 14,5 tysiąca. W każdej pracują trzy osoby. Proszę sobie pomnożyć - w Polsce jest ponad 30 tysięcy aptekarzy.

Andrzej Sadowski: - Interes pacjentów powinien stać ponad interesem jakiejkolwiek korporacji. Czy to jest korporacja producentów leków, czy jest to korporacja aptekarska, czy jakakolwiek inna. Rząd stał się zakładnikiem grupy interesów. Nie może być tak, że informacja o leku OTC jest dostępna na stacji benzynowej czy w supermarkecie, a nie jest dostępna w aptece. Jest to niekonstytucyjne wprowadzenie zakazu informacji związanej z obrotem gospodarczym tylko dla wybranego sektora gospodarki.

 

H.B.: - Pan wiceminister Sławomir Neumann chyba nawet przyznał, że to nie resort zdrowia był autorem tego zapisu, tylko Izba Aptekarska...

Andrzej Sadowski: - To wskazuje na możliwość zajścia procesów korupcyjnych, o czym trzeba powiedzieć wprost.

H.B.: - Bardzo poważny zarzut...

Andrzej Sadowski: - Skoro rząd przyznaje, że ustawa wprowadza zapisy na rzecz pewnej korporacji, to nie dzieje się to tylko ze względu na wyższe cele, w interesie pacjentów. Tutaj, bez żadnych wątpliwości, interes pacjentów został pogwałcony na rzecz korzyści korporacyjnych.

Katarzyna Sabiłło: - W tym resorcie jeszcze nigdy nie powstał akt prawny, który by nie pogwałcił zasad dobrej legislacji. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. To, w jaki sposób powstawała ustawa refundacyjna, jest tego koronnym przykładem. Nie było oceny skutków regulacji. Powstała ustawa, która ogranicza swobody działalności gospodarczej i wpływa negatywnie na sytuację pacjentów. Jeżeli chodzi o zakaz reklamy aptek, bardzo proszę, niech pan prezes Kucharewicz i Naczelna Izba Aptekarska regulują konkurencję między swoimi podmiotami. Jest to jak najbardziej możliwe, inne samorządy zawodowe też mają takie zapisy, ale w kodeksach etyki czy postępowania, które są dokumentami wewnętrznymi danej organizacji. Wprowadzenie tego na poziom ustawy powoduje pogwałcenie jednej z podstawowych wolności i swobód gospodarczych, jaką jest możliwość reklamowania się.

Irena Rej: - Żeby było jasne, nikt z nas nie wnosi pretensji do regulacji dotyczących zakazu reklamy leków wydawanych na receptę. To, o czym mówimy, dotyczy wyłącznie działalności aptek i nie ma niczego wspólnego z reklamą leków. Konkretnie, mówimy o tym, czy apteka może poinformować swoich klientów, że np. w poniedziałki od 12 do 16 prowadzi bezpłatne badanie ciśnienia, czy nie.

H.B.: - A może czy nie?

Irena Rej: - Właśnie na tym polega dowcip, że nie może. Nie może nawet napisać na drzwiach: "Witamy w naszej aptece". Chcemy wyłącznie prawa do informacji. A za taką informację dzisiaj płaci się karę w wysokości 50 tysięcy złotych.

Andrzej Sadowski: - Mamy sytuację, w której główny nadzór farmaceutyczny jest inkarnacją Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk z ulicy Mysiej. To urząd cenzury informacji. To nie tylko kwestia zakazu informowania o pracy aptek, ale odcięcia pacjentów od wszystkich programów opieki, które apteki świadczyły. Doprowadzono w naszym kraju do rasizmu ekonomicznego. Apteka jest traktowana jako podmiot wyjęty spod prawa, podczas gdy mają je inne podmioty.

Marcin Piskorski: - Uniwersytet Jagielloński zrobił raport dotyczący rozwoju farmacji w Europie. Wynika z niego, że polskie regulacje kierują nas w stronę przeciwną niż zmierza reszta państw. W całej Europie apteka coraz bardziej staje się miejscem świadczenia usług zdrowotnych, wsparcia dla pacjenta, poza zwykłym sprzedawaniem leków. Ustawa refundacyjna naszą rodzącą się opiekę farmaceutyczną wywróciła do góry nogami.

Najnowsze