Dr DAWID PIEKARZ, Instytut Staszica
– Jedni mówią o dramatycznej drożyźnie, inni, że nigdy nie było tak tanio. To jak jest?
RENATA JUSZKIEWICZ, prezes POHiD
– Panuje rekordowa drożyzna, ceny poszły znacząco w górę, szczególnie podstawowych produktów, jak np. wieprzowina, warzywa, owoce. Tak drastycznego wzrostu cen od dawna nie odczuliśmy. Myślę, że średni koszyk (czyli podstawowych produktów, które musimy kupić) jest dzisiaj droższy o ponad 30 proc. Zdajemy sobie sprawę, że taki trend utrzymuje się od dłuższego czasu.
Dr Dawid Piekarz:
– Czy to producenci żywności zafundowali nam tak wysokie ceny?
ANDRZEJ GANTNER, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności:
– Musimy pamiętać o specyfice produkcji żywności. To branża, bardziej niż jakakolwiek inna, uzależniona od pogody. Od dwóch lat mamy fatalną suszę, która mocno obniżyła plony, szczególnie warzyw korzeniowych (słynna pietruszka po 18 zł/kg), ale też innych surowców, choćby ziemniaków, których cena wzrosła aż o 100 proc. Następna rzecz to skokowy wzrost kosztów produkcji. Produkcja żywności to przemysł energochłonny. Tymczasem energia dla dużych firm –jak wynika z ankiet przeprowadzonych przez nas wśród przedsiębiorców – podrożała w I kwartale tego roku o 30–40 proc., podczas gdy większość marż w branży oscyluje w granicach 0,5–2 proc. Żadna firma nie jest wstanie wchłonąć tak dużych podwyżek kosztów produkcji. Jeśli do tego dołożymy wzrost cen surowców, ciągły wzrost kosztów pracy (nawet bez wzrostu płacy minimalnej), to mamy wzrost finalnej ceny, ponieważ firmy nie są wstanie zrekompensować podwyżek poprzez dodatkowe oszczędności. Przy tym żywność w większości jest opodatkowana 23 proc. VAT (jeden z najwyższych w UE), czyli z każdej złotówki aż 23 gr. trafia do Skarbu Państwa, a nie do producenta. Zważywszy na niskie marże w naszej branży, to bardzo dużo.
ANUSZ CICHOŃ, były wiceminister w Ministerstwie Finansów
Finansów – Widzimy jak na dłoni, że w wielu obszarach, zwłaszcza jeśli chodzi o żywność, ceny bardzo urosły. Dlaczego tak się dzieje? W ostatnich czterech latach mamy do czynienia z pasmem wymyślonych, nowych opłat i obciążeń podatkowych i wzrostem dotychczasowych. Prowadzę listę wstydu PiS, mam już na niej ponad 40 pozycji. Niepokoi mnie fakt, że formuła uzasadniana wzrostu cen kosztami bardzo się rozpowszechniła. Zwłaszcza w sektorach kontrolowanych przez państwo, jak np. energetyka, gdzie mamy regulatorów nadzorujących ceny i proces ich ustalania. To oznacza, że nie rynek reguluje ceny, ale wystarczy podwyższyć koszty, żeby mieć wyższe zyski. W rezultacie to państwo napędza koszty iw dużej mierze obwiniam państwo za to, co się dzieje na rynku i jak odczuwalny jest wzrost cen.
Dr Dawid Piekarz
– Wejdę trochę w rolę adwokata diabła. Obecnie mamy najwyższy w historii wzrost pensji, podobnie transferów socjalnych, w portfelach konsumentów zostaje więcej pieniędzy. Czy to nie jest tak, że handel ma przestrzeń do podwyżek cen?
Renata Juszkiewicz
– Od wielu lat pokutuje przekonanie, że to handel drenuje kieszenie i napędza ceny, próbując uzyskać dla siebie cenę jak najlepszą. Nic bardziej błędnego. Mamy najniższe marże w całym łańcuchu dostaw, zaledwie kilka procent, podczas gdy producenci ustalają je na poziomie nawet kilkunastu procent. W całym łańcuchu od pola do konsumenta końcowego jest wielu pośredników, którzy dorzucają swoje marże. Wzrost cen na pewno nie wynika ze wzrostu cen w sieciach. Lista ustaw i obciążeń fiskalnych finansowych dla handlu jest bardzo długa – aż 17 różnych regulacji tylko w ostatnich czterech latach dotknęło handlu. Handel jest w bardzo trudnej sytuacji, czego dowodem są zamknięcia sklepów i wyjścia z rynku. Rynek jest bardzo konkurencyjny i firmy zmagają się, aby sprostać ostrej konkurencji i utrzymać poziom cen, żeby nie stracić klientów. Planowany podatek handlowy może przechylić szalę i zmusić firmy do podjęcia bardzo trudnych decyzji, gdyż podatek handlowy na poziomie 1,4 proc. uderzy w sieci, których rentowność wynosi zaledwie 0,5 proc. Branżę handlową bardzo mocno dotknął zakaz handlu w niedziele. W 2020 r. ten zakaz będzie dotyczył wszystkich niedziel, więc będzie jeszcze bardziej odczuwalny. Równoczesny zakaz handlu we wszystkie niedziele i podatek handlowy to ogromne obciążenie dla branży. Przełoży się na wyniki. Wbrew pozorom może okazać się, że wpływy będą duże niższe, niż zakładano.
