Zniesienie limitu 30-krotności ZUS przesądzone!
W rozmowie z dziennikiem premier Mateusz Morawiecki potwierdził, że zniesienie 30-krotności składek na ZUS zostało zapisane w projekcie budżetu, ale "ostateczna decyzja należy do Sejmu". To oficjalne przesądzenie tematu, o którym jeszcze tydzień temu wicepremier Jarosław Gowin mówił, że jest "otwarty".
ZOBACZ TAKŻE: Będzie nowe 500 plus. Dostaną je zarabiający poniżej 6 tys. zł miesięcznie [WIDEO]
- Chcę też podkreślić, że ewentualne wpływy ze zniesienia 30-krotności są założone w budżecie na zasadzie bardzo konserwatywnej, tzn. nie wynikają z przemnożenia liczby płacących osób w sposób automatyczny. Zdajemy sobie sprawę, że część osób może zareagować innymi formami pracy – choć bardzo byśmy tego nie chcieli. Warto pamiętać, że zniesienie tego limitu dotyczyłoby grupy, która stanowi ułamek ogółu zatrudnionych, ok. 2,3 proc., ale nie jest tak, że nie wsłuchujemy się w sygnały, które do nas napływają. Dyskusje na ten temat cały czas się toczą. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to jeden z najbardziej regresywnych mechanizmów płacenia danin Europie - oświadczył Morawiecki.
Czym jest limit 30-krotności ZUS? Kogo to dotyczy?
Zgodnie z dotychczasowymi zasadami, gdy wynagrodzenie pracownika w ciągu roku przekroczy łączność wartość 30 średnich pensji, płatnicy przestają odprowadzać składki na ubezpieczenie społeczne. Ten górny limit składek wynosi obecnie 142,9 tys. zł rocznie, co oznacza, że pracownik przestaje płacić składki emerytalne, gdy jego miesięczne zarobki przekroczą 11,9 tys. zł.
SPRAWDŹ RÓWNIEŻ: Niższy podatek PIT – zobacz, ile pieniędzy zyskasz [TABELA]
Powyżej tej kwoty zakłada się, że osoba majętna sama sobie świetnie poradzi z zabezpieczeniem majątku na starość (nie potrzebuje więc korzystać z publicznego systemu). Obecne rozwiązanie skutkuje tym, że ZUS nie musi w przyszłości wypłacać emerytur najbogatszym Polakom (jest ich ok. 350 tys.), które wynosiłyby dziesiątki tysięcy złotych. Zniesienie tego limitu, zmusiłoby najbogatszych do opłacania składek, a budżet wzbogaciłoby o dodatkowe 5 mld zł. Jednocześnie, taki scenariusz oznaczałby ogromny wzrost kosztów ponoszonych przez pracodawców.
Propozycję Morawieckiego krytyują przedstawiciele Pracodawców RP. W komunikacie prasowym przekonują, że przypadku zniesienia limitu rośnie quasi-opodatkowanie zarówno pracowników, jak i pracodawców. - Chodzi oczywiście o wysokie składki na ZUS. A to w konsekwencji, i to jest okoliczność druga, może doprowadzić do istotnych zakłóceń, wręcz erozji, w funkcjonowaniu ZUS. Zakładu nie będzie w przyszłości stać na wypłatę bardzo wysokich świadczeń emerytalnych, adekwatnych do wniesionych składek. Naruszy to zasady społecznej solidarności i elementarnej uczciwości państwa wobec obywateli - czytamy.
Dodatkowo eksperci zauważają, że zniesienie limitu, zadziała jak miecz Damoklesa. - Mało kto podejmie trud przebudowy własnej firmy na innowacyjny kombajn. Nie będzie się opłacało zatrudniać wysokokwalifikowanych fachowców, wysoko opłacanych jednocześnie, bo zwiększy to zusowskie opłaty i inne obciążenia. W ślad za tym, już niedługo zabraknie tych fachowców, bo wyjadą z kraju – szukać bardziej przyjaznych miejsc zatrudnienia, umożliwiających im wysoką, osobistą akumulację finansową - dodają Pracodawcy RP.