Parokrotnie koleje losu nie sprzyjały wyścigom na Służewcu. Już pierwszy sezon został zakończony przez wybuch wojny, później w połowie poprzedniej dekady wyścigi przestały się odbywać na dwa lata. W 2008 roku organizacja została przejęta przez Totalizator Sportowy.
- Wcześniej wyścigi nie miały szczęścia do mecenasów. Jeśli udało się utrzymać wypłacalność nagród, to infrastruktura popadała w ruinę. Albo odwrotnie. Początkowo spotkaliśmy się z nieufnością środowiska, niektórzy nasze zainteresowanie obszarami Wyścigów interpretowali opacznie. My, jako Totalizator, traktujemy opiekę nad Torem jako misję – mówi dyrektor Toru Służewiec Włodzimierz Bąkowski.
Łąki i lisy
Cały obszar pod zarządem dyrekcji Toru to 38 hektarów, w dużej części terenów zielonych. Płynie przez nie Potok Służewiecki, oprócz toru głównego, m.in. jest kompleks stajni i tor roboczy. Przebywa tu 700 koni wyścigowych, na 1200 w całej Polsce, hodowanych i trenowanych przez wyspecjalizowanych trenerów. Koszt utrzymania jednego wierzchowca to ok. 1,5 tysiąca złotych. Konie zgłasza do wyścigów właściciel - hodowca, w zależności od zajętego miejsca dostaje nagrodę. Na ten cel przenaczane jest ponad 10 milionów złotych.
- Staramy się bilansować działanie toru z punktu widzenia ekonomicznego. Dochody z dnia wyścigowego, organizacja imprez komercyjnych, udostępnianie stajni hodowcom zaczynają pokrywać koszty utrzymania toru. O nagrody musimy zadbać w dużej mierze sami, trochę pomaga nam Polski Klub Wyścigów Konnych i sponsorzy. Jednak inwestycje w remonty budynków i reszty infrastruktury ponosimy już samodzielnie - mówi Włodzimierz Bąkowski.
Pawilon - widmo
Utrzymanie tak dużego terenu dodatkowo komplikuje fakt, iż duża jego część objęta jest przepisami ochrony środowiska, a na terenie Toru zalęgły się m.in. lisy. Totalizator Sportowy, kiedy dzierżawił teren na 30 lat zobowiązął się m.in. do rewitalizacji całego terenu. Na początku wyremontowano Trybunę II, teraz przyszła kolej na Trybunę I. W kolejce czeka Trybuna III., która tak na prawdę nigdy nie była otwarta.
- Przedwojenny projektant Toru Zygmunt Plater - Zyberk mówił, że planuje go w przód - na lata 80. Dlatego mamy wysoce funkcjonalny obiekt, np. z parkingiem na 2000 samochodów. W momencie składania projektu w Warszawie samochodów było 35 - mówi Sylwester Puczen, rzecznik prasowy oddziału Totalizatora Sportowego, odpowiedzialnego za Tor Wyścigów Konnych Służewiec.
Międzypokoleniowe hobby
W świetle ustawy hazardowej z 2010 r. należy rozdzielić organizacje zawodów sportowych i możliwość obstawiania. Tak więc za zakłady sportowe na Służewcu odpowiada Traf, spółka z grupy kapitałowej Totalizatora. Obsługuje zakłady na Służewca, a także umożliwia granie na wyścigach we Francji. W przyszłości w ofercie znajdą się zawody z innych państw, a służewieckie mają wylądować w sieci i umożliwić granie na Wyścigowej z każdego miejsca na świecie.
- Nieprawdziwe jest stwierdzenie, że konie to tylko hazard. Tu nie przegrywa się fortun, jak w kasynach. Tor odwiedzają całe rodziny, często dziadkowie przyprowadzają wnuczków. Tu często sama gra nie jest ważna, a bycie lepszym znawcą koni od kolegi, czy ojca - mówi Włodzimierz Bąkowski.
Z wyliczeń organizatorów wynika, że większość gości Toru nie wydaje więcej niż 200 złotych.
Jaki ojciec, taki syn
Dzień zawodów to zwieńczenie całej piramidy "wyścigowej", która składa się z koni, hodowców, stadnin, dżokejów, trenerów, stadnin i oczywiście samego hipodromu, na którym codziennie pracuje ok. 200 osób. Dyrektor Toru deklaruje, że aby na prawdę się orientować, trzeba na Torze spędzić 10 lat. Wytrawni gracze śledzą nie tylko historię konia wyścigowego, biegnącego w danej gonitwie, ale i historię jego rodziców, którzy też musieli być wygrywającymi często koniami wyścigowymi. Istotna jest też forma dżokeja, jak i strategia hodowcy, który zarządza koniem. Wiedząc to wszystko, wystarczy już tylko czekać na słowa-sakrament: Bomba w górę!