- Analiza najnowszych trendów rynkowych wskazuje, że deprecjacja funta jest bezpośrednim sygnałem utraty zaufania inwestorów do brytyjskiej gospodarki
- Trwały spadek produktywności oraz negatywne skutki Brexitu fundamentalnie ograniczają potencjał rozwoju firm i podważają przewagę konkurencyjną Wielkiej Brytanii
- Raporty branżowe potwierdzają, dlaczego spadek bezpośrednich inwestycji zagranicznych zagraża planom skalowania biznesu w kluczowych sektorach
- Pogłębiający się kryzys kwalifikacji zawodowych stanowi strategiczne ryzyko dla każdej strategii biznesowej ukierunkowanej na rynek brytyjski
- Eksperci ekonomiczni ujawniają, jak połączenie słabych inwestycji i barier handlowych wpływa na rentowność i płynność finansową firm operujących w UK
Gdy waluta krzyczy „SOS”: Funt szterling zdradza słabość brytyjskiej gospodarki
Najnowsze dane gospodarcze z Wielkiej Brytanii zapalają czerwoną lampkę ostrzegawczą i podsycają obawy, że kraj może wrócić do niechlubnej roli „chorego człowieka Europy”. We wrześniu 2025 roku gospodarka skurczyła się o 0,1%, a wzrost w całym trzecim kwartale wyniósł zaledwie 0,1%. Te liczby oznaczają, że Wielka Brytania balansuje na krawędzi recesji, czyli stanu, w którym gospodarka kurczy się przez co najmniej dwa kwartały z rzędu. Problemy widać także na rynku pracy, gdzie stopa bezrobocia wzrosła do 5%, co jest sygnałem słabnącego popytu na pracowników. Chociaż inflacja, która w listopadzie wyniosła 3,8%, jest niższa niż w poprzednich latach, wciąż pozostaje wyraźnie powyżej celu Banku Anglii. Daje to jednak bankowi centralnemu pewne pole do rozważenia obniżek stóp procentowych w przyszłości, by pobudzić ospałą gospodarkę. Nastroje w biznesie również nie napawają optymizmem, ponieważ wskaźnik zaufania, mimo niewielkiej poprawy, wciąż utrzymuje się poniżej historycznej średniej.
Najbardziej namacalnym dowodem utraty zaufania inwestorów jest gwałtowny spadek wartości funta szterlinga. Jeśli gospodarkę porównać do spółki giełdowej, jej waluta byłaby ceną jej akcji, a notowania brytyjskiej waluty jednoznacznie pokazują rosnący pesymizm. W ciągu 2025 roku funt osłabił się o ponad 7% w stosunku do polskiego złotego, a jego kurs spadł z 5,1715 PLN na początku roku do 4,7848 PLN w listopadzie. To osłabienie, nazywane w ekonomii deprecjacją, nie jest przypadkowe. Odzwierciedla ono głębokie problemy strukturalne brytyjskiej gospodarki. Międzynarodowi inwestorzy z coraz większą rezerwą podchodzą do stabilności i perspektyw wzrostu kraju, co skłania ich do sprzedaży funta. Taki odpływ kapitału może dodatkowo hamować kluczowe dla rozwoju inwestycje.
Dwa ciosy w serce gospodarki: Anemia produktywności i rachunek za Brexit
U źródeł problemów Wielkiej Brytanii leży przewlekły kryzys produktywności, czyli efektywności, z jaką gospodarka wytwarza dobra i usługi. Od 2010 roku produktywność pracy rosła w ślimaczym tempie średnio 0,5% rocznie. To wynik o połowę gorszy niż w Stanach Zjednoczonych, plasujący Wielką Brytanię w końcówce stawki wśród rozwiniętych państw OECD. Chociaż w trzecim kwartale 2025 roku odnotowano wzrost produktywności o 3,1% w porównaniu do okresu sprzed pandemii, nie zmienia to ogólnego, negatywnego obrazu. Główne przyczyny tej stagnacji to zbyt niskie inwestycje firm, powolne wdrażanie innowacji w całej gospodarce oraz brak spójnej strategii rządowej dla kluczowych sektorów. Problem jest szczególnie widoczny w firmach średniej wielkości, które stanowią trzon gospodarki, ale mają trudności z adaptacją nowych technologii, które mogłyby zwiększyć ich wydajność.
Dodatkowym, trwałym obciążeniem okazał się Brexit. Według analiz ekonomistów, wystąpienie z Unii Europejskiej obniżyło potencjał wzrostu brytyjskiego PKB o 6 do 8%. Oznacza to, że gospodarka rozwija się wolniej, niż mogłaby, gdyby kraj pozostał we wspólnym rynku. Co więcej, inwestycje biznesowe są dziś o 12 do 18% niższe od prognozowanych w scenariuszu bez Brexitu. Ta luka inwestycyjna, napędzana niepewnością co do przyszłych regulacji i nowymi barierami w handlu z UE, bezpośrednio tłumi rozwój. Wyjście z Unii osłabiło również pozycję Londynu jako jednego z globalnych centrów finansowych. Szacuje się, że około 40 tysięcy miejsc pracy i blisko 10% aktywów bankowych przeniesiono do unijnych miast, takich jak Paryż, Frankfurt czy Dublin, co ogranicza wpływy londyńskiego City.
Kapitał ucieka, pracowników brakuje. Nadchodzi pokolenie trudnych wyborów?
Pogarszająca się atmosfera dla biznesu staje się poważnym zagrożeniem dla przyszłości Wielkiej Brytanii. W 2024 roku liczba bezpośrednich inwestycji zagranicznych (FDI), czyli projektów takich jak budowa fabryk czy otwieranie centrów usługowych przez międzynarodowe koncerny, spadła o 13% rok do roku. Chociaż kraj wciąż zajmuje drugie miejsce w Europie pod względem przyciągania kapitału, wyraźnie widać negatywny trend utrzymujący się od 2017 roku. Nawet w sektorze technologicznym, tradycyjnie silnej stronie brytyjskiej gospodarki, liczba projektów inwestycyjnych zmalała aż o 37%. Rosnąca nieufność globalnych korporacji wybrzmiewa w komentarzach menedżerów. Wskazują oni, że z powodu nieprzewidywalnej polityki rządu w niektórych branżach, na przykład farmaceutycznej, kraj zaczyna być postrzegany jako miejsce, w którym nie warto inwestować.
Przed Wielką Brytanią stoją również głęboko zakorzenione wyzwania wewnętrzne, które mogą zaważyć na jej losie. Jednym z nich jest narastający kryzys kwalifikacji. Szacuje się, że na rynku brakuje 2,5 miliona wysoko wykwalifikowanych pracowników, co do 2030 roku może kosztować gospodarkę nawet 120 miliardów funtów utraconych przychodów. Jednocześnie rośnie presja na finanse publiczne spowodowana starzeniem się społeczeństwa. W uproszczeniu: coraz więcej osób pobiera świadczenia, a coraz mniej na nie pracuje. Prognozy wskazują, że do 2050 roku wydatki na publiczną służbę zdrowia i emerytury mogą wzrosnąć o dodatkowe 8% PKB. Bez znaczącego przyspieszenia wzrostu gospodarczego sfinansowanie tych potrzeb postawi przyszłe rządy przed trudnym wyborem między podwyżkami podatków a cięciami w usługach publicznych.