Andrzej Gantner
– Rozpędziliśmy produkcję w przemyśle spożywczym, a za tym poszło zwiększone zapotrzebowanie, czyli zwiększyliśmy zapotrzebowanie na surowce, energię, transport. Tymczasem nie mamy nowoczesnego handlu surowcami, spożywczych giełd rolnych, sieci dróg, za to mamy zaniedbaną energetykę i gospodarkę wodną oraz tysiące pośredników, którzy generują głównie koszty. Czekają nas kolejne podwyżki, choćby podatek handlowy, a polskie przedsiębiorstwa w znaczącej mierze wyczerpały możliwości generowania oszczędności i każde zwiększenie kosztów po stronie producenta powoduje wzrost kosztu produktu, a finalnie ceny dla konsumenta.
Renata Juszkiewicz
– To nie jest tak, że podatek handlowy przełoży się tylko na producentów i konsumentów, on uderzy głównie w handel. Ponad 90 proc. polskich produktów jest sprzedawanych w sieciach. Według ostatniego sondażu „Super Expressu” aż 69 proc. konsumentów bardzo mocno odczuwa drożyznę.
Andrzej Gantner
żywności są bolesne dla konsumenta, warto spojrzeć na udział wydatków na żywność w wydatkach gospodarstwa domowego. W Niemczech to zaledwie 11 proc., u nas – 25 proc. To pokazuje, jaka jest realna skala obciążeń z tytułu wzrostu cen żywności dla konsumentów. Teoretycznie podwyżka np. o 5 gr. ceny jajka wydaje się nie mieć na papierze większego znaczenia, ale kiedy 1/4 dochodów wydaje się na żywność, to liczy się każdy grosz. Warto pamiętać, że każdy grosz liczy się też dla producenta, bo nawet jeden grosz mniej w cenie jednostkowej produktu może w dłuższym okresie zadecydować obyć albo nie być przedsiębiorstwa czy producenta rolnego.
JAKUB OLIPRA, ekonomista Credit Agricole
wydatków na żywność w Polsce wynosi 25 proc., a w Niemczech 11 proc. nie wynika z większego obciążenia podatkowego naszego sektora spożywczego czy też wyższych cen, tylko z tego, że jesteśmy mniej zamożni. Zgodnie z prawem Engla wraz ze wzrostem zamożności udział wydatków na żywność w wydatkach ogółem spada. Występuje zależność, zgodnie z którą wzrost cen kosztów produkcji np. ze względu na drożejące surowce rolne bardzo szybko znajduje odzwierciedlenie w wyższych cenach na sklepowych półkach. Natomiast gdy ceny tych surowców obniżą się, to spadek cen detalicznych jest o wiele wolniejszy i często nie wracają już one do wcześniejszego poziomu. Sprzyja to utrzymywaniu się cen żywności w trendzie wzrostowym w długim okresie. Należy jednak pamiętać, że na ceny żywności w kraju wpływają nie tylko czynniki wewnętrzne, lecz przede wszystkim czynni ki zewnętrzne. Rynek żywności jest obecnie rynkiem globalnym – przykładowo jeżeli w wyniku suszy produkcja mleka w Nowej Zelandii spada, w Polsce mamy wzrost cen masła. Czyli – to, że ceny żywności rosną lub spadają, w większości przypadków jest efektem czynników zewnętrznych, które pozostają poza zasięgiem decyzji politycznych podejmowanych w kraju.
Dr Dawid Piekarz
– Rząd może jednak wpływać na ceny, nakładając na biznes różnego rodzaju opłaty i podatki, jak choćby planowany podatek handlowy.
Renata Juszkiewicz:
– Bardzo liczymy na to, że podatek handlowy jednak nie wejdzie w życie od 1 stycznia. Z dwóch powodów. Po pierwsze – szalejąca drożyzna, po drugie – został zaskarżony w UE. Będziemy postulować odejście od tego podatku lub chociaż odłożenie go w czasie, żeby chronić budżety domowe polskich konsumentów. Już w tej chwili mamy ogromne obciążenia (np. podatek galeriowy, pakiet ustaw związanych z ekologią) i wiele innych obciążeń fiskalnych, które handel musi udźwignąć. Gdyby jednak doszło do wprowadzenia podatku handlowego, to na pewno odbije się on na cenach.
