Hubert Biskupski: Panie ministrze, czy warto być członkiem Unii Europejskiej, bo niektórzy z pańskich politycznych kolegów podważają sensowność naszego członkostwa we Wspólnocie?
Minister Grzegorz Puda: W przyszłym roku będziemy obchodzić 20-lecie wstąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej i gdyby porównać funkcjonowanie Polski i Polaków w Unii Europejskiej do tego, co było wcześniej, to każdy gołym okiem zobaczy olbrzymie, pozytywne zmiany. I nie mówię tylko o tym, co udało nam się zrobić w polityce społecznej. Mówię także o infrastrukturze. W poprzednich perspektywach wykorzystaliśmy i zainwestowaliśmy w Polsce olbrzymie środki unijne w drogi, w koleje, w infrastrukturę regionalną i infrastrukturę realizowaną na szczeblu centralnym. Skala zrealizowanych inwestycji, to najlepszy dowód na to, że jesteśmy liderem pod względem wykorzystania środków unijnych wśród wszystkich państw członkowskich UE. Polska jest największym beneficjentem polityki spójności I to ważne. Bo jedna rzecz, to pozyskanie środków, a druga to ich umiejętne inwestowanie, a także rozliczenie. Każdy polski przedsiębiorca, każdy polski samorząd, który skorzystał z dotacji unijnej, wie doskonale, że nie jest wielkim sukcesem samo pozyskanie środków. Ale wielkim sukcesem jest ich dobre zainwestowanie i rozliczenie. I to nam się to doskonale udaje.
Odpowiadając na moje pytanie o korzyści płynące z członkostwa w Unii, pan minister odwołał się do opinii naszych czytelników. I rzeczywiście Polacy są jednym z najbardziej prounijnych krajów. Z sondażu CBOS wynika, że członkostwo Polski w Unii Europejskiej popiera aż 89 proc. obywateli, a tylko 7 proc. ma odmienną opinię. Niemniej jednak pańscy koledzy z sojuszniczej partii Solidarnej Polski, do których jeszcze wrócimy, mają cokolwiek inną opinię na ten temat. Czy środki z nowego budżetu Unii w perspektywie 2021-2027, a mówimy to łącznie o 76 miliardach euro, czyli ponad 350 miliardach złotych, są, jak twierdzą niektórzy politycy opozycji, zagrożone?
Nie widzę takiego zagrożenia. Widzę natomiast zagrożenia w postaci prac naszej opozycji, która usilnie stara się przekonać, i Polaków, i eurokratów do tego, aby robić wszystko, żeby te środki do Polski nie dotarły. Ale na dzisiaj takiego zagrożenia nie widać, chociażby dlatego, że przecież zaliczki do Polski już wpłynęły. Jeszcze w tamtym roku udało się doprowadzić do akceptacji przez Komisję Europejską wszystkich programów regionalnych, co jest niezwykle istotne. A mówimy o szesnastu programach regionalnych, czyli o programach wojewódzkich. Jesteśmy krajem, który wbrew opinii naszej, najczęściej totalnej opozycji, dzieli się tymi środkami finansowymi również z województwami, z marszałkami. A przecież wiemy doskonale, że województwa nie są zarządzane tylko i wyłącznie przez tych, którzy sympatyzują z obecną władzą, ale również z drugą stroną sceny politycznej. A mimo tego, doprowadziliśmy do takiego systemu, w którym rekordowa część - 44 proc. całej kwoty - została przekazana na poszczególne województwa po to, aby marszałkowie również mogli dysponować tymi środkami finansowymi.
Czy Polska wypełniła już wszystkie 20 warunków niezbędnych do wypłacenia środków z tej perspektywy, o której rozmawiamy?
Jeżeli chodzi o warunki Polityki Spójności, to wiemy doskonale, że spośród tych dwudziestu są takie, które trochę łatwiej było spełnić i które już uzgodniliśmy z Komisją Europejską. Mamy potwierdzenie ze strony Komisji spełnienia szesnastu warunków. W przypadku czterech nadal prowadzimy rozmowy z KE.
O jakich czterech warunkach pan minister mówi?
Jednym z nich jest zgoda KE na nasze zapisy dot. Karty Praw Podstawowych. Pozostałe trzy tematy są związane z Ministerstwem Infrastruktury, Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i jeden z Ministerstwem Zdrowia i co ważne mają charakter czysto techniczny. Dlatego nie przewiduję tutaj większych problemów.
Czyli kiedy te cztery brakujące warunki zostaną „klepnięte”?
