Kwestia zeznań podatkowych Trumpa wypłynęła ostatnio podczas jego debaty z kontrkandydatką do prezydenckiego fotela, Hillary Clinton. Była pierwsza dama i sekretarz stanu pytała Trumpa, czego się boi, nie chcąc mówić o swoich rozliczeniach z amerykańską skarbówką. - Czyżby nie był tak bogaty, jak mówi? - zastanawiała się Clinton. Trump zbył jej pytania twierdzeniem, że ujawni swoje zeznania podatkowe (choć odradzają mu to jego prawnicy), jeśli Clinton opublikuje swoje maile z czasów, kiedy kierowała departamentem stanu. W dużym skrócie chodzi o to, że Clinton korzystała ze swojej prywatnej skrzynki mailowej do załatwiania służbowych spraw, co jest zabronione - miała pełną kontrolę nad wszystkimi wiadomościami i wiele ważnych dokumentów mogła skasować (afera mailowa jest dla Clinton niewygodna, podobnie jak kwestie finansowe dla Trumpa).
ZOBACZ TEŻ: Debata W USA. OSTRE starcie Clinton-Trump. Kto wygrał debatę? [SONDAŻ]
Okazuje się, że republikański kandydat na prezydenta może nie chcieć mówić o swoich rozliczeniach, nie dlatego że nie jest miliarderem, ale dlatego że nie płacił podatków. „The New York Times” ujawnił, że w 1995 r. biznesmen mógł wykazać straty finansowe, tylko po to, by, korzystając z luki w amerykańskim prawie, nie uiszczać danin na rzecz państwa przez 18 lat! Gazeta powołuje się przy tym na dokumenty z połowy lat 90-tych. Sztab wyborczy Trumpa nie zakwestionował ich prawdziwości, ale podkreślił, że jedyną wartą uwagi rzeczą w całej sprawie jest to, że „NYT” wszedł w ich posiadanie nielegalnie. Warto tu zaznaczyć, że Trump jest pierwszym od 40 lat kandydatem na prezydenta, który nie ujawnił swoich zeznań podatkowych, stąd budzą one tak wielkie emocje za oceanem.
Źródła: tvn24bis.pl, wyborcza.biz