Historia Polski XX w.

Nie wyzwolić, a zniewolić. Prawda i fałsz o “wyzwoleniu” Warszawy 17 stycznia 1945 [GALERIA]

2023-01-14 12:11

Sowieci na pogorzelisku miasta, które szlachetnym powstaniem i jego konsekwencjami oraz rękami okupanta zostało doprowadzone do stanu agonii. Weszli na lewy brzeg stolicy 17 stycznia 1945 r. Przyszli „na swoje”. Warszawa przerażała. Była taka cicha i pusta, że zamieszkało w niej echo. Żołnierze polskiej I Armii Ludowego Wojska Polskiego, którzy przyszli tu z „wyzwolicielami”, padali na kolana i szlochali pośród szkieletów wypalonych kamienic i gmachów obnażonych do stalowych żeber

Żołnierze radzieccy byli rozczarowani, bo w styczniu 1945 r. stolica Polski była jednym wielkim cmentarzyskiem, w które Niemcy, przewidując, że się zapełni, powtykali, gdzie się da, zasadzki i miny. Nie było tu wiele do zrabowania, bo dobra, na które liczyli, spłonęły w potwornej pożodze. Sowieci przeklinali miasto, Niemców i Polaków.

Aż Warszawa się wykrwawi

Polscy żołnierze wiedzieli, że razem z wojskiem radzieckim mogli wyzwolić Warszawę pół roku wcześniej: w sierpniu 1944 r., kiedy warszawiacy wypatrywali pomocy z Zachodu, ale potem, gdy ukrywali się w piwnicach ranni, bezdomni i przerażeni, śpiący w kucki, zmuszani przez AK do budowania barykad i zabijani w razie odmowy, było im już wszystko jedno, z której strony przybędzie pomoc, byleby nadeszła.

Przed wojną w stolicy mieszkało 850 tys. mieszkańców. Zginęło co najmniej 600, a może nawet 800 tys. warszawiaków. W tej liczbie mieści się „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” – 350 tys. zabitych, zagłodzonych i zagazowanych, ale także polegli powstańcy warszawscy i ofiary niemieckiej zemsty za ich bunt: 160 tys. zamordowanych cywilów. Ci ludzie żyliby, gdyby nie Powstanie. Albo gdyby nie rozkaz radzieckiego dowództwa, żeby czekać, aż Warszawa się wykrwawi.

Jałtański wyrok na Polskę

W zasadzie wcale nie musieli jej wyzwalać. W Jałcie Stalin dostał, czego chciał. Powstanie, które pochłonęło tyle istnień ludzkich, dokonało się na marne. Niczego, co zostało ustalone przez Wielką Trójkę w Jałcie, nie można było unieważnić. Poświęcono tam Polskę, jakby nic dla Zachodu nie znaczyła. Kraj, którego żołnierze walczyli z Niemcami w każdej armii, na każdym froncie, Polacy, którzy rozpracowali Enigmę, polscy lotnicy walczący na brytyjskim niebie, żołnierze pod Monte Cassino mamieni obietnicą polskich Kresów. Państwo walczące, skonspirowane i zbuntowane jak żadne, marzące o wolności. I nagle straszny, nieuczciwy, bezwzględny i zaskakujący jałtański wyrok.

Ten temat, te fakty były w zagarniętej przez Stalina Polsce poruszane po cichu. Rozczarowanie pokrywał paraliżujący strach przed bezwzględnością radzieckiej policji politycznej, przed torturami i strzałem w potylicę.

Powstańcy warszawscy wrogami

Sowieckie wojska przyprowadziły do Polski swój NKWD, gorszy niż gestapo. Jeszcze Ludowe Wojsko Polskie maszerowało Al. Jerozolimskimi, radzieccy politrucy wykrzykiwali z trybuny swoje tezy do pustych ruin, a NKWD już sporządzał listy członków AK pozostałych przy życiu. Sowieci wiedzieli, że nie wszyscy spośród nich leżą teraz w płytkich grobach wykopanych na ulicznych skwerach i podwórkach kamienic. I nie każdy powstaniec trafił do niemieckiej niewoli. Po zrujnowanych piwnicach, w lodowatych klatkach schodowych wypalonych domów, przy ogniskach, owinięci w to, co znaleźli w ruinach, siedzieli warszawscy powstańcy. Wrócili do Warszawy lub, ukrywając się, uniknęli niewoli. Grzali się przy ogniskach z połamanych mebli. 

