Przyjęta w grudniu 2018 roku nowelizacja ustawy uratowała nasze portfele przed skutkami rosnących kosztów produkcji i dostaw prądu. Polskie gospodarstwa domowe nie ucierpią w tym roku z powodu nagłej i bardzo wysokiej podwyżki energii elektrycznej. Oznaczałaby ona nie tylko znacznie wyższe rachunki za prąd, ale też wzrost cen za większość towarów i usług, w tym również tych pierwszej potrzeby. Mogłoby to poważnie zagrozić funkcjonowaniu wielu gospodarstw domowych, szczególnie wielodzietnych rodzin.
Ustawa ratunkowa
Nowe przepisy obniżają akcyzę na energię elektryczną z 20 zł/MWh do 5 zł/MWh dla wszystkich odbiorców energii elektrycznej w kraju. Przewidują też obniżenie stawek opłaty przejściowej o 95 proc, co zapobiegnie podwyżkom cen prądu w 2019 roku. Nowela ustawy o podatku akcyzowym zakłada ustalenie od początku 2019 roku cen energii na poziomie taryf i umów obowiązujących 30 czerwca 2018 roku. W praktyce oznacza to, że sprzedawcy energii elektrycznej są zobowiązani do zaoferowania cen na poziomie z połowy 2018 roku. Ustawa przewiduje, że umowy zawarte w II połowie 2018 roku, jeżeli przewidują podwyżki cen energii elektrycznej –muszą być zmienione do 31 marca 2019 roku. Tak brzmią zapisy ustawy, jednak każdy z nas powinien wiedzieć jedno. Nawet jeśli w ostatnich miesiącach zawarł z dostawcą energii umowę zawierającą podwyżki cen w 2019 roku, to firmy energetyczne zostały zobowiązane, by powrócić do poziomu opłat z czerwca 2018 roku. Jeśli więc pobieramy energię w ten sam sposób (tzn. nie dokonywaliśmy zmiany taryfy) – to spółka, która nam ją dostarcza, musi zadbać o to, by sprzedawać ją po tej samej cenie co dotychczas.
Ochrona rodzin priorytetem
Podczas debaty w Sejmie minister energii Krzysztof Tchórzewski poinformował, że koszt państwowej interwencji wyniesie ok. 9 mld zł. Według niego, tyle właśnie „rodacy, gospodarstwa domowe, przedsiębiorstwa, samorządy” mniej zapłacą za energię elektryczną w 2019 roku. Zdaniem strony rządowej nowelizacja ma przede wszystkim na celu ochronę polskich rodzin przed negatywnymi konsekwencjami nagłego wzrostu cen prądu. Podwyżki byłyby bowiem ciosem przede wszystkim dla gospodarstw domowych, które stanowią ponad 90 proc. wszystkich odbiorców energii elektrycznej.
Niepotrzebne wątpliwości
Zapisy ustawy spotkały się jednak z licznymi krytycznymi uwagami, głównie ze strony ugrupowań opozycyjnych. Ustawie zarzuca się m.in., że jest ona działaniem doraźnym, które nie rozwiązuje problemów związanych z rosnącymi opłatami za emisje CO2 i wzrastającymi cenami węgla, wykorzystywanego w energetyce. Podnoszony jest problem zachwiania równowagi między interesami odbiorców prądu, a interesami interesów przedsiębiorstw energetycznych poprzez zamrożenie cen energii elektrycznej. Ustawodawcy przekonują, że firmy energetyczne nie poniosą strat, otrzymają zwrot utraconego przychodu. Różnica między ceną sprzedaży, a ceną rynkową – obliczoną przez ministra energii w rozporządzeniu zostanie wyrównana z tworzonego projektem Funduszu Wypłaty Różnicy Cen. Planowane środki przeznaczone na ten cel mają pochodzić ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 oraz z budżetu państwa.
Zadowoleni odbiorcy
Z zarzutami krytyków w większości nie zgadzają się indywidualni odbiorcy energii. Nie akceptują ataku na przepisy, które pozwoliły im uniknąć problemów z dopięciem domowych budżetów. Dla nich ustawa stanowi rzucone w porę „koło ratunkowe”, chroniące przed trudnościami finansowymi. – Mam na utrzymaniu rodzinę, moja żona nie pracuje, a dodatkowo zajmujemy się chorą mamą. Ustawa o cenach energii elektrycznej pozwoliła mi odetchnąć z ulgą. Gdyby nie to, ciężko byłoby nam związać koniec z końcem w tym roku. Nie rozumiem, dlaczego po jej wprowadzeniu spotkała się z falą krytyki – dziwi się Jan K., technik z Lublina (35 lat). – Przecież to wiadomo, że jak drożeje prąd, to zaraz wszystko jest droższe – chleb, mleko, mięso, usługi. A jak temu sprostać, mając dużą rodzinę na utrzymaniu? Ja sobie tego nie wyobrażam! Gdyby nie było tej ustawy, to już ja bym nie wysłała dzieci w tym roku na wakacje, a może i samochód musiałabym sprzedać. Politykom łatwo krytykować, a normalni ludzie muszą jakoś żyć – mówi Marta N. z Pułtuska, ekspedientka w sklepie spożywczym (40 lat).
Materiał powstał przy współpracy z PKEE