Prace nad ich spełnieniem cały czas się toczą, ale musimy je sfinalizować przed realizacją pierwszej faktury. Czyli mamy trochę czasu i patrzę na ten proces z optymizmem. W ogóle jeżeli chodzi o rozmowy z Komisją Europejską, o akceptację poszczególnych zapisów to robimy wszystko, aby było jak najszybciej. Ta przedłużona dyskusja, z którą czasami mamy do czynienia to nie wina naszej strony, ale obszerności materiału, nad jakim pracujemy.
Pan minister ucieka od tej daty.
Nie podam tej daty, bo jako minister funduszy i polityki regionalnej oraz przedstawiciel polskiego rządu nie mogę odpowiadać za to, co zrobi Komisja Europejska. My mieścimy się w czasie.
Wspomniał pan minister, że część tych funduszy jest dzielona centralnie, część uległa decentralizacji. Jako resort zawarliście państwo porozumienie z dziewięcioma instytucjami realizującymi program Fundusze Europejskie dla Rozwoju Społecznego. Skąd decyzja o decentralizacji unijnych środków?
Mamy dwa systemy. Jeden system polega na tym, że dzielimy się środkami finansowymi z województwami. I drugi system, czyli ten, który jest finansowany bezpośrednio, centralnie, czyli poszczególny resort, minister ma do dyspozycji środki finansowe, dzięki którym można Polsce budować, chociażby wspomniane wcześniej autostrady, koleje czy wspierać taki program jak Maluch Plus. Chodzi nam o to, aby instytucje pośredniczące, które mają lepszą wiedzę, na temat szczegółowych, często technicznych kwestii, mogły tymi środkami dysponować. I stąd pomysł na to, aby stworzyć taką możliwość dzielenia się tymi środkami europejskimi właśnie z tymi resortami, które bezpośrednio nadzorują zdrowie czy infrastrukturę.
Z jakimi resortami i z jakimi dziewięcioma podmiotami żeście państwo te porozumienie zawarli.
Mamy kilka instytucji pośredniczących tego programu, m.in. Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Edukacji i Nauki, Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, czy Bank Gospodarstwa Krajowego. Ale tak jak powiedziałem, przede wszystkim skupiamy się na tym, aby te resorty, które otrzymują środki finansowe i które są bliżej beneficjenta, mogły bardziej efektywnie inwestować te środki finansowe.
„To nie jest żadna dotacja czy darowizna, tylko jeden wielki kredyt, którego kosztów Ministerstwo Finansów nie ujawniło Polakom do dziś, a już płacimy za niego najdroższą dla Polski walutą – polską suwerennością. (…) Uważam, że Sejm powinien podjąć uchwałę o wyjściu z KPO i odzyskaniu polskiej suwerenności – to cytat z pańskiego kolegi z ław poselskich Janusza Kowalskiego z Solidarnej Polski, który dodał również, że KPO to „najbardziej lichwiarski kredyt w historii III RP”. Co pan sądzi o tej opinii.
Z taką narracją absolutnie nie można się zgodzić. Pomijając to, że w części jest to dotacja, a w części kredyt, to na pewno nie jest to kredyt lichwiarski. To jest jeden z najtańszych kredytów, jakie można zaciągnąć, między innym dzięki efektowi skali. Koszt jednego euro, to ok. dwa eurocenty. Nie jest również prawdą, że resort finansów cokolwiek przed Polakami ukrywa. I aspekt fundamentalny. W Ukrainie toczy się wojna. Polska jest krajem przyfrontowym. Dzięki środkom z KPO przeznaczonym na inwestycje i infrastrukturę będziemy mogli jeszcze więcej środków z budżetu zainwestować w swoje bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy. A silna gospodarka jest gwarancją suwerenności.
To skąd takie wypowiedzi, bądź co bądź, koalicjanta rządowego?
Obóz Zjednoczonej Prawicy jest bardzo szeroki, stąd też pojawiają się w nim wypowiedzi bardziej radykalne. Ale wszystkim nam zależy na dobru Polski.
Rozmawiamy o czymś, czego jeszcze nie ma, czyli o KPO. Czy po przyjęciu noweli o Sądzie Najwyższym temat KPO zostanie zamknięty?
Nie. Zamknięty zostanie jeden z etapów związany z wnioskiem o płatność. Ale żeby móc ten wniosek skierować do realizacji musimy jeszcze przyjąć tzw. ustawę wiatrakową.
Czyli kiedy zobaczymy pierwszą transzę?
Chcielibyśmy, żeby te środki wpłynęły do nas, jak najszybciej. Czyli realnie pierwsza transza w wysokości 4,2 mld euro mogłaby do nas wpłynąć do połowy roku.
Polecany artykuł:
Rozmawiał Hubert Biskupski