Chociaż Google stara się na każdym kroku powtarzać, że dba o naszą prywatność, ostatnie doniesienia zdają się być dość niepokojące. Jak informujei „Wall Street Journal” naszą korespondencję z Gmaila mogą także czytać inni ludzie, a dokładniej programiści dbający o rozwój zewnętrznych aplikacji.
Chociaż Google, który jest właścicielem m.in. Gmaila, już rok temu informował, że nie będzie sprawdzał naszych maili w celu dopasowania reklam, to teraz okazuje się, że mogą to robić zewnętrzni developerzy, a dokładniej ich pracownicy.
Programiści, którzy mogą przeglądać naszą korespondencję, pracują nad aplikacjami powiązanymi z całym kontem Google bądź tylko skrzynką na Gmailu, jak np. aplikacje do rezerwowania hosteli, wyszukiwarki punktów gastronomicznych czy połączeń lotniczych. Gdy aplikacja zewnętrzna chce połączyć się z kontem Google, możemy być zapytani o zezwolenie na „czytanie, wysyłanie, usuwanie i zarządzanie wiadomościami e-mail” przez nową aplikację.
Google zaznacza, że nasze prywatne wiadomości są bezpieczne, bowiem ewentualny dostęp do nich mają tylko sprawdzone firmy i tylko wtedy, kiedy zgodziliśmy się na dostęp do poczty.
- Użytkownicy, którzy zgodzili się na takie regulacje, mogą odwiedzić stronę sprawdzania zabezpieczeń i tam zobaczyć, które aplikacje połączyli ze swoim kontem oraz cofnąć stosowne zezwolenia – wyjaśnia Google.
Problem jednak w tym, że często instalując nową aplikację, żeby np. sprawdzić najszybsze połączenie autobusowe czy najbliższy hotel, użytkownicy klikają zgodę na wszystko, byle było szybko. Poza tym, nawet kiedy mamy czas spokojnie usiąść i przeczytać warunki korzystania z danej poczty czy programu nie robimy tego nie tylko z lenistwa, ale tego, że regulaminy są napisane w niejasnym dla przeciętnego obywatela języku.
- Możesz spędzić wiele tygodni swojego życia czytając zasady korzystania z serwisu. I być może nawet wspomniane będzie tam coś o dostępie firm trzecich do danych. Ale żaden rozsądny człowiek nie uzna tego za zgodę na czytanie twoich e-maili – tłumaczy cytowany przez WSJ prof. Alan Woodward z Uniwersytetu Surrey.