I to wynika jasno z analizy statystki zamieszczonej w tym wydawnictwie. Porównaliśmy kilka danych pokazujących, że „dobrze już było”. Za punkty porównania wzięliśmy początek III Rzeczypospolitej – 1990 r. oraz ostatni rok uwzględniony w wspomnianym „Roczniku…”, czyli 2020 r. Na początku w flocie transportowej mieliśmy pod polską banderą 247 jednostek. Teraz mamy ich 95. Dziś wiele polskich statków pływa pod tzw. tanimi banderami. W roku 1990 polskie statki przewiozły 28 477 tys. ton, a w 2020 r. – 8135 tys. ton ładunku. Dawno temu polskie stocznie plasowały się w światowej czołówce. W 1990 r. było to już wspomnieniem, ale wówczas zwodowano 35 jednostek (o łącznej wyporności 134 tys. DWT – jest to jednostka określająca maksymalną nośność jednostki wyrażoną w tonach). Trzy dekady później – 8 statków (łącznej wyporności „Rocznik…” nie podaje. Charakterystyczne jest, że największymi statkami (takimi, które mogą zabrać najwięcej ładunku), które powstały w naszych stoczniach był budowane na przełomie 1990/1991 r. cztery masowce (każdy po 165 tys. DWT nośności). Znacznie dłuższy był „made in Poland” kontenerowiec, pływający dziś pod banderą liberyjską, „Cathrine Rickmers” zbudowany w 2002 r. (296 m), ale miał „tylko” 58 tys. DWT nośności.
Morze kojarzy się także z rybołówstwem. W 1990 r. na stanie polskiej floty rybackiej było 1321 jednostek (w tym 77 dalekomorskich). 30 lat później – 823 (2). Do tego doliczyć należy 441 kutrów rybackich (w 1990) i 124 w roku 2020. Połowy ryb i bezkręgowców morskich (chodzi m.in. o słynne kryle) wyniosły w 1990 r. 430 tys. ton, a 30 lat później już tylko 191 tys. Gdy w 1920 r. otrzymaliśmy z niepodległością skrawek dostęp do morza (147 km, teraz mamy 581), mieliśmy pod banderą 70 kutrów (44 należały do obywateli polskich niemieckiej narodowości). Złota era rybołówstwa, tak blisko-, jak i dalekomorskiego przypadła na lata 70. XX w. Wtedy nasza flota dalekomorska zapuszczała się pod Antarktydę, a w połowie kryla, zwanego czasem „krewetką dla ubogich”, zajmowaliśmy 3. miejsce w świecie. W szczytowym okresie rybę i kryla łowiono, na wszystkich morzach i oceanach, ze 140 jednostek. A w rybołówstwie dalekomorskim pracowało ok. 40 tys. osób.
Dobre lata w taje materii mamy za sobą. Z różnych powodów, nie tylko ekonomicznych, ale i politycznych. Jak powiadają Czesi „to se ne vrati”. I tylko czasem można się zdziwić, że Czesi mają w swoich sklepach rybnych większy wybór niż jest w naszych. Dziwne? Bo Czesi nie mają dostępu do morza? Na mapie a i owszem. W rzeczywistości dzierżawili/dzierżawią nadbrzeża w Hamburgu i Szczecinie. Polska ma cztery porty morskie o podstawowym znaczeniu dla gospodarki narodowej. Są to: Gdańsk, Gdynia, Szczecin i Świnoujście. I o ile ze stanem floty i rybołówstwa jest jak jest, to z wykorzystaniem tych portów jest bardzo dobrze. W 2020 r. przeładowano w nich 103,8 mln t ładunków, a w minionym 113,1 mln t. To najwyższy wynik w ich historii. O czym z nieukrywaną radością powiadomił (17 stycznia) wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk.
Polecany artykuł: