- Obawy o deficyt NFZ w wysokości ok. 14 mld zł w 2025 r. są uzasadnione, ale nie oznaczają "katastrofy", a raczej potrzebę racjonalizacji systemu.
- Zamykanie oddziałów i spadki hospitalizacji w grudniu to często normalne zjawiska, a Polska ma nadmiar łóżek szpitalnych w porównaniu do średniej europejskiej.
- Długoterminowo system wymaga reformy finansowania, ustalenia proporcji między składką zdrowotną a podatkami oraz racjonalizacji kosztów, zwłaszcza wynagrodzeń lekarzy.
- Bez ponadpartyjnej reformy, opartej na danych, deficyt NFZ może wzrosnąć z 24 mld zł w 2026 r. do nawet 40-60 mld zł w kolejnych latach.
Finanse NFZ: emocje kontra fakty
W przestrzeni publicznej narasta lęk przed „katastrofą” w ochronie zdrowia. Dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH–PIB zwraca uwagę, że spór podkręca niezrozumienie mechanizmów finansowania i różnic między świadczeniami planowymi a pilnymi. Jak podkreśla, - „Problem nie polega na tak czarno-białym przedstawianiu rzeczywistości. Podsycanie spirali obaw jest absolutnie nieadekwatne, wzbudza lęk u pacjentów.” Jednocześnie przyznaje, że wcześniejsze decyzje kumulowały koszty, więc obawy o ok. 14 mld zł deficytu NFZ w 2025 r. nie biorą się znikąd. Jego zdaniem to moment, w którym trzeba mówić o faktach i priorytetach, a nie o końcu systemu.
Zamykane oddziały i kolejki
Waśko rozdziela kłopoty systemowe od lokalnego zarządzania. Szpitale przesuwają wyłącznie świadczenia planowe, a grudzień co roku przynosi spadek liczby hospitalizacji. „Niezależnie od przyczyny grudzień zawsze jest miesiącem spadku liczby hospitalizacji, nawet o 20 procent.” To nie nowość, lecz efekt świąt i zmiany trybu pracy oddziałów.
Likwidacje oddziałów również nie muszą oznaczać zapaści. Polska ma ponad 20 proc. więcej łóżek szpitalnych na mieszkańca niż średnia europejska, a pediatria czy położnictwo często działają przy obłożeniu ok. 40 proc. Wniosek dyrektora jest prosty: zamiast utrzymywać nadmiar infrastruktury, trzeba ją dostosować do demografii i realnych potrzeb pacjentów.
Stały model finansowania i płace lekarzy
Krótkoterminowo Fundusz potrzebuje zasilenia z budżetu – pomóc ma nowelizacja ustawy o Funduszu Medycznym podpisana przez prezydenta. Długofalowo konieczne jest ustalenie, jaka część pieniędzy ma pochodzić ze składki zdrowotnej, a jaka z podatków, oraz według jakich reguł mają trafiać do systemu. Podniesienie składki o dwa punkty procentowe dałoby ok. 40 mld zł, lecz politycznie jest mało realne, więc bez racjonalizacji kosztów się nie obejdzie.
W kosztach szczególne miejsce zajmują wynagrodzenia lekarzy. Ich wzrost wynika – jak argumentuje Waśko – z kontraktów podpisywanych przez dyrektorów szpitali bez pokrycia w finansach, co przerzuca długi na dostawców i pozostały personel. Brak równowagi płacowej zasysa też kadry z wojska i samego NFZ, który od 2020 r. przegrywa konkurencję o pracowników.
Dyrektor NIZP podsumowuje, że potrzebna jest ponadpartyjna reforma, bo bez niej deficyt może urosnąć z prognozowanych 24 mld zł w 2026 r. do 40–60 mld zł w kolejnych latach. System ma działać stabilnie niezależnie od cyklu wyborczego, a decyzje powinny wynikać z danych i dowodów, nie z kampanijnych emocji.
