Historia emotikonów rozpoczęła się 19 września 1982 r. na jednym z uniwersytetów w Pittsburghu, w amerykańskim stanie Pensylwania. To właśnie tu pracował Scott Fahlman, informatyk i wykładowca, który postanowił usprawnić wewnętrzną komunikację na uniwersytecie. Denerwowało go to, że, pisząc do siebie wiadomości, wykładowcy nie mogli się zorientować, kiedy ktoś żartuje, a kiedy mówi serio.
Za dużo żartów
Zaproponował, by w prowadzonych elektronicznie dyskusjach używać na końcu wypowiedzi uśmiechniętej buźki, jeśli wypowiedź ta ma być żartobliwa. Buźka miała znaną do dziś postać dwukropka, myślnika i zamkniętego nawiasu - :-) I Fahlman pozwolił sobie przy tym na żart – jak napisał, w konwersacjach pojawiało się tak dużo dowcipów, że może lepiej byłoby oznaczać te wypowiedzi, które żartami nie są. Miałyby być one okraszane smutną buźką, kończącą się nawiasem otwartym - :-(
Pomysł spodobał się do tego stopnia, że wkrótce wszyscy na uniwersytecie zaczęli korzystać z emotikonów, a one same błyskawicznie popularyzowały się także poza bramami uczelni. Po 35 latach liczba ich wariantów jest właściwie nieskończona, za ich pomocą można wyrazić wszystko – od pogardy przez niesmak aż po zachwyt i płacz ze śmiechu. Tej popularności trudno się dziwić, bo. faktycznie, z samego słowa pisanego w komunikatorze trudno wyczuć, w jakim humorze jest nasz rozmówca.
„Emotki” za 50 mln dolarów
Fahlman nigdy nie zdecydował się na opatentowanie swojego „wynalazku”, podkreślając, że to jego dar dla świata. Podobnych wahań co do zarabiania na „emotkach” nie mieli inni. Dzisiejsze emotikony znacznie różnią się od tych używanych jeszcze kilkanaście lat temu. Nawet jeśli wpiszemy do komunikatora ciąg znaków interpunkcyjnych, w większości przypadków automatycznie zmienią się one w dopracowane graficznie buźki. I nie tylko zresztą – symboli jest już tak dużo, że w wielu przypadkach mogą zastąpić całe zdania!
To swoiste cofanie się do pisma obrazkowego może być wodą na młyn… filmowców! W październiku br. na ekrany polskich kin wchodzi animowany film o wymownym tytule „Emotki. Film”. Jego bohaterami są emotikony, które zamieszkują wnętrzności naszych smartfonów. Obraz ten powstał przy współpracy wytwórni Columbia Pictures i Sony Pictures Animation, a jego budżet wynosił aż 50 mln dolarów (179,5 mln zł). Film już teraz, po światowej premierze, która odbyła się w lipcu, zwrócił się twórcom. „Emotki” zarobiły dotychczas ok. 171 mln dolarów (614 mln zł)!
Animowane emotikony
Na zysk dzięki emotikonom liczy też producent najnowszego iPhone’a, modelu X, czyli firma Apple. Smartfon ten jest wręcz niewyobrażalnie drogi. Polacy będą musieli za niego zapłacić nawet ponad 5700 zł, jeśli zdecydują się na wersję z największą wbudowaną pamięcią 256 GB. Jedną z najważniejszych cech iPhone’a X jest system czujników i kamer na przednim panelu urządzenia, dzięki którym przede wszystkim będziemy mogli je odblokować przy pomocy skanu naszej twarzy. Ale to nie wszystko!
Apple wprowadził tzw. animoji, czyli animowane emotikony. Na czym mają one polegać? Nabywca iPhone’a X będzie mógł sobie wybrać jedną z kilkunastu ikonek, takich jak choćby jednorożec, małpa, lis, kosmita, a nawet, przepraszamy za słowo, ale chyba ująć się tego inaczej nie da, stworka wyobrażającego… kupę. Następnie, kierując kamerę smartfonu na twarz, będzie mógł sprawić, by wybrana buźka odwzoruję mimikę użytkownika. Działanie animoji świetnie widać na poniższym filmie:
Buźki w służbowej korespondencji
Czy to głupota? Tak, czego nie ukrywa samo Apple, którego przedstawiciele podkreślali żartobliwie, że zaawansowana technika jest w 2017 r. wykorzystywana do tak błahej rozrywki. Mimo to firma przedstawiła animoji jako jeden z powodów, dla których warto wydać majątek na nowego iPhone’a. Skoro już nawet tak liczące się na świecie firmy oszalały na punkcie emotikonów, czy i zwykły Kowalski powinien się nimi posługiwać w pracy, w służbowej korespondencji?
Odpowiedź „nie” nasuwa się tu sama, ale takie proste podejście nie wystarczyło naukowcom z Uniwersytetu w Hajfie i Uniwersytetu w Amsterdamie. Przebadali oni 549 osób z aż 29 państw, aby stwierdzić, że używanie emotikonów w służbowych mailach nie wpływa korzystnie na wizerunek nadawcy takiej wiadomości. Jak to sprawdzono? Badacze, między innymi, przedstawili uczestnikom eksperymentu treść maila, w której zawarte były informacje dotyczące pracy.
Emotikony? Nie nadużywam!
Choć wszyscy ochotnicy dostali takie samo pismo, w części przypadków okraszone było ono emotikonami. Badanie jasno pokazało, że używanie uśmieszków w służbowej korespondencji nie zachęca do udzielnia odpowiedzi autorowi takiej informacji, a odbiorca z miejsca traktuje go jako osobę mniej kompetentną i poważną. Na emotikony w wiadomościach związanych z pracą możemy sobie pozwolić wyłącznie w przypadku, w którym istnieje już jakiś stopień zażyłości między nami a adresatem.
Jak widać na powyższych przykładach, emotikony rzeczywiście zawładnęły światem. Mogą stanowić źródło pokaźnych dochodów, a nawet przedmiot naukowych badań. Pamiętajmy tylko, by nie używać ich w nadmiarze, bo możemy wywołać skutek odwrotny od zamierzonego – zamiast np. wzbudzić sympatię danej osoby, możemy ją skutecznie do siebie zniechęcić.
ZOBACZ TEŻ:
>>> Te wynalazki mogły dać twórcom miliony, okazały się bezużyteczne
>>> Genialny wynalazek! Inteligentna słomka uchroni przed gwałtem!
>>> Tak ma wyglądać rosyjski żołnierz przyszłości [WIDEO]
Źródła: businessinsider.com.pl, filmweb.pl, forbes.pl