Każdy, kto choć raz w życiu siedział stłoczony na tylnej kanapie Fiata 126p, jest w pełni uprawniony do tego, by pomyśleć sobie, że podróżował najciaśniejszym samochodem w historii. Zdrętwiałe nogi i obolałe plecy to jednak nic w porównaniu z tym, co musieli czuć kierujący Peelem P50, który został wpisany do księgi rekordów Guinessa jako najmniejszy dopuszczony do ruchu samochód świata. Jego produkcja ruszyła w latach 60-tych na Wyspie Man.
ZOBACZ TEŻ: Skąd się wzięły pieniądze? Poznaj ich historię - od barteru do bitcoina
W założeniach peel miał być realną odpowiedzią na problem coraz większego ruchu ulicznego i kłopoty z parkowaniem. Ale rynku nie podbił. Samochód ważył zaledwie 59 kg, a wysoki był na 134 cm. Zaprojektowano go dla jednej osoby z torbą na zakupy, a więc miał tylko jedno siedzenie i jedne drzwi. Auto poruszało się na trzech kołach i mogło rozwinąć prędkość do 61 km/h. To właśnie m.in. ze względu na niskie osiągi i brak komfortu nie widzimy go dziś na ulicach. W dodatku peel nie miał wstecznego biegu i, aby go cofnąć, trzeba było z niego wychodzić i… przeciągać, trzymając za specjalny uchwyt. I tak historia przeciągnęła go w odmęty zapomnienia. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby takie maleństwo jak peel spotkało się z ciężarówką. Możliwe, że mogłoby uniknąć zmiażdżenia, gdyby było wyposażone w pewien ciekawy polski wynalazek, czyli tzw. zderzak Łągiewki.
Potoczna nazwa urządzenia pochodzi od nazwiska jego konstruktora, Lucjana Łągiewki. Zasada działania wynalazku jest prosta – zderzak zamienia energię pochodzącą z uderzenia w przeszkodę w energię napędzającą ukryte w nim wirniki, co sprawia, że zarówno auto jak i kierowca wychodzą z wypadku bez szwanku. Dlaczego więc dziś w zderzak Łągiewki nie jest wyposażony żaden samochód? Jak mówił konstruktor, bezpieczeństwo na drogach nie opłaca się światowym korporacjom naprawiającym auta i produkującym części zamienne. Łągiewka twierdził nawet, że proponowano mu miliony dolarów za sprzedaż patentu na zderzak tylko po to, by projekt schować do szuflady. Nie brakuje też krytycznych głosów, że mechanizm działania zderzaka to fikcja, bo, gdyby faktycznie pracował według założeń, musiałby łamać prawa fizyki. I tak projekt nazywany największym wynalazkiem XXI w. jest na razie tworem bezużytecznym.
ZOBACZ TEŻ: Krótka historia kodeksu pracy
Na świecie pojawiały się nie tylko wynalazki, które miały potencjał, a różnorakie zawirowania sprawiły, że do dziś mało kto o nich słyszał. Są też urządzenia całkiem absurdalne. Tak jest np. z maszyną do… dawania klapsów. Jej koncepcja pojawiła się w XIX w. Angielski filozof Jeremy Bentham uważał, że kar cielesnych nie powinien wymierzać człowiek, a specjalna maszyna. Pomysł ten podchwycili ówcześni humoryści i na ich rysunkach widać dzieci i niesfornych pracowników ustawianych przy wymyślnych urządzeniach wymierzających im klapsy. Aż w końcu… takie urządzenie powstało. Maszyna do klapsów została opatentowana w USA w 1909 r. Delikwent wchodził na niewysoki podest, wypinał się, łapał za uchwyty i dostawał niezłe manto od mechanicznego wiosła. Urządzenia używano podczas masońskich rytuałów i można je było kupić jeszcze w latach 30-tych ub. wieku za jedyne 32,5 dolara.
Choć dziś trudno w to uwierzyć, jeszcze sto lat temu za wynalazek, który zrewolucjonizuje świat, uważano azbestowe ubrania! Wtedy ludzie nie wiedzieli jeszcze, jak bardzo szkodliwe dla zdrowia są włókna azbestu. Ale jako że jest on trwały i ognioodporny, uważano, iż spodnie czy suknia, których nie trzeba prać, a wystarczy wrzucić do ognia wypalającego zabrudzenia, będą świetnym rozwiązaniem. Taki pomysł pojawił się zresztą już 1,8 tys. lat wcześniej w Chinach. Słynny generał Liang Ji nosił ponoć azbestową suknię, którą podczas imprez wrzucał do ognia, by zaimponować gościom. Prócz tego Chińczycy używali azbestu do produkcji wiecznych knotów do lamp olejnych, które też już odeszły do lamusa. Wynalazki umierają i dziś. Oczekiwań twórców nie spełnia choćby Segway - elektryczny dwukołowy pojazd, na którym podróżuje się, stojąc. Choć spodziewano się, że ludzie oszaleją na jego punkcie, tak się nie stało. Można go zaobserwować właściwie wyłącznie jako pojazd ochroniarzy sklepowych patrolujących parkingi, na których swe auta ustawiają klienci marketów.
COŚ PODOBNEGO!
Zombie-wyrzutnia
Jednym z najdziwniejszych wynalazków jest wyrzutnia rakietowa pił łańcuchowych służąca obronie przed zombie. Jej koncepcja pojawiła się w 2005 r. jako żart, ale do dziś wiele osób uważa, że urządzenie istnieje naprawdę.
Bezpieczne dziecko
W latach 30-tych XX w. Brytyjczycy stworzyli niemowlęcy wózek przeciwgazowy. Dziecko wsadzano do stalowej obudowy na kołach wentylowanej przez nieduży komin. Do podglądu służyła szybka na wysokości główki bobasa.