Dzisiejszy felieton chciałem w znacznej części poświęcić akcji Lidla „Sprytnie i tanio", która polegała na haśle „satysfakcja albo zwrot pieniędzy". Lidl akcję przerwał, bo podobno klienci masowo wypakowywali w domu produkty i odnosili puste opakowania. Jeśli nawet tak było, to nie podzielam krytyki, jaka na nich spadła. Oni tylko przechytrzyli sprzedawcę, który próbował nimi manipulować, by zwiększyć zysk. Bo czym innym jest slogan „satysfakcja albo zwrot pieniędzy"?! Jedynym jego celem jest zwiększenie sprzedaży i wciśnięcie klientom kitu, że sklep robi wszystko, by odczuli satysfakcję. Lidl wyszedł z założenia, że podobnie jak w przypadku pralek, lodówek i innych wielkich sprzętów ludziom nie będzie się chciało zwracać towarów. A tu, proszę, chciało się im.
Lidl Lidlem, a tu minął już rok, od kiedy PiS sprawuje władzę. Radość świętowania popsuł rządowi GUS, ogłaszając, że w III kwartale PKB spadł
do 2,5 proc., osiągając najniższy poziom od trzech lat. Wysoka dynamika spadku spowodowana jest spadkiem inwestycji. Dorzucając do tego osłabienie złotego i wysoki deficyt budżetowy, robi nam się nieciekawie. W rządzie nie ma zaś nikogo, kto mógłby wpłynąć na odwrócenie tych trendów.
Jarosław Kaczyński szybko znalazł winnych spadku PKB – to przedsiębiorcy, którzy się identyfikują z rządem PO-PSL i specjalnie nie inwestują, by obecnej władzy zrobić na złość. Jest to wypowiedź tak kuriozalna, że można by ją pominąć milczeniem, gdyby nie olbrzymie znaczenie Kaczyńskiego. Ten rzeczywisty kreator polityki rządu wykazał się całkowitym niezrozumieniem prawideł rządzących gospodarką. Przedsiębiorcy inwestują, by mieć zysk. Nikt rozsądny nie podejmie ryzyka inwestycji, nie wiedząc, jakie czekają go obciążenia podatkowe, albo bojąc się, że jednym przepisem (np. klauzulą obejścia prawa) państwo może zniszczyć cały dorobek jego życia. Za spadek inwestycji odpowiada więc nie kto inny, tylko rząd i sejmowa większość. Im szybciej Jarosław Kaczyński to pojmie, tym lepiej dla przedsiębiorców i dla Polski.