O tym, że, szukając ludzi do pracy, należy zwracać uwagę nie tylko na wykształcenie i umiejętności, wie każdy, kto choć raz zatrudniał pracownika. Nie mniej ważne są cechy osobowości. Profesjonaliści mają łatwiej, przy prowadzeniu rekrutacji podpierają się specjalnymi testami, których celem jest określenie predyspozycji zawodowych zatrudnianej osoby. Często wtedy korzystają z modelu Belbina, brytyjskiego teoretyka zarządzania.
Marzenia HR-owca, czyli 9 typów Belbina
Meredith Belbin opisał dziewięć ról zespołowych w zależności od typu osobowości. Wyróżnił: Kreatora, który jest samodzielny i innowacyjny; wnikliwego i analitycznego Ewaluatora; poważnego i działającego intuicyjnie Koordynatora; Implementera cechującego się pracowitością i konsekwencją, precyzyjnego Perfekcjonistę; Poszukiwacza Źródeł, czyli jaskinię pomysłowości i optymizmu; dynamiczną oraz ambitną Lokomotywę; bezkonfliktową Duszę Zespołu oraz profesjonalnego w każdym calu Specjalistę.
To, rzecz jasna, typy pozytywne, które pozwolą zespołowi osiągać konkretne cele, a firmie rozwijać się. O predyspozycjach tych typów można przeczytać w większości podręczników do zarządzania.
Pracownik w krzywym zwierciadle
My postanowiliśmy sprawę potraktować mniej poważnie i dokonać subiektywnej typologii pracowników, którzy najbardziej dają się we znaki przełożonym. Podanie w wątpliwość własnego zachowania to wyższa szkoła jazdy, ale spróbujmy tym razem zerknąć na siebie krytycznym okiem i przyznać się do zawodowych słabostek. Oto nieco przejaskrawione typy pracowników korporacji. Sprawdź, czy odnajdujesz w nich siebie lub swoich kolegów.
1. W KOŃCU MI SIĘ TO NALEŻY
- czyli niech się martwi ktoś inny
26 dni urlopu, 8 godzin dziennie w pracy, co godzinę 5 minut przerwy od komputera – to wszystko zapisane jest w Kodeksie pracy i to mu się należy jak psu buda. Prawda. Ale to jedna strona medalu, bo nagany za spóźnienia, które również się w świetle prawa należą, pozostają niezauważone. Cóż, udało się. Nie uda się jednak namówienie go na dokończenie służbowego zadania po godzinach pracy. „W końcu mi się to należy" nie ma takiego zapisu w umowie. Dlatego gotów jest rzucić pracę punkt 17.00 i wyjść, zostawiając robotę na barkach kolegi, szefa albo kogokolwiek, kto jest takim „frajerem", że „po godzinach" zgodzi się pracować.
Nie chodzi o to, że pracownik ma siedzieć cicho i godzić się na nadużycia w pracy. Przydałyby się jedynie elastyczność i gotowość do pójścia na kompromis. Skoro jest to niemożliwe, byłoby fajnie gdyby „W końcu mi się to należy" zauważył, że co prawda w świetle prawa NIE WOLNO go za to zwolnić, ale i NIE TRZEBA awansować.
2. WIECZNY SCEPTYK
- czyli to nigdy się nie uda
„I tak nie zdążymy", „Kto da kasę na taki szajs", „To się nie ma prawa sprzedać". We własnym mniemaniu Wieczny Sceptyk, w odróżnieniu od bandy idiotów-optymistów, po prostu myśli. On by wolał tak jak dawniej – wszystko rozpisać, wysłać, zebrać i zamknąć. Zgodnie z procedurami i w określonym czasie. Zresztą i w takich sytuacjach nie wiadomo, czy wyjdzie.
Dla szefa krytyczne spojrzenie na projekt jest ważne, wskazanie potencjalnych przyczyn niepowodzenia – również. Nie ma jednak nic gorszego w zespole niż notoryczny krytykant. Jego słowa odbierają kolegom nadzieję, wciskają ich w rutynę i skutecznie demotywują. Najgorsze, że Wiecznego Sceptyka trudno zarazić optymizmem. Nie działają ani prośby, ani groźby. Jeśli zawodowy krytykant ma wysokie kompetencje zawodowe lub wykonuje niszową profesję, jest szansa, że przełożony jakoś zniesie to zrzędzenie.
