Fotoradary należące do straży miejskiej, które robiły zdjęcia niesfornym kierowcom zniknęły z ulic wielu miast. Okazuje się, że urządzenia te nie miały wielkiego wpływu na poprawę bezpieczeństwa na drogach, a mandaty wystawiane na ich podstawie raczej nie miały większego wpływu na postępowanie kierowców na danym odcinku drogi.
Zobacz: Fala zwolnień grupowych w Lublinie
Skuteczniejszy od fotoradarów pstrykających zdjęcia kierowcom łamiącym przepisy, okazał się odcinkowy pomiar prędkości. Na czym on polega? Najpierw kamera odczytuje numer rejestracyjny samochodu oraz godzinę wjazdu na dany odcinek. Po przejechaniu kilku kilometrów kolejna kamera odnotuje czas wyjazdu. Następnie system komputerowy wyliczy średnią prędkość samochodu. Jeśli będzie ona poza limitem, to kierowca dostanie mandat.
- Od stycznia tego roku do wczoraj na polskich drogach doszło do 14 784 wypadków drogowych, w których zginęło 1229 osób, a 17969 osób poniosło obrażenia ciała. Oznacza to, że liczbę przypadków śmiertelnych udało się zminimalizować w tym samym okresie o 27, a więc jest zdecydowanie bezpieczniej mimo, że straż miejska straciła uprawnienia do posiadania fotoradarów – powiedział Marek Konkolewski inspektor z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji w TVN24.