Warszawiacy ocaleni z pogromu

Żywe trupy – one nie opuściły miasta. A między nimi pianista Władysław Szpilman, którego samotność w ruinach niemal pokonała nadzieję. „Nie wiedziałem, że Warszawa jest wyzwolona” – mówił w Polskim Radiu – „Byłem od pół roku w całkowitej samotności, ukryty w ruinach. Kiedy 20 stycznia usłyszałem jakieś dźwięki na ulicy i zobaczyłem ludzi, rozpłakałem się. Byłem wolny”.

Tacy ludzie jak on, sponiewierani przez wojnę, osieroceni, przymierający głodem, nie wiedzieli, że Warszawa została przejęta od nazistów przez władzę radziecką. Potem, gdy rozeszła się wieść o tym, że Warszawa jest wolna, kryjówki, nory w zapadliskach i lejach po bombach zaczęły się zapełniać. Warszawiacy rozrzuceni po całej Polsce i ci, którzy popełnili błąd, nie zostając za granicą, wracali do swojego miasta. Rozpoznawali domy po kawałkach fasad, drzwiach… A potem, szukając swoich mieszkań, widzieli tylko ściany zrujnowanych pięter. Rozróżniali je po kolorze ścian i tapetach.

Powroty pełne łez

Te powroty uaktywniały działania NKWD. Chciał prześwietlić wszystkich, jak najwięcej o nich wiedzieć, a nuż okażą się zdrajcami lub wrogami ustroju, który miał zostać Polsce narzucony. Po kilku miesiącach funkcjonariusze uwijali się, wyciągając wykończonych ludzi z ruin ich ukochanego miasta. Nagle, zamiast cieni schowanych w piwnicach, pod popękanymi, opadającymi stropami, w mieście pojawili się ludzie, którzy wrócili od krewnych, ocaleli po wsiach, dworkach i chałupach. Z walizkami, pakunkami, niektórzy niosąc krzesła lub fotele, wlokąc za sobą pękate wory z pierzynami. W ciągu pierwszego miesiąca po „wyzwoleniu” przywędrowało ich 12 tys. Na stare śmieci. Na cmentarzysko wspomnień. Do masy warszawiaków czekających na wyzwolenie wiadomość o oswobodzeniu miasta nie dotarła. Wystarczyło, że nie mieli radia.

Potem dowiadywali się, że 17 stycznia 1945 r., pół roku później, niż to było możliwe i wyczekiwane, do lewobrzeżnej, zrujnowanej Warszawy wkroczyły wojska sowieckie oraz żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego. Nikt nie witał ich z kwiatami, nie było okrzyków wdzięczności. Tylko 10 proc. zakładów produkcyjnych przetrwało hekatombę. Zaledwie do 28 proc. mieszkań dało się wejść i jedynie co 10. zabytek można było bez trudu rozpoznać.

Powitały ich za to przeraźliwa cisza i smród spalenizny. Przetrwało zdjęcie, na którym dziewczynka w męskich, za dużych butach, stojąc na dachu ocalałego domu, patrzy na morze zniszczenia. W dole, aż po horyzont, jak okiem sięgnąć, nie ma nic oprócz czarnej ziemi i zalegających na niej gruzów.

