Grupa pasażerów o godzinie 7 rano na warszawskim Okęciu czeka na wejście na pokład samolotu. Podróżni przed otwarciem bramek słyszą, że "połączenie cieszy się wyjątkowo dużą popularnością" i doszło do overbookingu. Oznacza to, że kilkoro z pasażerów musi zrezygnować z porannego lotu i polecieć następnym samolotem. Chętnych nie ma, napięcie rośnie, ale po dłużej chwili załoga znajduje szóstkę "szczęśliwców" - tak sytuację na Okęciu opisuje "Metro".
Zobacz także: Z którym biurem podróży jechać na wakacje? Itaka, Rainbow Tours i Tui na podium rankingu
To niestety nie jest pojedynczy przypadek. Linie lotnicze kalkulują, że w okresie natężenia podróżnych, część z nich wykupi bilet i nie stawi się na lotnisko. Do ostatniej chwili sprzedawane są bilety w klasie biznesowej i dla nich przewoźnicy są w stanie poświęcić kilka miejsc z klasy ekonomicznej. Jak podaje "Metro", na overbooking głównie narażeni są pasażerowi na krótkich trasach, na których jest kilka rejsów jednego dnia. W grupie ryzyka są też podróżni tylko z podręcznym bagażem, bo ich łatwiej przenieść do drugiego samolotu.
Jeśli podróżującym nie spieszy się na umówione spotkanie, to warto zgłosić się na ochotnika do późniejszego lotu. Zgodnie z unijnymi przepisami, pasażerom, którzy zostali na lotnisku przysługuje wówczas odszkodowanie od 250 do 600 euro. Gdy lot przesunięto na drugi dzień, to linie lotnicze muszą zapewnić nocleg w hotelu. Dla przewoźników to i tak mniejszy wydatek niż puste miejsce w samolocie.
Co zrobić, żeby tego uniknąć? Dokonać odprawy możliwie szybko (np. drogą internetową), a jeśli robimy to na lotnisku, to stawić się na nim na dwie godziny przed odlotem.
Źródło: "Metro"