Obowiązujący system ochrony praw konsumentów w sprzedaży bezpośredniej umożliwia zapewnienie pomocy kupującym oraz reakcję na naruszenia zbiorowych interesów konsumentów. Jednak do połowy kwietnia tego roku osoby borykające się problemami po nieudanych zakupach na pokazach mogły liczyć praktycznie same na siebie.
Zobacz: Najlepsze uczelnie w Polsce [RANKING]
Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się sytuacji konsumentów poszkodowanych przez tzw. garkowcisków, czyli osoby sprzedające na specjalnych pokazach określone towary – zwykle poduszki, kołdry, garnki, masażery, lecznicze lampy itp. Pod lupę szły zakupy zrobione w latach 2014-2015, kiedy to nie obowiązywał w zakresie polityki konsumenckiej żaden dokument rządowy o charakterze strategicznym – czyli konsumenci (zwykle seniorzy) w starciu z tzw. garkowciskami pozostawieni byli sami sobie.
Ujawnione nieprawidłowości w toku kontroli to m.in.:
- znikome wspieranie konsumentów poprzez występowanie w ich imieniu z powództwem przeciwko przedsiębiorcom naruszającym ich prawa,
- długotrwałe postępowania dotyczące podejrzeń naruszenia zbiorowych interesów konsumentów,
- utrudniony dostęp do siedziby rzecznika dla osób starszych i niepełnosprawnych,
- nieprowadzenie lub prowadzenie w ograniczonym zakresie edukacji przez rzeczników konsumentów,
- niedostosowanie godzin pracy rzeczników do potrzeb konsumentów aktywnych zawodowo,
- brak ewaluacji przez UOKiK skuteczności działań edukacyjnych,
- brak realizacji wniosku NIK, dotyczącego zmiany formy rejestru klauzul niedozwolonych, która nadal nie odpowiada potrzebom konsumentów i przedsiębiorców,
- niedostosowanie wzoru sprawozdania z działalności rzeczników pozwalającego na analizę ilościową i jakościową nowych zachowań sprzedawców i konsumentów.
NIK w celu rozeznania się w sytuacji na rynku sprzedaży bezpośredniej wysłali do grupy konsumentów ankiety. Co z nich wynika? Konsumenci byli zapraszani na pokazy lub prezentacje towarów i usług głównie poprzez bezpośrednio do nich kierowane zaproszenia: telefoniczne (48,8 proc.) oraz listowne (33 proc.).
Zdecydowana większość pokazów poświęcona była wyłącznie prezentacji oferowanego produktu bądź usługi (87,3 proc.), w pozostałych przypadkach towarzyszyły jej dodatkowe atrakcje zachęcające do wzięcia udziału w prezentacji, w postaci występów artystów bądź wycieczek (12,7 proc.). Niemal połowa (50,6 proc.) zaproszeń zawierała informację o faktycznym celu organizowanego pokazu, czyli możliwości zakupu towarów lub usług.
Zobacz: Dlaczego Polacy zakładają własne firmy? [RAPORT]
Po przeanalizowaniu ankiet Najwyższa Izba Kontroli odkryła, że preferowanym miejscem organizowania pokazów były kawiarnie i restauracje (32,5 proc.), sale wynajęte w hotelach (26,9 proc.) lub innych miejscach (10,1 proc.). Ankietowani przyznali również, że w budynkach użyteczności publicznej, takich jak: gminne albo miejskie ośrodki kultury (9,8 proc.), a nawet szkoły (5,9 proc.). Nie zabrakło też pokazów w domach konsumentów (7,3 proc.) oraz podczas ich pobytów w sanatoriach i ośrodkach wczasowych (6,3 proc).
Co najczęściej jest prezentowane? Prym wiodą naczynia kuchenne (27,4 proc.), wyroby paramedyczne wraz z abonamentowymi usługami medycznymi (24,6 proc.) oraz wyroby pościelowe, np. kołdry wełniane (22,7 proc.). Ankietowani brali udział także w prezentacjach kosmetyków (5,3%) i chemii gospodarczej (4,6 proc.).
I co bardzo ważne, ponad połowa ankietowanych przyznała, ze cechy prezentowanych towarów i usług były niedokładnie i niezrozumiale wyjaśnione.
Jednak najgorsze jest to, że zdaniem ponad 80 proc. pytanych konsumentów prezenterzy nie informowali o prawach przysługujących konsumentom dokonującym zakupów poza siedzibą przedsiębiorcy, w tym m.in. o możliwości odstąpienia od zawartej umowy.
Zobacz: Światowy szczyt kobiet w Polsce
A już szczytem nieuczciwości było to, że zdaniem ponad 80 proc. pytanych sprzedawcy nie udostępniali umowy w celu zapoznania się z jej postanowieniami przed podpisaniem, a jeśli to robili - to w opinii ponad połowy ankietowanych umowy były nieczytelne (np. wydrukowane małą czcionką) lub niezrozumiałe dla nich. A karygodne, bo aż blisko 90 proc. transakcji wymagała jednorazowej zapłaty, a a ponad 80 proc. wiązała się z zaciągnięciem kredytu.
I to właśnie głównie z prośbą o pomoc w odzyskaniu zapłaconych pieniędzy lub rezygnacji z tak naprawdę kredytowej umowy zwracali się konsumenci do rzeczników konsumentów.
NIK przyznaje, że przedsiębiorcy nie respektowali prawa do odstąpienia w ustawowym terminie od zawartej umowy lub utrudniali konsumentom realizację tego prawa. Konsumenci mieli także trudności z rozwiązaniem umowy kredytu w sytuacji skutecznego odstąpienia od umowy zakupu towaru.