Gdy w 2013 r. Pekin składał w MKOl swoją olimpijską aplikację, gospodarka imponowała niebywałą serią, przez kilkanaście lat z rzędu notując wzrost PKB na poziomie 10 proc. każdego roku. Wątpliwości, czy Chiny zdetronizują USA w roli lidera światowej gospodarki, w zasadzie już wtedy nie istniały. Sporną kwestią pozostawało jedynie, kiedy to nastąpi. Chociaż Chińczycy zmagali się później z przeciwnościami losu i toczyli wojnę celną ze Stanami Zjednoczonymi, to jednak nic nie nadszarpnęło kondycji Państwa Środka tak jak pandemia koronawirusa, która rozlała się na cały świat właśnie z Chin.
Polecany artykuł:
Obiekty gotowe, z gospodarką bywało o klasę lepiej
W przeciwieństwie do niekoniecznie chlubnej tradycji organizatorów igrzysk, którzy zwykli finiszować prace przygotowawcze tuż przed ceremonią otwarcia zawodów, Chińczycy wybudowali niemal wszystkie olimpijskie areny z rocznym zapasem. Sportowcy, którzy już aklimatyzują się w Pekinie, podkreślają, że zastali komfortowe warunki. W piątek, 4 lutego odbędzie się inauguracja XXIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich, na które gospodarze wielkiej imprezy – odwołując się do sportowej terminologii – nie trafili jednak z formą.
– Jeszcze w ub.r. chińska gospodarka wzrosła o ponad 8 proc. rok do roku. Na papierze może się wydawać, że to dobry wynik, ale stoi za nim słabość z pierwszego roku pandemii, która niejako automatycznie wywindowała wskaźniki ekonomiczne. W IV kw. dynamika PKB wyniosła już tylko 4 proc. r/r i nie można zakładać jej wyraźnego przyspieszenia pomimo „dopingu” pod postacią obniżek stóp procentowych przez Ludowy Bank Chin i pewnego poluzowania fiskalnego pasa. Te zabiegi to jednak odpowiedź na słabnący impet największej gospodarki wschodzącej, nie zaś środki mające pomóc odzyskać dawną olimpijską formę. Dziś władze Państwa Środka celują w 5-procentową dynamikę PKB, czyli o połowę gorszą niż kilkanaście lat temu wynosiła norma – określa Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Sport w tle
Igrzyska w cieniu gospodarczych problemów kraju oraz surowych pandemicznych obostrzeń to tylko część problemów. Kolejne mają charakter globalny. Świat żyje dziś obawami przed zbrojną napaścią Rosji na Ukrainę. Agencja Bloomberg podała, że prezydent Chin Xi Jinping miał nawet poprosić Władimira Putina, aby nie dokonywał inwazji podczas igrzysk… Jakby tego było mało, po sąsiedzku, Korea Północna przeprowadzała w minionych dniach niepokojące testy rakiet balistycznych. Atmosfera wokół igrzysk gęstnieje także z uwagi na ich dyplomatyczny bojkot ze strony m.in. USA, Wielkiej Brytanii czy Kanady. Światowe mocarstwa tłumaczą, że protestują w ten sposób przeciwko łamaniu praw człowieka w Chinach.
Potknięcia na parkiecie i głośna sprawa Evergrande
Chiński rynek akcji, dekadę temu postrzegany jak inwestycyjny „pewniak”, dziś razi słabością na tle Wall Street. Stanowi kolejny objaw braku optymalnej formy organizatora igrzysk. Wystarczy powiedzieć, że indeks parkietu w Szanghaju jest niespełna 30 proc. ponad pandemicznym dnem z marca 2020 roku. W tym czasie globalnie najważniejszy giełdowy wskaźnik w Stanach Zjednoczonych S&P500 podwoił swoją wartość, nawet jeśli uwzględnimy ostatnie ostre załamanie.
– Chimeryczność chińskiego wzrostu gospodarczego i słabość rynku akcji w dużej mierze wynikają z polityki pekińskich władz. Nadrzędnym celem jest ograniczenie roli długu w modelu gospodarczym. To efekt obaw o stabilność systemu finansowego w obliczu gigantycznego zadłużenia firm i niskiej rentowności wielu branż. Władze skłonne były zaakceptować niższe tempo wzrostu za cenę uzyskania bezpieczniejszego modelu rozwoju, który mocniej opiera się na konsumpcji wewnętrznej. Plany te pokrzyżowała pandemia. Długofalowe priorytety kłócą się bowiem z bieżącymi potrzebami ratowania koniunktury. Nie ma jednak mowy, by kredyt do sfery realnej znów płynął tak szerokim strumieniem jak w pierwszej fali pandemii, a wzrost ruszył z kopyta. Strategia ta w ub.r. przyczyniła się do głębokich tarapatów sektora nieruchomości. We wrześniu na krawędzi bankructwa stanął gigantyczny deweloper Evergrande – przypomina analityk Cinkciarz.pl.
Bez wytchnienia w walce z COVID-19
Chińskie władze konsekwentnie i bez pobłażania zwalczają u siebie ogniska pandemii koronawirusa. W obliczu Igrzysk Olimpijskich drakońskie restrykcje nabierają dodatkowej wagi. Taka strategia bierze się w dużej mierze z obaw o wydolność systemu opieki zdrowotnej.
– Płacą za to nie tylko Chińczycy, ale cały świat. Efektem ubocznym jest bowiem cios w przemysł, transport i utrzymywanie się problemów z dostępnością komponentów, między innymi półprzewodników i mikroprocesorów. Oznacza to m.in. przedłużenie napięć w globalnych łańcuchach dostaw – wyjaśnia Bartosz Sawicki.
Juanowi daleko do mistrzostwa
Waluta Chin nie ma aż tak znaczącej pozycji jak gospodarka Państwa Środka. Według raportu Banku Rozrachunków Międzynarodowych, pod względem obrotu w światowym handlu, juan (CNY) zajmował ostatnio ósme miejsce, m.in. za frankiem szwajcarskim czy dolarem kanadyjskim. W minionej dekadzie chińska waluta zdaje się systematycznie powiększać udział w rynku walutowym, ponieważ jeszcze w 2012 r. była na 20. miejscu.
– Juan należy do głównych walut rynków wschodzących. Do środy, 26 stycznia 2022 r., juan zdawał się systematycznie zyskiwać względem dolara amerykańskiego i był w pewnym momencie najsilniejszy od 2018 r. Stracił jednak po zapowiedzi cyklu podwyżek stóp procentowych w USA, ale skala spadku CNY do USD nie był wysoka, wynosząc niecały 1 proc. Ma to znaczenie w świecie, jednak w samych Chinach o kursie wymiany decyduje chiński bank centralny – charakteryzuje Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxia Ltd.
Chińska waluta dzieli się na 10 jiao lub 100 fenów. Obecnie jednego juana można kupić za 64 grosze (kurs wg Cinkciarz.pl z 4 lutego 2022 r.). Najcenniejszy chiński banknot z wizerunkiem Mao i Wielkiej Hali Ludowej w Pekinie ma nominał 100 juanów.