3. WŚCIEKŁY NARCYZ
- czyli kiedyś docenisz, że jestem najlepszy
Kiedy przyjdzie wcześniej, słyszy o tym całe biuro, ale gdy wychodzi przed czasem, nie sposób go zauważyć. Pracuje, a przynajmniej w kuchni, na korytarzu i w palarni wszyscy wiedzą, jak ciężko pracuje. Ma masę pomysłów i zdecydowanie od dłubaniny na komputerze woli zebrania - na nich błyszczy. Gorzej jest z oddaniem raportu na czas, nie wspominając o zostaniu w pracy kwadrans dłużej.
Po zwróceniu uwagi wybucha, bo przecież „inni nie mieli aż tylu dobrych pomysłów a koledzy... też wychodzą wcześniej". Słowem, on robi wszystko dobrze, a szef go jeszcze doceni. Szkoda, że dopiero, gdy w firmie go zabraknie. Takiemu podejściu towarzyszy najprawdziwszy teatr: krzyk, ostentacyjne nieodzywanie się lub po prostu wyjście z pracy w połowie dnia.
To nie tak, że wściekły narcyz nie ma zalet. Jego mocną stroną jest kreatywność i podtrzymywanie kontaktów biznesowych z firmami zewnętrznymi. Niestety poza ideą, praca ma również swój codzienny wymiar, w którym liczy się systematyczność i skrupulatność, a z fochem łatwo przesadzić. Cierpliwość przełożonego ma swoje granice. Trzeba mieć to na uwadze, by nie wylądować na bruku.
4. PRAGMATYK SZANTAŻYSTA
- czyli podwyżka albo rzucam robotę...
Jest kompetentny i poprawnie oraz na czas wykonuje powierzone mu zadania. Po kilku miesiącach solidnej pracy coś w nim jednak pęka. Nie chce awansu ani imponującej wizytówki. Chodzi mu o kasę i to konkretną. Dostanie ją albo... rzuca pracę.
Korporacyjny szantażysta to jeden ze znienawidzonych przez szefów typów pracowników. Z jednej strony jest potrzebny firmie, z drugiej jego brak elastyczności i roszczeniowość bywają irytujące. Pal go sześć, jeśli naprawdę jest gotów zmienić posadę. Gorzej, gdy jest to jedynie gra służąca zaszantażowaniu przełożonego.
Dlaczego nie może w sposób spokojny poinformować szefa o swoich oczekiwaniach i dać mu czas na zareagowanie? Trudno powiedzieć. Wydaje się także, że rzadko zdaje sobie sprawę z tego, że położenie sprawy na ostrzu noża zawsze wiąże się ryzykiem, że naprawdę trzeba będzie szukać nowej pracy. Bo niejeden szef dla zasady powie „droga wolna".
5. PO PROSTU LIZUS
- czyli „w życiu nie miałem takiego szefa"
Komplementów nigdy za wiele – z takiego założenia wychodzi Lizus, który nie szczędzi pochwał pod adresem swojego przełożonego. Podziwia jego wykształcenie, cechy przywódcze, nowy samochód, a nawet sposób chodzenia. Do łez bawią go dowcipy przełożonego, a spojrzenie na rozwój firmy ma wręcz identyczne. Tych samych kontrahentów nie lubi, Kowalskiego to zwolniłby już pół roku temu, podobnie jak szef gustuje w niskich brunetkach, a zresztą kino preferuje także europejskie.
Początkowo przełożony nie wietrzy podstępu, ale, kiedy słyszy o tym, że dodatkowe kilogramy jeszcze go wysmukliły, nabiera podejrzeń, że ktoś tu jest nieszczery.
Zespół widzi nieszczerość Lizusa od początku, dlatego z biurowych rozmów znika temat przełożonego. Jego wady omawiane są wyłącznie na służbowym piwie, na którym już częściej bywa szef, niż Lizus.
Nie ma ludzi, którzy nie lubią pochwał, ale chwalić ich trzeba tak, by wierzyli. Lizus przegina. W momencie, w którym zostaje zdemaskowany – przełożony traci do niego szacunek i zaczyna postrzegać go jak natręta.
