Dzień Wszystkich Świętych wiąże się z nasilonymi kradzieżami gałązek jodłowych, tzw. stroiszu, który jest wykorzystywany do robienia wiązanek i zdobienia nimi grobów. Mimo apeli leśników i wzmożonych całodobowych patroli straży leśnej nadal spora część oferowanych na rynku gałązek jodłowych pozyskiwana jest nielegalnie. Oprócz gałązek niszczone są też chronione mchy, z których powstają kompozycje na groby.
- Niestety, w dalszym ciągu zdarzają się amatorzy kradzieży stroiszu, wyrządzający znaczące szkody w naszych drzewostanach. Pozyskują nielegalnie hurtowe ilości gałęzi drzew iglastych, które następnie trafiają do sprzedaży. Za taki czyn może grozić kara w wysokości nawet kilku tysięcy złotych - powiedział inspektor Straży Leśnej Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie Marek Dziaduszyński.
Złodzieje stroiszu niszczą głównie młode jodły, ogołacając je niemal ze wszystkich gałązek. Tak uszkodzone drzewko obumiera. Proceder jest szczególnie dotkliwy dla jodłowych młodników w lasach świętokrzyskich, małopolskich i podkarpackich, gdzie jodła występuje pospolicie.
Jeden metr przestrzenny stroiszu jodłowego to zwykle około 600 do 1000 gałązek. Aby przygotować taką partię jedliny, złodzieje niszczą nawet kilkanaście arów młodnika. Na stroiszu wyciętym w jedną noc można zarobić do sześciu tysięcy złotych.
Większość jednostek Lasów Państwowych umożliwia nabycie stroiszu przy okazji prowadzonych przez leśników prac, czyli tam, gdzie są wycinane drzewa. Cena, jeśli nabywca sam układa gałązki, wynosi ok. 154 zł za metr przestrzenny (np. w Nadleśnictwie Barycz). Jeśli stroisz został pozyskany i ułożony przez leśników, cena rośnie do ok. 190 zł za metr przestrzenny.
- Osoby zainteresowane stroiszem muszą pozyskać gałązki ze ściętych drzew na konkretnie wskazanej powierzchni, poukładać je w stosy celem dokonania przez leśnika pomiaru i określenia ceny za gałęzie. Po wypisaniu asygnaty można ten stroisz zabrać z lasu. Być może taka procedura zniechęca do bezpośredniego pozyskiwania stroiszu z terenu leśnego – zaznaczył Dziaduszyński.
Jak podkreślił Daniel Dziewit psychoterapeuta z Akademii Logoterapii im. Victora Frankla, w społeczeństwie nadal panuje przeświadczenie, że lasy należą do wszystkich, a "suma summarum to są niczyje i możemy robić w tym lesie, co nam się żywnie podoba. Nie ma takiej świadomości, że jest to dobro wspólne, że wymaga czyjejś pracy, nakładów finansowych. Dlatego choć można gałązki nabyć legalnie, to nadal część osób je kradnie. Nawet jeśli wiedzą, że to nielegalne, to dla nich jest to taki element hazardu" – powiedział Dziewit.
I dodał, że można tu znaleźć analogię do tego, jak się zachowujemy jeżdżąc po publicznych drogach.
- Pomimo obowiązujących przepisów i wysokich mandatów za ich łamanie w wielu kierowcach jest takie przeświadczenie, że mogę poszaleć za kierownicą a policja mnie nie złapie. Tak samo, jak nie złapią mnie leśnicy, a przecież jak wezmę z lasu trochę gałązek to nic się nie stanie. To skrajna nonszalancja, brak wyobraźni i zero myślenia w kontekście społecznym. I w lesie, i na drogach zachowujemy się jak bezmyślni egoiści – ocenił Dziewit. I dodał, że osoby, które ogałacają drzewa iglaste w lesie wypierają, że to zwyczajna kradzież.
Za wycinanie stroiszu lub handel nim grozi mandat w wysokości 500 zł lub grzywna - 5 tys. zł. Co roku straż leśna wystawia ok. 500 mandatów amatorom darmowej jedliny.