Nowy rok nie będzie szczęśliwy dla producentów i konsumentów mięsa. Polska może sracić pozycję europejskiego lidera produkcji drobiu, a mięso może znacznie podrożeć. Źródłem kłopotów jest soja GMO, a raczej opieszałość rządu w podejmowaniu decyzji o zakazie jej stosowania w karmach dla zwierząt. Producenci są zdezorientowani. O zakazie mówi się od kilku lat, ale jego wejście jest ciągle odwlekane. Niedawno minister Ardanowski przekonywał, że zakaz nie wejdzie jeszcze przez dwa lata, ale pomimo, że zbliża się koniec roku, to o sprawie jest cicho.
Modyfikowana soja jest stosowana powszechnie. Na 11 mln ton pasz, które rocznie podaje się trzodzie, 9 mln ton zawiera soję GMO. Inne pasze są mniej dostępne i, przede wszystkim, droższe o ok. 30 proc. Jeśli od stycznia rząd zakaże używania takich pasz, na pewno odczują to klienci. - Koszt paszy stanowi nawet 50 proc. ostatecznej ceny mięsa. Można więc szacować, że w takim przypadku mięso podrożeje o 10 do 20 procent - podała Wirtualna Polska.
Z powodu zakazu ucierpią nie tylko nasze portfele, ale także cała branża. Obecnie Polska zajmuje pierwsze w Europie miejsce pod względem produkcji drobiu. Zakaz sprawi, że szybko spadniemy z podium, a pierwszeństwo w eksporcie przejąć może np. Ukraina, która posiada potężny przemysł mięsny. Szybko też nasz rynek zdominują tańsze produkty z Chin, Indii i Kanady, które będą najzwyczajniej tańsze. Jak pisze WP, paradoksalnie importowany drób nie będzie musiał być wolny od GMO, ponieważ polskie służby mają ograniczoną kontrolę nad zagranicznymi liniami produkcyjnymi.