Afera NBP
Niebotyczne zarobki „asystentek” prezesa NBP, Adama Glapińskiego, ujawniła „Gazeta Wyborcza”. Poinformowała ona, że m.in. dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji NBP Martyna Wojciechowska miała zarabiać nawet 65 tys. złotych miesięcznie (wraz z premiami i bonusami). Na zwołanej przez NBP konferencji dyrektor i zastępca dyrektora departamentu kadr odpowiedzieli na te zarzuty.
- Żaden z dyrektorów nie otrzymuje wynagrodzenia 65 tys. złotych. Miesięczne wynagrodzenie całkowite, wyższe niż 60 tys. złotych, zdarzyło się w ubiegłym roku raz i tyle – powiedziała Ewa Raczko, z-ca dyrektora Departamentu Kadr NBP.
Jak wyjaśniono, zarząd NBP ustalił wysokość zarobków w 2010 roku. Dziś, jak zaznaczyła Ewa Raczko, kwoty te do wiadomości publicznej podane zostały po raz pierwszy. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że średnie miesięczne dochody samego prezesa NBP w 2015 roku wynosiły 74 tys. złotych, podczas gdy w 2018 roku było to 63,5 tys. złotych. W przypadku dyrektorów NBP, zarobki od 2014 do 2018 roku wynosiły średnio 37 tys. złotych.
- Te kwoty zawierają zarówno podstawowe wynagrodzenia, jak i wszystkie inne świadczenia, dodatki, nagrody rzeczowe – wyjaśniła z-ca dyrektora Departamentu Kadr NPB. Na prośbę, by ujawnić zarobki poszczególnych osób wymienionych w artykule „Wyborczej”, Raczko odpowiedziała: - Nie podamy zarobków poszczególnych dyrektorów, bo nie chcemy, żeby poczuli się źle, że jedni zarabiają więcej, drudzy mniej. Ich zarobki zależne są od obowiązków.
Podczas konferencji zauważono też, że o ile wzrost wynagrodzeń w sektorze bankowym w 2017 roku wyniósł 6,8 proc., o tyle w tym samym czasie w NPB plasował się na poziomie 3,1 proc. NBP wyjaśniło też sprawę finansowania swoich pracowników. - Nie żyjemy z pieniędzy podatników – podkreśliła Raczko. - Nasze dochody są niezależne od Budżetu Państwa.
Dziennikarze zapytali także o premie w NBP za urodzenia dziecka, dodatki na święta oraz stanowisko asystentki prezesa NBP.
- Uchwała o zarobkach pracowników przewiduje różne dodatki dla pracowników. Są w tym premie, można je nazwać uznaniowymi. Jest też nagroda prezesa, którą dostaje się za szczególne osiągnięcia, za nowatorskie rozwiązania, zaangażowanie. Ta „karpiówka” to jest z funduszu wynagrodzeń prezesa. „Becikowe” też są, bo na to jest fundusz socjalny i z tytułu urodzenia dziecka można ubiegać się o zapomogę – tłumaczyła z-ca dyrektora Departamentu Kadr NBP. - Nie ma stanowiska asystenta czy asystentki prezesa NBP. Jest stanowisko "po prostu asystenta" i to najniższe stanowisko. Od tego "świeżaki" rozpoczynają karierę w NBP – stwierdziła Raczko.
Co ciekawe sam zainteresowany sprawą, prezes NBP Adam Glapiński, nie pojawił się na konferencji.