6. CWANY KUMPEL
- czyli podaj to dalej
To fajna koleżanka poznana na papierosie lub równy kumpel, który po pracy zawsze znajdzie czas na wspólne piwo. Zawsze uśmiechnięci, rozgadani, a w rankingu popularności biurowej wysoko na podium. Zwierzą się koleżance, z którą siedzą biurko w biurko, szefowi sypną komplement, zauważą zmianę fryzury u niepozornego kolegi, a przechodzącą panią sprzątaczkę zapytają o zdrowie.
Wszystko załatwią na uśmiech. Rezerwacja noclegu w delegacji to drobnostka, o którą można poprosić kolegę z działu. Wysłanie maila na szybko nie powinno przecież sprawić koleżance problemu, szef jakoś przymknie oko na wyrywanie się z pracy godzinkę wcześniej, a sekretarka w drodze wyjątku wypełni zaległe dokumenty. Jakby tak bliżej się przyjrzeć, to niemal wszystkie obowiązki Cwanych Kumpli wykonują inni. Oczywiście w ramach przysługi.
Koledzy rzadko zauważają, że są przez nich wykorzystywani. Co więcej, gdy przełożony wezwie Cwaniaka na dywanik, natychmiast staje się „tyranem", który „czepia się" bez powodu. Nawet ten, kto widzi, że Cwaniak pachnie leniem, to uwagi mu raczej nie zwróci, bo... „tak fajnie się gada". To „niezauważalne" nieróbstwo może trwać latami. Najczęściej do czasu konieczności redukcji pracowników. Wtedy Cwany Kumpel pierwszy idzie na ścięcie.
7. ZAWSZE PIERWSZY
- czyli wielbiciel rywalizacji
Pracownik tygodnia, miesiąca i roku. Każdego. Przygotowane przed czasem (i przed kolegami) zestawienie leży na biurku szefa. Zawsze Pierwszy jest w pracy pierwszy, pierwszy zapisuje się na szkolenia i pierwszy robi podyplomówkę, by podnieść kwalifikacje zawodowe. Ma więcej znajomych na fejsbuku, z ładniejszymi dziewczynami tańczył na służbowej imprezie, a do pracy dojeżdża szybciej o 3 minuty niż jego kolega, który mieszka na tym samym osiedlu. Dlaczego? Bo jest najlepszy i zawsze wygrywa. Wygrywał już w szkole. Zawsze Pierwszy nie zauważa, że koledzy od niego stronią. A jak już to dostrzeże - to wie, że są po prostu zazdrośni. Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Do celu.
Zawsze Pierwszy nie zdaje sobie sprawy z tego, że ciągła rywalizacja kładzie się cieniem na atmosferze pracy. Ani z tego, że z czasem we współpracownikach i w szefie zaczyna kołatać myśl, że ktoś tu chce awansować i nie zamierza przebierać w środkach, by dopiąć swego. Wtedy zaczyna się walka, którą o dziwo Zawsze Pierwszy przegrywa. Dlaczego? Bo ambicja, choć u pracownika bardzo pożądana, w nadmiarze bywa frustrująca. I to zarówno dla tego, kogo owładnęła, jak i jego współpracowników.
8. SZEREGOWIEC KOWALSKI
- czyli nigdy nie wyjdę przed szereg
Szeregowiec Kowalski w pracy jest o czasie, o 15.00 idzie na obiad, a resztę dnia spędza z nosem w papierach. Wykonane przez niego zadania mieszczą się w służbowej normie. Tylko tyle i aż tyle. Problem zaczyna się, gdy trzeba podjąć decyzję lub wziąć za coś odpowiedzialność. Szeregowiec woli zostać dwie godziny po pracy i mozolnie uzupełniać tabelki, niż pokwitować odbiór ważnej przesyłki. Prezentacja własnego pomysłu go przerasta, a myśl o tym, że mógłby wziąć na siebie kierowanie projektem, paraliżuje go. Wszyscy go „nawet lubią", choć nie wszyscy wiedzą jak ma na imię.
Szeregowiec Kowalski ma jednak pewne zalety: pracuje i z niczym się nie wychyla. Jest więc szansa, że w stanie względnej poprawności i rutyny zawodowej spokojnie doczeka zasłużonej emerytury.