Warszawa niezwyciężona

Wojska okupacyjne skrupulatnie wykonały rozkaz Hitlera, który po Powstaniu kazał zrównać Warszawę z ziemią. Wydawało się, że po takim ciosie stolica nie zdoła się podnieść. Pierwszą rzeczą, jaką zrobili jej wierni mieszkańcy, było odgruzowanie dojść do kamienic – teraz już prawie do niczego. Trzeba się było szybko zająć leżącymi tu i tam poczerniałymi ciałami chłopców z biało-czerwonymi opaskami na ramieniu. Płytkie mogiłki na dziedzińcach domów nie mogły tam zostać. Ekshumowani ludzie zawinięci w koce lub kotary czasem mieli przy sobie dokumenty, niekiedy list do rodziny albo jakiś drobiazg w kieszeni, krzyżyk na szyi, po którym bliscy rozpoznają swojego powstańca. Większość jednak pozostała bezimienna. Niesiono ich, przewracając się, potykając o gruz i raniąc nogi. Trudno było o łopaty, ziemię z grobów wybierano więc kawałkami blachy.

Nowe porządki w Warszawie

W wyzwoleńczej defiladzie nie brały udziału 47 i 61 Armia 1 Frontu Białoruskiego. Jeszcze przed chwilą walczyły o Warszawę z garstką niemieckich żołnierzy, którzy nie zdążyli wycofać się z miasta. Opanowanie Warszawy było jednym z celów operacji wiślańsko-odrzańskiej. Dwie radzieckie armie oskrzydliły Warszawę, tworząc kocioł, z którego nie dało się uciec. 9 Armia niemiecka, mocno uszczuplona przez wycofanie jej kilku oddziałów, nie miała szans wobec przewagi wojsk radzieckich i LWP.

Przed zwycięską defiladą, która odbyła się 19 stycznia, Al. Jerozolimskie w pośpiechu oczyszczano z gruzów i grobów. Do defilady wyznaczono kilka oddziałów I Armii WP. Gdy ruszyły w kierunku Marszałkowskiej, z głośników ustawionych na trasie przemarszu zamiast polskiego hymnu gruchnęła „Warszawianka”. „Śmiało podnieśmy sztandar nasz w górę… chociaż nas gnębią siły ponure… bo to jest sztandar całej ludzkości..” – zagrzmiało i poniosło się echem po gruzach i ruinach. Żołnierze szli, śpiewając pieśń zmartwychwstania. Miejsca na trybunie wzniesionej naprzeciwko gmachu Polonii zajęli komunistyczni notable obok najwyżej postawionych wojskowych.

To nie było żadne wyzwolenie. Raczej najście nowych okupantów chcących zaprowadzić tu własne porządki.

Nie wyzwolenie Warszawy, lecz zniewolenie

Na tej platformie objawiała się przyszłość wyzwolonej Polski: Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, płk Marian Spychalski stali dumni, w pełnej jedności z sowieckim marszałkiem Gieorgijem Żukowem. Tego samego dnia sowiecki gen. Iwan Sierow pisał do szefa NKWD Ławrientija Berii: „W celu zaprowadzenia należytego porządku w Warszawie wykonaliśmy, co następuje: 1. zorganizowaliśmy grupy operacyjno-czekistowskie mające za zadanie filtrację wszystkich mieszkańców zamierzających przedostać się na Pragę; 2. pracują grupy operacyjne, złożone z pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Polski i naszych czekistów mających na celu ujawnienie i zatrzymanie kierownictwa Komendy Głównej AK, NSZ itd., itp…”

Wkrótce ludzie zaczęli znikać. Miejsce gestapo zajął NKWD, który szybko zapełnił naprędce zorganizowane więzienia. Nastał terror jak za niemieckiej okupacji. Jednostki specjalne NKWD, przybyłe do naszej stolicy z wojskiem, zajęły się polowaniem na wszystkich, którzy nie pałali zapałem do zaprowadzania w Warszawie stalinowskich porządków. Wielu warszawiaków naiwnie cieszyło się z „wyzwolenia”, które w istocie było zniewoleniem. Jednak po jakimś czasie nawet oni zorientowali się, że znaleźliśmy się pod nową okupacją.

„Ogromne wojska, bitne generały, policje – tajne, widne i dwu-płciowe – Przeciwko komuż tak się pojednały?”. Przeciwko tym, których wyzwoliły.

Pieniądze to nie wszystko Paulina Matysiak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze