- Deficyt budżetowy na pewno urośnie do kilku procent, nie powiem dzisiaj do ilu, ale zapewne przekroczy 3 proc., być może przekroczy nawet 4 proc. - powiedział Mateusz Morawiecki w trakcie sesji Q&A na Facebooku.
Teraz w dobie pandemii rząd musi zrobić niezłe roszady w budżetowym planie na ten rok. Trzeba szukać pieniędzy na trudną i długą walkę z koronawirusem. Ministrowie rozmaitych resortów i sam Morawiecki wielokrotnie podkreślają, że ich działania przede wszystkim skupiają się na ratowaniu miejsc pracy. A to bezkosztowo się nie odbywa.
Premier tłumaczył, że w najbliższym czasie wszyscy powinniśmy przygotować się na "zjawiska deflacyjne". Jak dodał jest to normalne przy tego typu kryzysach, z jakimi obecnie się mierzymy. Jednocześnie podkreślił, że rządowa "polityka monetarna, regulacyjna i fiskalna" są skorelowane "w bardzo właściwy sposób". Zdaniem Morawieckiego, dla jego gabinetu najważniejszymi w tej chwili będą dbałość o stabilność złotego i finansów publicznych.
O powadze sytuacji świadczą dane, które publikowane są na rządowej stronie gov.pl. W tym roku rząd wstępnie zakładał, że deficyt budżetowy będzie na poziomie 0,3 proc. PKB. Dla porównania pięć lat temu było to 2,7 proc., cztery 2,2 proc., trzy 1,7 proc., a dwa 0,4 proc. W tym roku może to być nawet 4 proc.
Deficyt budżetowy – ujemne saldo w budżecie instytucji , ale i państwa – sytuacja, w której wydatki w budżecie danej instytucji są wyższe niż jej dochody w danym okresie rozliczeniowym. Przeciwieństwem deficytu budżetowego jest nadwyżka budżetowa. Zatem wysoki deficyt mówi jasno: wpływa mniej pieniędzy z podatków (głównie CIT i PIT), a wydawać trzeba więcej.
"Super Express" kupisz TUTAJ