Andrzej Gantner
– Wszelkie podatki nakładane na dystrybucję uderzą finalnie w dostawców. Dodatkowo dojdą nowe obciążenia, takie jak chociażby nowy system rozszerzonej odpowiedzialności producenta dotyczący odpadów opakowaniowych. W połączeniu ze skokowym wzrostem kosztów pracy może doprowadzić to wciągu najbliższych dwóch lat do znacznego pogorszenia się warunków funkcjonowania przedsiębiorstw, a nawet bankructwa firm, szczególnie w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw. Trzeba pamiętać, że podwyżka kosztów działania przetwórców przenosi się też na rolnictwo poprzez szukanie oszczędności w tańszych surowcach. Część przedsiębiorstw może znaleźć się w pułapce pomiędzy brakiem możliwości zwiększenia przychodów a drastycznym wzrostem kosztów.
Jakub Olipra
– Ostatnio można jednak zaobserwować wzrost znaczenia czynników wewnętrznych w kształtowaniu cen żywności. W warunkach rosnących cen energii, kosztów pracy czy planowanego podatku handlowego najprawdopodobniej wyższe ceny zostaną przerzucone na konsumentów, ponieważ możliwości obniżenia marż czy obciążenia wyższymi kosztami poddostawców są już ograniczone. W kontekście wpływu nowych regulacji na ceny jeszcze ważniejsza niż podatek handlowy jest w mojej ocenie ustawa ocenach referencyjnych, czyli minimalnych cenach skupu niektórych surowców rolnych. Może się okazać, że w okresach dobrych światowych zbiorów cena referencyjna dla wielu surowców rolnych będzie wyższa niż ceny tych samym produktów z importu. Wtedy firmy będą albo kupowały droższe krajowe produkty i traciły konkurencyjność w kraju i za granicą, albo będą zastępować krajowe produkty importem i wtedy ucierpi polski rolnik, bo po cenie referencyjnej nikt nie będzie chciał kupić jego produktów. Ta ustawa może doprowadzić do dużej nierównowagi w polskim sektorze rolno-spożywczym i jednocześnie zwiększyć koszty prowadzenia biznesu, co znajdzie odzwierciedlenie w wyższych cenach detalicznych.
Dr Dawid Piekarz
– A może wyczerpaliśmy już proste rezerwy, jak np. tania siła robocza, i źródeł konkurencyjności trzeba szukać gdzie indziej. Może trzeba budować sensowny rynek rolny, który stworzy równowagę między atrakcyjnością cenową dla konsumenta, producenta, rolnika i przetwórcy. Może potrzebujemy gospodarki żywnościowej 2.0?
Andrzej Gantner
– Myślę, że w obrocie surowcami rolnymi w Polsce bardzo brakuje nowoczesnego spółdzielczego handlu. Jesteśmy szóstym największym producentem żywności w UE, a nie mamy takiego systemu. Tymczasem firmy potrzebują źródeł stabilnego strumienia jednolitego jakościowo surowca, a korzystanie z pośredników czy nawet własne bazy skupowe to zupełnie niepotrzebny koszt. Gdyby zamiast cen referencyjnych skupić się na budowaniu spółdzielczych giełd rolnych, czyli de facto przekazaniu handlu surowcami w ręce rolników i zapewnieniu im w ten sposób właściwej mocnej pozycji w łańcuchu produkcji żywności, to mielibyśmy większą szansę na rozwój zarówno rolnictwa, jak i przetwórstwa niż poprzez utrwalanie nieefektywnych ekonomicznie obecnie funkcjonujących wzorców. Tego typu giełdy pozwoliłyby też na kumulację kapitału i jego inwestowanie w przetwórstwo. W ten właśnie sposób rolnicy mogliby się stać akcjonariuszami, czyli współwłaścicielami firm przetwórczych.
Renata Juszkiewicz
– Nie chcemy sięgać po produkty importowane w celu zahamowania wzrostu cen. Jeśli będzie tak mocna jak dotychczas ingerencja państwa, ucierpią na tym najsłabsze podmioty. Handel będzie zmuszony optymalizować koszty, co odbije się na całym otoczeniu biznesowym handlu.
– Formuła kosztowa jest wykorzystywana do podnoszenia cen, ale zmiana cen jest bardziej odczuwalna dla producentów niż dla konsumentów. Konsument małej zmiany może nawet nie zauważyć, a dla producenta są to gigantyczne pieniądze. Przy szalejącej drożyźnie rząd powinien powstrzymać się od wprowadzania dalszych obciążeń na handel i przetwórców żywności. Z pewnością z podatku handlowego trzeba się wycofać. W Sejmie jest nasz projekt obniżenia VAT na żywność do 5%. Jeżeli nastąpi zmiana rządów, wrócimy do tego projektu, który pozwoli uchronić przed zbyt dużym wzrostem cen żywności.