- Kiedy będzie ten moment, kiedy stwierdzisz, że spełniłaś wszystkie swoje marzenia, będziesz spełniona i będziesz chciała zająć się w swoim życiu czymś innym?
- Nie wiem, boję się tego. Mimo tego, że jestem zmęczona, śpię po 2 godziny, spędzam po 30 godzin w samolocie, kocham to i jestem tak uzależniona od pracy, że agencja wysyła mnie raz w roku na przymusowy urlop. Po tygodniu potrafię zadzwonić i błagać, żeby wysłali mnie do pracy, bo nie mogę usiedzieć w jednym miejscu. Musi się coś takiego wydarzyć, że wejdę do każdego kiosku i będzie tam moja twarz, albo będę mieć skrzydła (Victoria's Secret) i wtedy być może powiem: „wystarczy".
- Marzenia to jedno, sukces to drugie, a trzecie to ciężka praca. Czym jest dla ciebie praca modelki? Jak wygląda twój dzień pracy?
- To nie jest proste. To nie jest zwykła praca, a jeżeli chcesz coś osiągnąć - tym bardziej. Jeżeli jesteś dziewczyną, która chce mieć sesje raz w tygodniu i wiedzieć, że zarobisz na czynsz – ok, ale jeżeli naprawdę chcesz zrobić karierę i masz cele, to musisz zacisnąć zęby. W tym tygodniu codziennie wstawałam o 6 rano, chodziłam spać o 2 w nocy, a mój grafik był ustawiony godzina po godzinie. Nie miałam czasu zjeść, spotkać z nikim. Dostawałam wiadomości od znajomych, że gwiazdorzę, że odbiła mi woda sodowa, bo nie mam czasu się z nikim spotkać. Jeżeli chcesz być na szczycie, to przez pierwszych kilka lat będziesz musiała poświęcić wszystko: czas z rodziną, chłopakiem, wyjścia na imprezy. Jeżeli chcesz być profesjonalna to wyjście na galę traktujesz jak część swojej pracy: robisz swoje i idziesz do domu. Nie ma drinków, imprezowania. Czasami nie widzę swojej rodziny przez kilka miesięcy, nie rozmawiamy przez telefon, bo między nami jest różnica 12 godzin. Jestem sama, wszędzie gdzie jeżdżę i przez to ciągle czuję się samotna. Podróżuję sama, po sesjach chodzę na kolację sama, zasypiam w hotelu sama i jedyne co mam, to czasami możliwość rozmowy przez FaceTime. Często nie mam czasu zjeść przez cały dzień, usiąść. Pracuję swoim ciałem, nie mam siły na nic, ale muszę iść na siłownię, żeby utrzymać figurę.
- Jak do twojej pracy podchodzi twoja rodzina, znajomi? Kiedy nie możesz się z nimi spotkać, bo zwyczajnie nie masz czasu, dostajesz wiadomości, że gwiazdorzysz?
- Straciłam bardzo wielu przyjaciół. Może nie nazywajmy ich „przyjaciółmi", bo gdyby nimi byli, to nadal mielibyśmy kontakt, bez względu na wszystko. Jedyne osoby, które są przy mnie, to cierpliwi, którzy wiedzą i rozumieją, czym jest moja praca. Wiedzą, że nieważne co się stanie, jeśli będę mogła się spotkać, to się spotkam. To są przyjaciele. Moja mama jest moją największą fanką, jest niesamowita. Pierwsza znajduje artykuły, newsy o mnie i dzwoni, żeby gratulować. Kiedy mam chwilę załamania, chce mi się płakać – wspiera mnie. Ważnym jest, aby mieć mentalne wsparcie, nawet przez telefon. Ludzie z którymi chodziłam do szkoły, siedziałam z nimi w ławce, plotkują o mnie, opowiadają jakie rzekomo rzeczy robiłam w podstawówce. Kogo to teraz obchodzi? Większość historii jest wyssanych z palca. Odnajdują się osoby, których nie pamietam, piszą do mojej rodziny. Na początku moja babcia nie rozumiała, dlaczego muszę pokazywać się w gazetach. Teraz wie, że im więcej o tobie piszą, tym lepiej. Obecnie mam bardzo malutkie grono przyjaciół, ale rozumiemy się w 100 procentach.
- Pieniądze w Polsce są tematem tabu. Jakie podejście pod tym względem króluje w Miami? Czym różni się mentalność Polaków a Amerykanów w tym względzie? Podchodzisz do nich z dystansem czy planujesz swoją finansową przyszłość?
- Bardzo dużo myślę o finansach, o przyszłości. Liczę się z tym, że nie pracuję w żadnej firmie, więc nie mam ubezpieczenia od pracodawcy. Jeżeli coś mi się stanie, to jestem odpowiedzialna za samą siebie, jeżeli trafię do szpitala to muszę sama za niego zapłacić. Jestem bardzo ostrożna, staram się myśleć rozsądnie o wydatkach. Inwestycje w nieruchomości to coś, co zawsze się zwraca. To najbardziej rozsądna opcja. Lubię żyć komfortowo, nie odmawiam sobie pójścia na drogą kolację czy dobrego hotelu. Wydaję pieniądze, ale nie obnoszę się z tym. Dla mnie obrzydliwym jest, że w Miami każdy starszy facet z pieniędzmi chce wyrwać małolatę, pokazuje swój dobry samochód, zegarek.
- Jak porównasz sytuację w Polsce, w stosunku do tej, kiedy wyjeżdżałaś prawie 10 lat temu? Stany nadal istotnie różnią się od Polski pod względem rozwoju, poziomu życia?
- Teraz widzę, jakie są różnice, m.in. w komunikacji na odcinku Łódź-Warszawa, bo pochodzę stamtąd. Kiedyś musiałam dostać się z Łodzi na lotnisko i droga autem zajmowała 2,5 godziny. Widzę, jak się rozwijamy, ale to głównie Warszawa, kocham to miasto. Moi znajomi z Miami zwiedzili cały świat, a najlepszy swój czas spędzili właśnie w Warszawie, to ta stolica podobała im się najbardziej. Łódź stanęła w miejscu, nie wiem co się dzieje, gdzie i na co idą pieniądze. To bardzo przykre, bo to moje miasto. Bardzo wiele osób które pochodzi z Łodzi i osiągnęło sukces na świecie myśli podobnie.
- Pochodzenie, miejsce urodzenia pomaga w karierze, czy według ciebie wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji, talentów, szczęścia?
- Wszystko zależy od tego, jakie masz podejście do sukcesu. Jestem z bardzo biednej rodziny, moja mama musiała wyjechać do Ameryki, żebyśmy miały na chleb, żeby mogła mnie wysłać do dobrej szkoły w Polsce, żebym mogła uczyć się angielskiego. Dziadek był na emeryturze wojskowej, babcia pracowała dniami i nocami, żeby dzieci mnie nie wyśmiewały, że nie mam się w co ubrać. Koleżanka dostawała 50 zł kieszonkowego na tydzień, a ja 5 zł. Z drugiej strony cieszę się, że to przeżyłam, bo teraz doceniam jeszcze bardziej to, co mam. Jestem wdzięczna mojej rodzinie za to, jak mnie wychowała. Rozumiem, jak to jest nie mieć nic i mieć wszystko, i nadal być sobą. W mojej rodzinie do dzisiaj jest szacunek do pieniędzy. Teraz zarabiam więcej, staram się, żeby niczego im nie zabrakło i w taki sposób się odwdzięczam za to wszystko, co zrobiła dla mnie mama, dziadkowie. Teraz jest mój czas, żeby pracować i żeby to im nie brakowało. Widzę, że dziewczyny, które pochodzą z bogatych rodzin nie doceniają pieniędzy. Nie potrafię się z nimi dogadać, bo wszystko dostały na tacy, wszystko im łatwo przychodzi i nie szanują niczego i nikogo. W efekcie są na topie 5 minut, a potem odchodzą.
- No właśnie, czy o swojej karierze myślisz, że to „twoje 5 minut" i pewnie szybko minie, czy wierzysz, że ciężką pracą będziesz się długo utrzymywać na topie?
- Nie mogę stwierdzić czy to moje 5 minut. Nie wiem czy jutro ludzie mnie pokochają czy znienawidzą. Jedyne co mogę obiecać ludziom to fakt, że się nie zmienię. Nawet jeśli trafię na okładki magazynów. Jeżeli lubią mnie taką, jaka jestem, nadal będą mnie lubić. Mam nadzieję, że „moje 5 minut" będzie trwało dłużej, z każdego małego sukcesu się cieszę i robię to, co kocham. Na pewno moja rodzina nie pozwoli mi na „gwiazdorzenie". Moje „boom" trwa już kilka lat, więc mam nadzieję, że będzie tak samo w Polsce.
- Jak podchodzisz do kwestii stereotypów w modelingu? Ludzie myślą, że modelki są głupie, bo tylko pozują, nie mają studiów, dbają tylko o swoje ciało i są próżne.
- To denerwujące. Tak samo jak w życiu, tak i w modelingu: są dziewczyny, które nie grzeszą inteligencją, myślą, że zrobią sobie sztuczne piersi i usta i osiągną sukces. Pewnie rzucą szkołę i mają „sugar daddy". Podróże bardzo dużo uczą. Skończyłam szkołę w Stanach, nie poszłam na studia, ale znam 5 języków, potrafię odnaleźć się wszędzie, w każdym kraju. Mam duże zdolności technologiczne, potrafię nawet zhakować telefon. Miałam 15 lat, kiedy poleciałam do Peru. Modeling przygotowuje cię do życia, stajesz się odważna, bystra, uczysz się kultury, polityki, rozmawiasz ze wszystkimi, masz pojęcie na każdy temat. Uczysz się innych rzeczy, których szkoła by cię nie nauczyła. Nie uczyłam się biznesu, nie czytałam żadnych książek o biznesie i wszystkiego nauczyłam się słuchając, rozmawiając z ludźmi. Zadaję bardzo dużo pytań, jestem ciekawa świata. Chcę znać historię każdego, z kim pracuję. Są różne osoby, są modelki, które chcą się czegoś nauczyć i są takie, które nie chcą. Stereotypy są denerwujące, bo każdy jest inny.
- Ostatnio pojawiły się plotki, że wystąpisz w „Tańcu z Gwiazdami". Jak to skomentujesz?
- Byłam w samolocie z Miami do Niemiec. Wylądowałam po 14 godzinach lotu, włączyłam telefon i zwariował: powiadomienia z Facebooka i Instagrama, maile, wiadomości od znajomych. Musiałam sama wygooglować moje nazwisko. Najpierw napisał to tabloid, a potem kolejne media. Zadzwoniłam do swojej agencji spytać o co chodzi, a oni odpowiedzieli: „myśleliśmy, że ty nam to powiesz". To niesamowite, jak działa plotka. Polsat też nic nie wiedział na ten temat, ale stwierdził, że byłabym super kandydatką. Nie wiem jednak, czy mogę sobie na to pozwolić, bo to 3 miesiące bycia w Polsce, a ja mam agencje na całym świecie i pracę na całym świecie. Nie mogę być od czwartku do niedzieli na treningach w Polsce. Jeżeli mam świetne kontrakty z klientami i zniknę na 3 miesiące, to mogą znaleźć kogoś innego na moje miejsce. Nie wiadomo czy TzG mi pomoże czy zaszkodzi, a klientów mogę stracić. Dlatego bardzo mocno zastanawiamy się z agencją nad tą propozycją.
- Gdyby była to lepsza opcja finansowa zdecydowałabyś się na udział czy jednak ważniejsze jest bycie w modelingu przez cały czas. Fakt, że możesz o wiele więcej stracić?
- Nie chodzi o kwestie finansowe, ale o możliwość straty klientów, których uwielbiam, bo zwykle pracuję z tymi, których lubię. Ważna jest atmosfera w pracy, a nie najważniejsze są pieniądze. Jeżeli nawet straciłabym klientów, a dostała za udział w programie więcej pieniędzy i tak nie miałabym do czego wracać. Wolę pracować dłużej z ludźmi, których lubię, niż żeby to była jednorazowa przygoda, która nie wiadomo czy mi to pomoże. Ludzie różnie mogą ocenić mój udział, to bardzo strategiczna decyzja pod kątem PR-owym. Gdybym mieszkała w Polsce i tylko tutaj pracowała, nie byłoby pewnie problemu, ale aby zdecydować się na udział, najpierw muszę porozmawiać z 20 osobami.
- Jakie wyrzeczenia związane są z pracą w modelingu?
- Pamiętam, jak zbuntowałam się, kiedy przeprowadziłam się do Ameryki. Poszłam do gimnazjum, ukończyłam je, a później musiałam robić szkołę przez internet, bo za dużo wyjeżdzałam, inaczej by mnie wyrzucili. W samolocie odrabiałam prace domowe, nie miałam balu na zakończenie szkoły. Zobaczyłam, że tracę swoje dzieciństwo, właściwie straciłam je. Nie miałam pierwszych randek w szkole, spotkań, chodzenia na pijama party. Straciłam coś, ale zyskałam coś innego. Nie miałam czasu z rówieśnikami, często wydaje mi się, że jestem „starsza duszą", bo to z dorosłymi spędzałam większość czasu. Nie mogę i nie mogłam chodzić na imprezy, muszę uważać na to, co robię, bo ciągle jestem obserwowana.
- Co w modelingu jest najbardziej obciążające dla psychiki? Wspomniałaś, że brakuje ci rodziny, często czujesz się samotna.
- Trzeba mieć naprawdę mocny charakter, jeżeli chce się żyć w takim trybie. Możesz spytać: mojej agencji, managerki, księgowej – żyję na takich obrotach, że to prawie niemożliwe. Czasami nagle się rozpłaczę, bo jestem zbyt zmęczona, a czasami dostaję ataków gorąca. To ten tryb życia na wysokich obrotach daje się we znaki. W show biznesie jest bardzo dużo przypadków załamania nerwowego. Kiedyś tego nie rozumiałam, ale dzisiaj już wiem, na czym to polega. To trudne, kiedy wszyscy śledzą twój każdy krok, kiedy musisz uważać na to, co robisz. Staram się wyciszać, słucham muzyki, unikam stresów, medytuję, unikam negatywnych ludzi. Uważam, kim się otaczam, od razu odcinam się od toksycznych osób.
- Pójście na galę traktujesz jak swój przykry obowiązek?
- Uwielbiam przygotowania, makijaż, wybieranie sukienki, cieszę się, że ludzie są zainteresowani. Ale później, gdy siadamy w pierwszym rzędzie i wszyscy jesteśmy „gwiazdami" mam ochotę uciec stamtąd i pójść na kebaba. Ostatnio po gali Harper's Baazar poszłam na sok i herbatę, zmieniłam szpilki na zwykłe trapery. Wyjścia na galę to część pracy, fajnie było pobyć i poznać ludzi, ale to obowiązek.
- Co jest dla ciebie miarą sukcesu? Nie chodzi mi o modeling, o bycie aniołkiem Victoria's Secret.
- Moim największym marzeniem jest posiadanie dużej rodziny, gdzie w domu będą dzieci, biegające psy i kochający mąż, który mnie nie zostawi. Sama jestem z rozbitej rodziny, wychowałam się bez ojca, z mamą na drugim końcu świata. Najbardziej marzy mi się dom do którego zawsze wracam i wiem, że tam jest. Chcę stabilności w życiu, bo obecnie nie mam jej pod żadnym względem.
- Dziękuję za rozmowę i trzymam za ciebie kciuki.