Oscary przyznano po raz pierwszy w 1929 roku, a ceremonia wręczenia nagród miała miejsce 16 maja w Roosevelt Hotel w Los Angeles. Kilkaset osób zapłaciło 5 dolarów za bilet wstępu. Dzisiaj to koszt 70 dolarów.
Statuetka jest wykonana z stopu o nazwie britannium i waży niecałe 4 kilogramy, a pokrywa je 24-karatowe złoto. Dopiero w 1950 roku wprowadzono zakaz odsprzedaży posążków przez nagrodzonych. Jedynym kupującym może być sama Akademia, ale za 1 dolara. Niemniej te przyznane wcześniej stawały się przedmiotem handlu, a ich wartość to kilka milionów dolarów.
Statuetki są produkowane przez fabrykę R.S. OWENS & COMPANY w Chicago. Każdy egzemplarz jest kontrolowany, polerowany i numerowany - ma nadawany indywidualny numer seryjny. Cały proces wytwarzania jednego Oscara trwa 7 dni. Następnie gotowa nagroda podróżuje statkiem do Los Angeles, ale sam transport statuetek z Chicago do Los Angeles odbywa się w ścisłej tajemnicy. Akademia Filmowa zastrzega sobie ona prawa do nieinformowania, ile w rzeczywistości jest wart Oscar. Niezależni eksperci jubilerscy szacują, że wartość statuetki to 350-400 dolarów.
ZOBACZ TEŻ: Oscary 2018: Bukmacherzy typują zwycięzców [ZDJĘCIA]
Zarabianie na Oscarach zaczyna się już na etapie wyborów. Proces jest dwu-etapowy, a już w pierwszym, w którym wyłaniani są nominowani, pojawiają się pracownicy firmy audytorskiej PwC. Spółka liczy głosy już od 1934 roku, bo to do PwC trafiają głosy pięć i pół tysiąca członków Akademii, reprezentujących poszczególne grupy zawodowe. "Po zliczeniu głosów nominacje zostają ogłoszone, a do członków Akademii ponownie zostają rozesłane karty, tym razem jednak w celu pozyskania głosów na tylko jednego nominowanego w każdej kategorii. Po zliczeniu głosów ukryte w zaklejonych kopertach wyniki trafiają do Akademii, po czym otwierane są dopiero w czasie ceremonii. O tym, do kogo powędrują nagrody, wiedzą tylko dwie osoby na świecie – pracownicy PricewaterhouseCoopers" - pisze portal histmag.org. Budżet tej operacji jest owiany tajemnicą.
Znany jest natomiast budżet na promocję pr-ową filmów, które są nominowane. Następny element łancucha to właśnie firmy zajmujące się komunikacją, a wartość usług pr-owych na tym etapie wyścigu po Oscary jest szacowana na 100 milionów dolarów. Skąd takie ogromne kwoty? Producenci liczą na wpłynięcie na decyzję członków Akademii, próbując wypromować nawet poszczególne wątki, jako modne, czy wyjątkowo aktualne, by poprawić pozycję filmu w wyścigu. Liczą na to, że po ewentualnym zdobyciu nagrody, nakłady zwrócą się z nawiązką.
"W 2010 roku o statuetkę za najlepszy film walczyły blockbuster "Avatar" i niszowy dramat "Hurt Locker" o wojnie w Iraku. Sowicie opłacanym specom od filmowego marketingu udało się przekonać krytykę, że rywalizacja o nagrodę to w istocie walka dobra (kina ambitnego) ze złem (filmu dla masowego odbiorcy). Efekt? "Hurt Locker", który przed galą Oscarów zarobił marne 14,7 mln dolarów, przyniósł studiu 6 złotych statuetek i dodatkowe 31 mln dolarów ze sprzedaży DVD. Kampania medialna szacowana na od 3 do 5 milionów dolarów wywindowała wpływy o 214 proc." - przytacza polska edycja magazynu "Forbes".
ZOBACZ TEŻ: Concierge. Asystent do zadań specjalnych w twoim domu
Oscary kojarzą się też z gratyfikacją dla samych nagrodzonych twórców. Utarła się tradycja, że każdy nominowany jest obdarowywany jest "pakietem od sponsorów", który wyceniany jest na 100-150 000 dolarów amerykańskich. W skład pakietu wchodzą m.in. kosmetyki, wyjazdy turystyczne, opcje wynajęcia samochodu. Co ciekawe, nie jest to oficjalna nagroda Akademii, a nawet spotyka się z jej dezaprobatą.
Ile zarabiają zdobywcy Oscara? Przeciętny film, który ukazał się w USA w zeszłej dekadzie zarabiał średnio ok. 20 milionów dolarów, ale film z jedną nominacją to skok do 73 milionów dolarów. A nominacja w kategorii "Najlepszy film" to wpływy na poziomie 110 milionów, a statuetka powoduje wzrost nawet do 150 000 000 dolarów.
Rozdanie nagród Akademii Filmowej to także drugie najważniejsze wydarzenie telewizyjne w USA, zaraz za SuperBowl, czyli finałem sportowej ligi futbolu amerykańskiego. Na tym korzysta kolejny wielki wygrany gali - branża reklamowa. Ceny za emisję reklam w Oscarową noc sięgnęły prawie 2 milionów dolarów za pół minuty czasu antenowego, a za dwie sekundy trzeba zapłacić ponad 110 tys. dolarów. "Jest on wyjątkowo cenny z trzech powodów: gala ma 40-milionową publiczność, jest transmitowana na żywo, więc widzowie nie mogą przewinąć reklam, a publiczność jest wyjątkowo atrakcyjnym kąskiem: to dobrze zarabiające kobiety w wieku 18-49 lat. Nic dziwnego, że swoje spoty miała Coca-Cola Light czy Hyundai, który do wyreżyserowania "oscarowej" reklamy rodzinnego modelu Azera zatrudnił samego Wesa Andersona (nominowanego wtedy do Oscara za scenariusz do "Kochanków z księżyca")" - wylicza Forbes.
Raz do grona finansowych sukcesorów gali oscarowej dołączył ... dostawca pizzy. Prowadząca galę zamówiła przez telefon kilka pudełek pizzy, a kurier potraktował zlecenie poważnie i bezwiednie wparował do Dolby Theatre. Na sali zaskoczony rozdzielał pizzę między gwiazdami w pierwszych rzędach. W nagrodę dostał od nich 300 dolarów napiwku.