"Czarny Czwartek" miał miejsce 15 stycznia 2015 roku. Frank oscylował wokół 3,55 złotych i nagle skoczył do 5,19 złotego w okolicy 11 rano. Dla wielu kredytobiorców i forexowych graczy był to szok i zapowiedź gorszych czasów.
Finalnie szwajacarska waluta zakończyła dzień się na poziomie 4,31 złotego. Oprócz samego wzrostu wartości franka równie szokujące było to, że nikt się tego nie spodziewał. Uchodzący w Polsce za ekspercki dziennik gospodarczy "Puls Biznesu" tego dnia opublikował tekst "Złoty odzyskal moc", eksperci i politycy nie byli w stanie wyjaśnić sytuacji. A ta wzięła się z tego, że bank centralny Helwetów przestał wpływać na kurs swojej waluty, pozostawiając ustalenie go rynkowi, a w czwartek tę decyzję ogłosił. Wcześniej pilnował poziomu 1,20 za euro, nie pozwalając swojej walucie przekroczyć tej wartości.
ZOBACZ TEŻ: Specjalne usługi bankowe dla uchodźców
"Czarny czwartek" to początek wielkiego szumu wokół kredytobiorców hipotecznych, którzy zapożyczyli się we franku. Przez dwa lata przed krachem szwajcarskiej waluty kurs był stabilny, nie przekroczył ani razu poziomu 3,6 złotego, więc wybór takiego kredytowania wydawał się słuszny. Chociaż często nie był to wybór, tylko jedyne wyjście. Kredyty we frankach dostawały sosoby, które nie miały zdolności kredytowej w innej walucie, w tym w złotówce. A produkt bankowy, jaki im zaoferowano, to de facto kredyt denominowany we franku, czyli klienci nie mieli wyboru, co do formy spłaty - spłacali raty w złotówce, wedle wyliczonego przez bank kursu. prawdopodobnie nie byli wystarczająco informowani o ryzyku, jakie niesie z sobą taka pożyczka.
Po szokującym skoku waluty narodził się ruch frankowiczów, którzy czuli się pokrzywdzeni przez banki i oskarżali władzę o za mały stopień nadzoru. Pod hasłami pomocy frankowiczom do wyborów szli politycy Prawa i Sprawiedliwości, jednak do dziś nic się nie zmieniło. W czerwcu TNS wykonał badania, z których wyłonił się obraz statystycznego polskiego frankowicza. Rysuje się postać 40 - latka z wyższym wykształceniem i mieszkającym w dużym mieście. Co piąty frankowicz mieszka w warszawskiej aglomeracji.
ZOBACZ TEŻ: Nowy na rynku InBank stawia na depozyty
Z panelu badawczego Ariadny wynika, że typowy frankowicz pracuje zazwyczaj w oparciu o umowę o pracę, a co piąty ma własną działalność gospodarczą. Zarabiają przeciętnie 5 000 złotych netto. Z danych BIK wynika, że aż 96,6 procent frankowych kredytobiorców spłaca raty terminowo. Portal bankier.pl przypomina, że mimo narzekań frankowiczów i tak są w lepszej sytuacji, niż ... złotówkowiczów. I będą jeszcze długo. "Osoba, która wzięła kredyt frankowy we wrześniu 2006 roku, w wysokości 189 tys. CHF, wciąż spłaca niższe raty, niż gdyby zadłużyła się 11 lat temu w złotówkach. Hossa ma dla niej trwać jeszcze cztery lata. I to mimo znacznego wzrostu kursu tej waluty" - pisze portal.